Trener Igor Griszczuk może czuć niedosyt po dwóch meczach Anwilu Włocławek z Asseco Prokomem w Gdyni. Zbyt śmiałą teza byłoby stwierdzenie, że wicelider tabeli po sezonie zasadniczym mógł wywieźć z Trójmiasta dwa zwycięstwa, ale jedno - dlaczego nie? W poniedziałek włocławianie prowadzili w pewnym momencie 42:28 i wydawało się, że mecz może skończyć się porażką faworyta. Nawet jeszcze po trzech kwartach lepsi byli goście, choć ich przewaga stopniała do dwóch oczek (68:66).
Ostatecznie to jednak Prokom wygrał, bowiem w czwartej odsłonie koncertowo do gry włączył się ten, który wcześniej pudłował na potęgę. Qyntel Woods, bo o nim mowa, zdobył w tej kwarcie 11 oczek, ale także wypracował kilka pozycji swoim partnerom w ten sposób, że wystarczyło im tylko umieścić piłkę w koszu z najbliższej odległości. Anwil nie ma w swoim składzie gwiazd pokroju Amerykanina, więc tym bardziej dziwiła decyzja trenera Griszczuka, który w końcowych minutach nie zdecydował się wpuścić na parkiet Mujo Tuljkovicia, choć jego podopieczni będący wówczas na parkiecie mieli wielkie problemy z oddaniem celnego rzutu.
Bośniak bardzo dobrze rozpoczął tamto spotkanie, szybko zdobył osiem punktów, po czym popełnił błąd i usiadł na ławkę rezerwowych, z której... nie podniósł się do końca spotkania. Opiekun Anwilu nie chciał komentować tej sytuacji na konferencji prasowej, co tylko zwiększyło zainteresowanie mediów tym tematem. Różne źródła podają jakoby na linii zawodnik-trener doszło do spięcia i dlatego koszykarz nie pojawił się już na parkiecie do końca meczu. Wobec i tak już okrojonego, brakiem Andrzeja Pluty, składu Anwilu, absencja kolejnego zawodnika w zbliżających się spotkaniach może być brzemienna w skutkach.
Dlatego też podstawowe pytanie jakie zadają sobie obecnie fani kujawskiej drużyny to nie jak zagrają ich ulubieńcy w trzecim spotkaniu finałowym, ale w jakim składzie wyjdą na parkiet. Bo to, że będą walczyć do ostatniej syreny - to pewne. Dlatego więcej emocji wzbudza możliwość pojawienia się na parkiecie wspomnianego Pluty, który swoim doświadczeniem z pewnością mógłby wspomóc młodszych kolegów i jego obecność na parkiecie podczas nerwowej końcówki, takiej jak w meczu numer dwa, byłaby nie do przecenienia. - Bardzo rzadko siedzę na ławce niegotowy do gry i chciałbym już móc grać. Jestem dobrej myśli, odbyłem już pierwsze treningi, wszystko idzie w dobrym kierunku, ale nie wiem jak to będzie - mówi kapitan zespołu.
W pełnieniu tej funkcji obecnie zastępuje go Krzysztof Szubarga i trzeba przyznać, że radzi sobie znakomicie. Reprezentacyjny rozgrywający zdaje sobie sprawę jaka ciąży na nim odpowiedzialność i gdy tylko ma piłkę w rękach, sam stara się zdobywać punkty, albo wyszukiwać lepiej ustawionych kolegów. W pierwszym meczu Szubarga zanotował nawet double-double w postaci 17 punktów i 11 asyst, a dwa dni później - 19 oczek i pięć asyst. Jednakże nawet bardzo dobra gra playmakera Anwilu czy innych koszykarzy, jak chociażby Nikoli Jovanovicia (20 punktów) i Alexa Dunna (18 oczek i 11 zbiórek), nie pozwoliła włocławianom wygrać nawet jednego meczu.
- Poprawiliśmy naszą defensywę, poprawiliśmy grę w ataku i choć pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną na miarę finału, to jednak zapomnieliśmy o tym, jak rzuca się wolne, a przy okazji mecz życia rozegrał Jagla i stąd nasza porażka - mówił po ostatniej syrenie poniedziałkowego starcia Jovanović i rzeczywiście. Wydawać by się mogło, że włocławianie grają naprawdę poukładaną koszykówkę i toczą z gdynianami wyrównaną walkę, lecz w końcówce popełniają kilka błędów, które niweczą wcześniejszy wysiłek.
W pierwszym spotkaniu Anwilowi zabrakło trochę czasu, zaś w drugim - celności z linii osobistych oraz wyrachowania. Włocławianie przestrzelili aż 12 wolnych (w tym pięć w samej końcówce), zagrali słabiej na tablicach i pudłowali najważniejsze rzuty z gry. A bohaterem dnia był Jan-Hendrik Jagla, który zdobył 31 punktów. Tomas Pacesas nie ma zatem takich problemów jakie ma trener Griszczuk. Dysponuje bardzo szeroką kadrą i doskonale wie, że jeśli jednego dnia pierwszy strzelec w ataku ma słabsza formę, udanie zastąpi go partner z ławki rezerwowych. W poniedziałek był to wspomniany Niemiec, ale bardzo ważne punkty rzucali także Ratko Varda czy Adam Hrycaniuk.
Co zatem muszą zrobić włocławianie by wygrać i zbliżyć się do Asseco Prokom po czwartkowym pojedynku? - Stale robimy progres, będziemy walczyć przy dopingu naszych kibiców i mam nadzieję, że tym razem to do nas uśmiechnie się szczęścia i popełnimy prostych błędów. Wtedy możemy wygrać - tłumaczy Jovanović, a jego wypowiedź kontruje Hrycaniuk - Dwa mecze we Włocławku będą bardzo ciężkie, spodziewamy się szturmu gospodarzy od pierwszej akcji, ale to my jesteśmy w lepszej sytuacji, dlatego zagramy tak spokojnie, jak dotychczas i postaramy się powielić sprawdzone scenariusze.
Trzeci mecz finałowy odbędzie się w czwartek o godz. 18.00, 27 maja. Bilety w cenie 35 i 40 złotych (lub 60 i 70 na oba mecze w Hali Mistrzów) do nabycia w kasach klubowych. Bezpośrednią transmisję z tego spotkania przeprowadzi telewizja TVP Sport.