Gdyby opisać na wykresie emocje panujące w pierwszym spotkaniu, przedstawiałyby się one zapewne w kształcie paraboli, bowiem były na początku i końcu spotkania.
Pierwsza kwarta skończyła się remisem i można powiedzieć, iż faktycznie była wyrównana, mimo że goście nie rozpoczęli najlepiej tego meczu. Już w drugiej akcji przyjezdni zaliczyli stratę, a Igor Griszczuk był zmuszony po kilkudziesięciu sekundach wykorzystać swój pierwszy czas, by zmobilizować podopiecznych. Gdynianie natomiast grali spokojnie i mądrze, a ich gra miała początkowo mało wspólnego z agresywną obroną znaną z meczów z Treflem. Prokom swoje zwycięstwo zawdzięcza głównie dobrej grze zespołowej, o czym świadczą również statystyki - pięciu graczy zanotowało ponad dziesięć punktów, w tym Adam Łapeta, który poza kiepskim wynikiem w zbiórkach spisywał się dobrze.
W kolejnych dwóch kwartach prowadzenie wypracowali sobie gospodarze, by w drugiej kwarcie wygrywać już ponad 20 punktami!
- Myślę, że początek trzeciej kwarty przespaliśmy i dlatego potem była taka pogoń za przeciwnikiem - stwierdził po meczu Kamil Chanas. Na usprawiedliwienie wpływa nieobecność trzonu ekipy z Włocławka - Andrzeja Pluty, który nie dość, że nie był w stanie wspomóc drużyny swoimi punktami, to również utrudniła się rotacja polskimi zawodnikami.
W czwartej kwarcie koszykarze Prokomu poczuli się zbyt pewni zwycięstwa, oddając tym samym grę. Wykorzystali to zawodnicy gości i w błyskawicznym tempie zaczęli nadrabiać straty, by zmniejszyć je nawet do 4 punktów!
- Zawodnicy myśleli, że mają już zwycięstwo zapewnione, lecz Anwil pokazał charakter. Przegrywając nawet dwudziestoma punktami, zdołali nadrobić straty. Wiele z tych punktów zyskali dzięki naszej głupocie - ocenił tę sytuację Tomas Pacesas.
Dwie drużyny mają zatem wiele do naprawienia, lecz faworytem wciąż pozostaje Asseco Prokom. Koszykarze Anwilu, mimo wsparcia swoich kibiców, podczas nieobecności Pluty mają małe szanse na zwycięstwo w poniedziałkowym meczu.
Początek spotkania o godzinie 18:00 w Hali Widowiskowo-Sportowej "Gdynia".