34-letni Rolands Freimanis jest uznanym nazwiskiem na polskim rynku. Koszykarz grał wcześniej w dwóch klubach PLK: Anwilu Włocławek i Enea Zastalu BC. W obu przypadkach cieszył się ze zdobycia medalu. Najpierw - w przerwanym sezonie przez pandemię - wywalczył brąz z ekipą z Kujaw, a rok później w finale, która była rozgrywana w ostrowskiej "bańce", przegrał z Arged BM Stalą 2:4. Teraz - już z Treflem - zamierza powalczyć o kolejny krążek.
Nie jest tajemnicą, że wielkim orędownikiem transferu doświadczonego Łotysza był trener Żan Tabak, który współpracował z nim w Zastalu w sezonie 2020/2021. Freimanis rozegrał wtedy jeden z najlepszych sezonów w karierze, prezentując się świetnie na parkietach PLK i VTB.
Freimanis w rozmowie z WP SportoweFakty opowiada o współpracy z chorwackim szkoleniowcem, ale zdradza też, w jaki sposób pożegnał się z prezesem Arkadiuszem Lewandowskim z Anwilu Włocławek, gdy na świecie wybuchła pandemia koronawirusa, a w Polsce przedwcześnie przerwano sezon.
ZOBACZ WIDEO: Pudzianowski wrócił do korzeni! Tylko spójrz na to
- To była kompletnie odmienna historia. Pokazująca, że można zachować się z klasą, mimo trudnej dla wszystkich sytuacji. Pamiętam, że usiedliśmy wtedy przy stole jak mężczyźni. Porozmawialiśmy i błyskawicznie zawarliśmy ugodę. Wtedy zrzekłem się części pieniędzy, ale to było dla mnie całkowicie normalne. Sezon przecież zakończył się szybciej. Anwil wypłacił mi później tę kwotę, na którą się umówiliśmy - mówi nam Łotysz Freimanis.
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Był Anwil Włocławek, później Enea Zastal BC Zielona Góra, a teraz Trefl Sopot. Czy Polska to drugi dom dla Rolandsa Freimanisa?
Rolands Freimanis, zawodnik Trefla Sopot: To dobre pytanie. Wszystko wskazuje na to, że tak właśnie jest! Nie ukrywam, że świetnie czuję się w Polsce, moja rodzina jest tutaj bardzo szczęśliwa. Mój pierwszy syn urodził się w Łodzi, więc Polska zawsze będzie miała specjalne miejsce w moim sercu. Staram się uczyć polskiego, rozumiem coraz więcej słów, teraz czas, by samemu zacząć mówić. Może już niedługo pierwszy wywiad po polsku?
Jeszcze w tym sezonie?
Ha, ha! Nie mogę niczego obiecać, ale to byłoby coś!
Jaka była pana pierwsza reakcja, gdy Żan Tabak zadzwonił z propozycją ponownej współpracy?
Zacznę od tego, że gdy przeczytałem informację o tym, że Żan Tabak będzie trenerem Trefla Sopot, to mocno mnie to pozytywnie zaskoczyło. Zwłaszcza, że szefowie klubu zapowiedzieli, że chcą wrócić do walki o czołowe miejsca w PLK. Pomyślałem sobie wtedy: "fajnie byłoby zagrać u Żana w takim miejscu". Nawet takie słowa powiedziałem do żony, której ten pomysł szybko się spodobał. Poprosiłem też mojego agenta, by skontaktował się z Żanem ws. ewentualnej współpracy w Sopocie. Później sprawy potoczyły się błyskawicznie.
Z trenerem Tabakiem znacie się już bardzo długo...
To prawda. Nawet trudno mi dokładnie określić, ile to już lat minęło od naszej pierwszej współpracy. To kawał historii! Znamy się doskonale, on doskonale wie, jakie są moje mocne i słabe strony, ja też go poznałem z wielu stron, dlatego też dobrze się dogadujemy, mimo że mamy mocne charaktery.
Jaki jest Żan Tabak na co dzień?
Jest bardzo wymagający na każdym treningu. W każdej sekundzie musisz być skupiony i zaangażowany. Nigdy nie możesz być zrelaksowany i nieskoncentrowany. To szybko wyjdzie na boisku podczas zajęć, a tego trener Tabak absolutnie nie toleruje. Myślę, że to duża szkoła dla młodych zawodników, którzy wcześniej nie doświadczyli czegoś takiego. To wymaga czasu, by się zaadaptować do takich warunków panujących na treningu. Mam na myśli szybkość podejmowania decyzji, rozumienia pewnych schematów, do tego intensywność i zaangażowanie. Nie ma co ukrywać: Żan Tabak to trener z wysokiej półki. Wszyscy go szanują w Polsce. Jestem przekonany, że Trefl podjął właściwą decyzję.
Jeśli mam być szczery, to byłem nieco zaskoczony, że po raz kolejny wybrał Polskę jako miejsce do grania w koszykówkę.
Dlaczego?
Mam na myśli kwestię sprawy sądowej z Enea Zastalem BC o odzyskanie zaległego wynagrodzenia. Słyszałem, że nadal pan go nie otrzymał, mimo że minął już ponad rok od ostatniego meczu w barwach zielonogórskiego klubu.
Swoją wypowiedź zacznę od innego wątku. Po Zastalu trafiłem do Rosji i myślałem, że będę tam grał przez kolejne 3-4 lata i to tam zakończę swoją koszykarską karierę. Naprawdę mi się tam podobało, ale gdy wybuchła wojna, to od razu zdecydowałem się opuścić ten kraj. To było jedyne słuszne rozwiązanie, w ogóle nie brałem pod uwagę tego, by tam dalej grać i żyć. I zacząłem się wtedy zastanawiać: "Rolands, co dalej?" Myślałem o Francji, Włoszech, ale zależało mi na miejscu, w którym będę mógł ustabilizować swoją pozycję. Polska była idealna. Znam kraj, dyscyplinę i warunki tutaj panujące. Nie muszę też nikomu nic udowadniać, bo ludzie mnie znają, wiedzą, na co mnie stać. Na dodatek pracuję z trenerem, z którym mam świetną relację, doskonale się rozumiemy. Właśnie do takiego projektu chciałem trafić. Ale pytałeś o Zastal...
No właśnie!
To cholernie trudny temat. Moje serce jest złamane. Nie chcę za dużo mówić na temat Zastalu, myślę, że na Twitterze dużo w tej sprawie napisał mój agent, Obrad Fimić. Ja czuję się zniesmaczony tym wszystkim, bo naprawdę tej drużynie oddałem serce w 120 procentach. Robiłem wszystko, by grać i funkcjonować na jak najlepszym poziomie. W szatni pomagałem każdemu, starałem się być pozytywny na każdym kroku, mimo że pod wieloma względami nie były to łatwe miesiące. Nadal wierzę, że tę sprawę uda się zamknąć. Naprawdę mocno w to wierzę.
Jest kontakt z władzami Enea Zastalu BC?
Sprawa jest prosta. Wygrałem sprawę w polskim sądzie i czekam na pieniądze. Oni obiecali, że to zrobią, ale nadal niczego nie otrzymałem. Uważam, że należałoby wprowadzić pewne żelazne zasady w polskiej koszykówce, by nie dochodziło do takich sytuacji. Jeśli chcemy rozwijać ligę, to takie zasady są konieczne. Władze ligi powinny bardziej restrykcyjnie patrzeć na tę kwestię. A proszę mi wierzyć, że potencjał w Polsce - pod wieloma względami - jest ogromny!
Pamiętam taką sytuację, która miała miejsce w Anwilu Włocławek, gdy zaczęła się pandemia koronawirusa, a sezon został przedwcześnie zakończony. Wtedy podobno bardzo szybko dogadał pan warunki rozwiązania kontraktu z prezesem Arkadiuszem Lewandowskim. Tak było?
Tak! To była kompletnie odmienna historia. Pokazująca, że można zachować się z klasą, mimo trudnej dla wszystkich sytuacji. Pamiętam, że usiedliśmy wtedy przy stole jak mężczyźni. Porozmawialiśmy i błyskawicznie zawarliśmy ugodę. Wtedy zrzekłem się części pieniędzy, ale to było dla mnie całkowicie normalne. Sezon przecież zakończył się szybciej. Anwil wypłacił mi później tę kwotę, na którą się umówiliśmy. To była wielka klasa. W sprawie z Zastalem tej klasy mi zabrakło. Moje serce mocno krwawi, to bolesne przeżycie.
Czy 34-letni Rolands Freimanis nadal jest głodny kolejnych sukcesów?
Jest bardzo głodny sukcesów. Gdybym nie był, to nigdy nie podpisałbym kontraktu z Treflem Sopot, którego trenerem jest Żan Tabak. On nie pozwoliłby mi na to bym osiadł na laurach. Nie ma to szans! Szanuję go i chcę z nim wygrywać. Trefl Sopot to bardzo ciekawy projekt. Mam nadzieję, że będziemy groźni dla każdego w nadchodzącym sezonie.
Zobacz także:
Łukasz Kolenda: Polakom nie jest łatwo wyjechać [WYWIAD]
Brat gwiazdy wyjaśnia zamieszanie. To dlatego odrzucił ofertę
Amerykanin doczekał się, Andrzej Duda zrobił to!
Josip Sobin: Być w idealnym miejscu [WYWIAD]