Zamieszki w Santiago. Kadra Luksemburga ewakuowana, dramatyczna relacja trenera

PAP/EPA / Na zdjęciu: protesty w Chile
PAP/EPA / Na zdjęciu: protesty w Chile

Reprezentacja Luksemburga została zaatakowana w hotelu, w którym nocowali jej karatecy. Pożar i latające kamienie zmusiły ich do ucieczki. Na tych samych zawodach przebywa kadra Polski w karate.

W Santiago, stolicy Chile, trwają zamieszki, płoną samochody i polała się krew. Powodem starć z policją były podwyżki cen biletów na metro, co przerodziło się w wielkie protesty i zaowocowało co najmniej 11 ofiarami śmiertelnymi. W Santiago odbywają się młodzieżowe mistrzostwa świata w karate. Paweł Połtorzecki, prezes Polskiej Unii Karate, informował dla TVP Info, że sytuacja jest napięta, jednak polska drużyna została na miejscu i jest bezpieczna.

Polacy mieszkają w hotelu poza centrum miasta, jednak zawody odbywają się już niemal w środku zamieszek. Paweł Połtorzecki dodał, że jest w kontakcie z polską ambasadą i jeśli sytuacja zrobi się niebezpieczna, przeniosą się w inne miejsce.

Inna ekipa już bezpośrednio doświadczyła tego, co dzieje się w Santiago. Reprezentacja z Luksemburga wróciła do kraju po tym, kiedy ich hotel zaatakowali protestujący. Michael Lecaplain, trener kadry, opisywał w mediach, jak w nocy musieli uciekać do piwnicy. - Demonstranci szli spokojnie, ale wszystko zmieniło się bardzo szybko: gaz łzawiący, armatka wodna, huk. Pierwsze pięć pięter hotelu zostało zniszczonych przez ogień i kamienie. Wyglądało to jak wojna domowa. Musieliśmy uciekać i przez 6 godzin kryć się w podziemnym muzeum - powiedział.

Dzięki pomocy ambasady, młodzi sportowcy zmienili miejsce zamieszkania, ale byli zbyt wystraszeni, żeby dalej walczyć i wrócili do ojczyzny. O sytuacji w Santiago napisała na Facebooku zawodniczka z Luksemburga, Kimberly Netling. - Rząd odwołał wszystkie wydarzenia sportowe, ale Światowa Federacja Karate chciała kontynuować zawody mimo wszystkich okoliczności - pisała. Dodała, że organizatorzy mieli zapewnić im bezpieczeństwo, ale do hotelu mógł wejść każdy bez żadnej kontroli.

- Kiedy włączył się alarm, nie wiedzieliśmy, jak zareagować, wpadliśmy w panikę. Na szczęście ewakuowaliśmy się na czas i wszystko w porządku, nikt nie został ranny - dodała Netling. - Wiedzieli co tam się dzieje, zawody powinny zostać przeniesione w inne miejsce.

CZYTAJ TAKŻE Liga Europy. Zamieszki przed meczem w Guimaraes. Fredi Bobić: Nie chcemy oglądać takich obrazków
CZYTAJ TAKŻE Eliminacje Euro 2020. Zamieszki w Pradze. Czternastu Anglików aresztowanych

ZOBACZ WIDEO: Stacja Tokio. Patrycja Wyciszkiewicz: Nasze mięśnie zalewa kwas mlekowy. Dla zwykłego człowieka to dawka śmiertelna

 

Komentarze (1)
avatar
MarioToruń
25.10.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Skoro to karatecy to ja bym na miejscu protestujących z nimi nie zadzierał :-)