- Moje rywalki są w szoku, gdy mówię im o braku jakiejkolwiek nagrody za swoje ostatnie sukcesy - przekonuje.
W listopadzie ubiegłego roku dokonała historycznego wyczynu i zdobyła pierwszy dla Polski złoty medal w rywalizacji kumite w karate olimpijskim. O Dorocie Banaszczyk jeszcze głośniej zrobiło się po trzech miesiącach, gdy opublikowała poruszający wpis na Facebooku na temat swoich problemów finansowych.
"Jak do tej pory nie otrzymałam żadnej nagrody za pierwszy złoty medal Mistrzostw Świata... za ten "historyczny" wynik nie dostałam nawet grosza, kwalifikacje olimpijskie jak na razie opłacam sama, bilety do Paryża, gdzie osiągnęłam kolejny sukces były zakupione tydzień przed wyjazdem z powodu braku środków na koncie..." - ogłosiła.
ZOBACZ WIDEO Bundesliga: Gol i asysta Lewandowskiego. Bayern ruszył w pogoń za Borussią [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Już w ubiegłym roku, po zdobyciu złota w Madrycie Banaszczyk dawała do zrozumienia na łamach prasy, że ma finansowe kłopoty. Jej słowa o 50 złotych na koncie i niepewności co do możliwości wykupienia karnetu na siłownię, działały na wyobraźnię.
Zarzuty wobec Polskiego Związku Karate odbiły się bardzo szerokim echem w sportowym środowisku. Sam związek, wykluczony wprawdzie ze światowych struktur, ale wciąż mający prawa do finansowania kadry narodowej ze środków Ministerstwa Sportu i Turystyki, nabrał wody w usta.
Redakcja WP SportoweFakty do tej pory nie otrzymała odpowiedzi na zadane pytania dot. sytuacji 22-latki.
Na szczęście zawodniczka Olimpu Łódź doczekała się odpowiedzi od innych. Zaledwie kilka dni po jej wpisie grupa Energa poinformowała o objęciu karateczki patronatem i wsparciu finansowym. To dla niej kluczowa informacja w perspektywie walki na mistrzostwach Europy i w kwalifikacjach olimpijskich.
- Tak, mogę potwierdzić że wszystko jest już dograne. W weekend załatwiliśmy ostatnie formalności - mówi nam zawodniczka. Zaznacza jednak, że podpisanie umowy nie jest efektem jej wpisu na Facebooku.
- Nasze rozmowy trwały już od pewnego czasu, sprawa ciągnęła się długo. Najpierw miała być to umowa sponsorska, jednak ostatecznie doszliśmy do porozumienia, że będziemy współpracować na zasadzie kontraktu ambasadorskiego.
- Najważniejsze, że wszystko zakończyło się szczęśliwie i mogę myśleć o przygotowaniach do mistrzostw Europy i eliminacjach do igrzysk olimpijskich - przekonuje. Bo bez tego wsparcia jej udział w nadchodzących imprezach mógłby okazać się niemożliwy.
Wprawdzie Banaszczyk jest już objęta programem "team100" i otrzymuje co kwartał 10 tysięcy złotych z kasy Ministerstwa Sportu i Turystyki, jednak starcza jej to jedynie na opłacenie trenera i wyjazdów na zgrupowania. Ponadto pierwszy tegoroczny przelew pojawi się dopiero w połowie lutego , stąd konieczna była pomoc trenera Macieja Gawłowskiego. To on pożyczył jej pieniądze na wylot na turniej kwalifikacyjny do IO w Paryżu.
Stąd, jak tłumaczy, zdecydowała się na wpis w internecie. - Chyba mogę powiedzieć, że zainteresowanie moją osobą jest jeszcze większe niż po zdobyciu złotego medalu mistrzostw świata w listopadzie ubiegłego roku. Ilość wiadomości, jakie otrzymałam na portalach społecznościowych, była ogromna - ujawnia.
- Przede wszystkim doceniam to, że ludzie starają się pomóc. Trochę się poskarżyłam, że w mojej dyscyplinie sytuacja nie przedstawia się tak kolorowo, jak mogłoby się wydawać. Zwłaszcza po złotym medalu w Madrycie - dodaje.
Banaszczyk przyznaje, że opowiadanie rywalkom o tym, że nie otrzymała od PZK żadnej nagrody za złoto MŚ, było dla niej trochę krępujące. - Czułam niesmak, że moje sukcesy nie były docenione. Na zawodach w Paryżu mierzyłam się z Ukrainką i pytała mnie, jakie nagrody otrzymałam po złocie MŚ.
- Musiałam powiedzieć, że nie otrzymałam nawet złotówki, że pożyczam pieniądze od znajomych, rodziny i trenera, i tylko dzięki nim mogłam kupić bilety lotnicze i w ogóle wystartować w tej imprezie. Dla niej to był szok. Podobnie, jak reakcja francuskich dziennikarzy, gdy im tłumaczyłam, że nie mogę liczyć na pomoc fizjoterapeuty. Im to się po prostu nie mieści w głowie - opowiada.
Polski Związek Karate nie jest jedynym podmiotem, który nie nagrodził swojej zawodniczki za ostatnie sukcesy. W rozmowie ze sport.pl Banaszczyk ujawniła, jak wyglądała jej rozmowa z wiceprezydentem miasta Łodzi, Tomaszem Trelą.
"Wiceprezydent Tomasz Trela wręczył mi książkę o Łodzi. To moja jedyna nagroda od miasta. Przed kamerami mówił, że nie może się doczekać, kiedy wręczy mi czek o wartości nawet do 20 tys. zł. Po czym zaprosił do siebie i w cztery oczy powiedział, że przez problemy związkowe taka pomoc ze strony miasta będzie raczej niemożliwa. Poryczałam się i wyszłam z jego biura, bo nie miałam ochoty na niego patrzeć. Nie znoszę takiej gry pod publiczkę" - zapewniła.
W piątek urząd miasta odpowiedział na jej słowa. "Uczestniczyłem w tym spotkaniu i kategorycznie stwierdzam, że takie słowa ze strony wiceprezydenta nie padły (...) Zwracam uwagę, że Państwa problemy nie zostały zawinione przez Miasto Łódź, bo kryzys w polskim karate olimpijskim nie ma żadnego związku z samorządem ani jego kompetencjami. (...) Karate kojarzy mi się ze szlachetnymi ideami i najważniejszymi zasadami, dlatego z przykrością stwierdzam, że naruszyła Pani zasadę fair play" - napisał w liście Marek Kondraciuk z wydziału sportu Urzędu Miasta.
- Nie chcę tego komentować - ucina jednak temat Banaszczyk.
Po podpisaniu umowy z Energą 22-latka może się skupić na przygotowaniach do ME. Nie pojedzie wprawdzie na Ukrainę (temat przepadł przez brak pieniędzy), ale czekają ją kolejny turniej kwalifikacyjny do igrzysk w Tokio.
- Tym razem lecę do Dubaju, potem jadę na obóz klubowy do Szklarskiej Poręby. Nie chcę już tracić czasu - kończy najlepsza karateczka świata w konkurencji kumite karate olimpijskiego w kategorii do 55 kilogramów.