- Rozpoczynające się w najbliższy piątek w Ostródzie 77. Mistrzostwa Polski to doskonała okazja, by porozmawiać o sytuacji w Polskim Związku Tenisa Stołowego - tak rozpoczął spotkanie z mediami, nowy, wybrany dwa tygodnie temu prezes PZTS, Andrzej Kawa. - Na razie wciąż jeszcze wgryzam się w dokumenty, które pozostawili mi poprzednicy - tłumaczył prezes, który jednak z dużym optymizmem patrzy w przyszłość. - Za wszelką cenę musimy przywrócić prestiż naszej dyscyplinie. Tenis stołowy, choćby ze względu na swoją popularność powinien mocno zaistnieć na mapie sportu polskiego - zadeklarował nowy szef związku i stwierdził jednocześnie, że planuje gruntowne zmiany w funkcjonowaniu PZTS.
Chodzi o takie działania, by na kolejnych Igrzyskach Olimpijskich nasi zawodnicy osiągali satysfakcjonujące wyniki. - Medali nie mogę dziś obiecać, bo 70 procent krążków na każdej wielkiej imprezie zdobywają Azjaci, ale zrobimy wszystko by z pozostałych 30 procent uszczknąć coś dla siebie - stwierdził Kawa.
Zanim jednak nasi pingpongiści wystartują w Londynie związek czeka generalna przebudowa, a w zasadzie budowa wszystkiego od podstaw. - W poniedziałek, 16 lutego mieliśmy na związkowym koncie 700 złotych, a ilość niezapłaconych rachunków ciągle jest badana - poinformował prezes, który wciąż jeszcze dokonuje bilansu otwarcia. Wiadomo jednak, że poprzednie władze nie tylko nie planowały wydatków, ale wręcz generowały długi, które teraz trzeba spłacać.
Jaka to kwota? - Mówiąc ogólnie - sześciocyfrowa i wciąż nie zamknięta. Największa pozycja to zaległa opłata za ubiegłoroczny turniej Warsaw Polish Open. Jesteśmy międzynarodowej federacji winni 35 tysięcy dolarów. Nie muszę mówić jak, po ostatnich zawirowaniach kursowych, ten dług rośnie - poinformował prezes, który mimo wszystko widzi światełko w tunelu. - Ne przewiduję bankructwa zawiązku, raczej będziemy próbowali układać się z wierzycielami i na pewno długi spłacimy. Jeśli okaże się, że zadłużenie powstało w wyniku działań niezgodnych z prawem, to na pewno strawę zgłosimy odpowiednim organom - zadeklarował nowy szef PZTS.
Co w tak trudnej sytuacji planują nowe władze? - Mamy program i jesteśmy zdecydowani wcielić go w życie. Można go określić krótko – stworzymy firmę pod nazwą PZTS. Musimy zacząć od spraw najprostszych, czyli zatrudnienia fachowców. W najbliższym czasie ogłosimy konkursy na najważniejsze funkcje w związku. Chodzi tu o trenerów reprezentacji, szefa szkolenia i dyrektora biura - stwierdził Andrzej Kawa, który chciałby także zmienić wizerunek związku.
- Marketing w ogóle nie istniał, a przecież bez tego typu działań nie można myśleć w ogóle o sponsorach. Na razie ich nie mamy, ale może dzięki programowi mistrzostw Europy 2011, które odbędą się w naszym kraju, znajdziemy drogę do firm i one wspomogą polski tenis stołowy - marzył prezes, który chciałby jak najszybciej zreformować rozgrywki ligowe, tak, by powstała liga zawodowa, a spotkania były transmitowane w którymś z kanałów telewizyjnych.
Prezes ogłosił również, że z funkcji szefa wyszkolenia PZTS zrezygnował właśnie Stefan Dyszel. - Nie znam motywów tej decyzji, bo jeszcze z nim nie rozmawiałem - stwierdził Andrzej Kawa, który na najbliższym posiedzeniu zarządu chciałby już ustalić warunki konkursów na wakujące stanowiska. Rozstrzygnięcie i powołanie nowych trenerów kadry ma się odbyć najpóźniej w czerwcu. - Zastanawiamy się nad dopuszczeniem do konkursów trenerów z zagranicy. Obawiam się jednak, że nasze bardzo skromniutkie możliwości finansowe nie skuszą zagranicznych szkoleniowców - dodał prezes.
Mimo, że PZTS kłopotów ma kilka razy więcej niż sukcesów, najbliższe mistrzostwa Polski zapowiadają się niezwykle interesująco. W Ostródzie wystartują bowiem wszyscy nasi najlepsi tenisiści, w tym także ci, którzy grają na co dzień w ligach zagranicznych.