Już początek starcia pokazał, że Amerykanin, który nie był uznawany za faworyta, nie zamierza tanio sprzedać skóry. "Big Six" prezentował odważną i zadziorną postawę, nieustannie poszukując ciosów, którymi byłby w stanie naruszyć szczękę "Górala". Ta sztuka mu się nie udawała, ale trzeba przyznać, że Polak również miał problemy ze skutecznym wykańczaniem swoich akcji.
Pierwsze rundy tego pojedynku nie przyniosły nic spektakularnego. Przez większość czasu rywalizacja toczyła się na dystansie, dlatego brakowało poważniejszych spięć. Sytuacja zmieniła się dopiero na półmetku. Wówczas obaj pięściarze zaczęli być odważniejsi w swoich poczynaniach i publiczność zgromadzona na trybunach hali Prudential Center (niemal w całości złożona z kibiców Tomasza Adamka) miała kilka okazji, by poderwać się z miejsc. Nie było jednak ani jednego momentu, w którym Polak bądź Amerykanin mogliby znaleźć się na deskach.
W dziesiątej rundzie "Góral" przyjął mocny sierpowy, który nieco nim zachwiał. Sytuacja szybko jednak została opanowana. Pięściarz z Gilowic odpowiedział serią uderzeń kontrujących i ostudził zapędy Jasona Estrady.
Ostatecznie sędziowie punktowali 115:113, 116:112 oraz 118:110 na korzyść Adamka. Triumf naszego reprezentanta jest zatem bardzo pewny, choć trzeba przyznać, że ostatni z werdyktów wydaje się nieco za wysoki, gdyż przewaga Polaka aż tak duża nie była.
W nocy z soboty na niedzielę "Góral" odniósł 40. zwycięstwo w zawodowej karierze i obronił pas IBF International w wadze ciężkiej. "Big Six" doznał natomiast trzeciej porażki.