Polacy nie pojadą na igrzyska w Paryżu? Odpowiedź ministerstwa daje do myślenia

PAP/EPA / PAP/EPA oraz Pexels / Czy Kamil Bortniczuk zdecyduje o bojkocie igrzysk olimpijskich w Paryżu?
PAP/EPA / PAP/EPA oraz Pexels / Czy Kamil Bortniczuk zdecyduje o bojkocie igrzysk olimpijskich w Paryżu?

Międzynarodowy Komitet Olimpijski chce, by podczas igrzysk olimpijskich w 2024 roku wystartowali sportowcy z Rosji i Białorusi. Co w takiej sytuacji zrobi Polska? Czy po raz drugi w historii zbojkotujemy święto sportu?

Czy ministerstwo sportu i Polski Komitet Olimpijski rozważają bojkot najbliższych igrzysk olimpijskich w Paryżu w 2024 roku? Takie pytanie zadaliśmy ministrowi sportu, Kamil Bortniczukowi. Odpowiedź?

"Skupiamy się na działaniach, które ze sportowej rywalizacji w Paryżu wyeliminują sportowców Rosji i Białorusi. W przypadku utrzymania stanowiska Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, będziemy intensyfikowali prace nad utworzeniem szerokiej koalicji krajów, bez których IO de facto nie będą miały sportowego sensu i wartości" - otrzymaliśmy oficjalny komunikat z biura prasowego ministerstwa.

"Bez których IO de facto nie będą miały sensu i wartości" - jak należy odczytywać te słowa? Czy to zapowiedź bojkotu? Czy polscy sportowcy nie wystartują w Paryżu, jeżeli będą tam Rosjanie i Białorusini? To możliwe.

ZOBACZ WIDEO: Ten kibic oszalał. Zobacz, co zrobił w trakcie meczu

Zwłaszcza że dwa kraje już jasno i wyraźnie to zapowiedziały. Z oczywistych względów w Paryżu nie pojawią się Ukraińcy (TUTAJ pisaliśmy o tym szerzej >>). Nasz wschodni sąsiad nie dopuszcza możliwości rywalizacji sportowej z obywatelami kraju, który prawie rok temu zaatakował jego terytorium. I cały czas morduje ludzi, niszczy infrastrukturę, przeprowadza naloty bombowe.

Do Ukrainy w ostatnich dniach przyłączyła się Łotwa. Zorzs Tikmers, szef Łotewskiego Komitetu Olimpijskiego zapowiedział: "Uważamy za niedopuszczalne, aby nasi sportowcy uczestniczyli w międzynarodowych zawodach, które nie wykluczyły rosyjskich i białoruskich sportowców. Dotyczy to każdych zawodów, również eliminacji olimpijskich, jak i samych igrzysk".

Mamy więc Ukrainę i Łotwę. Co dalej? Co na to Polska? 2 lutego ministrowie odpowiadający za sport w Polsce, Estonii, Litwie i Łotwie ustalili wspólne stanowisko wobec skandalicznej decyzji MKOl. Dowiedzieliśmy się z ministerstwa sportu, że "stanowisko to będzie przekazane do Międzynarodowych Federacji Sportowych oraz MKOl 7 lutego".

To nadal tylko cztery kraje. A MKOl zrzesza ponad 200 państw. 10 lutego 2023 roku ma się odbyć spotkanie wszystkich krajów, które do tej pory były przeciwne udziałowi Rosjan i Białorusinów w mistrzostwach świata w piłce nożnej czy Igrzyskach Europejskich, które mają się odbyć w Krakowie. A tych krajów jest już 40! - To spotkanie odbędzie się w efekcie zabiegów dyplomatycznych Kamila Bortniczuka - chwali się biuro prasowe ministerstwa sportu.

Jeżeli powstanie oficjalny komunikat sprzeciwiający się decyzji MKOl i podpisze go 40 krajów, to będziemy mieli już do czynienia ze sporą siłą. Siłą, której Thomas Bach będzie musiał przynajmniej wysłuchać. Oczywiście wiele zależy od tego, jakie kraje konkretnie przystąpią do wspólnego frontu.

Nieoficjalnie - z przecieków medialnych z całego świata - wiadomo, że w tym gronie będzie Wielka Brytania i Kanada. A to już potężni gracze w światowym sporcie. Języczkiem u wagi będą Stany Zjednoczone. Z jednej strony to kraj, który pomaga Ukrainie finansowo, technologicznie i militarnie w wojnie z Rosją. Ale z drugiej przedstawiciele Amerykańskiego Komitetu Olimpijskiego w wypowiedziach publicznych popierają ideę dopuszczenia Rosjan i Białorusinów do rywalizacji w Paryżu. Oczywiście pod neutralną flagą.

Na koniec przypomnijmy, że gdyby doszło do bojkotu i polscy sportowcy nie pojechaliby na IO, to byłby to drugi taki przypadek w historii. Biało-Czerwoni nie wystartowali podczas igrzysk w Los Angeles w 1984 roku. Była to odpowiedź na bojkot, jaki USA i kraje zachodnie zorganizowały cztery lata wcześniej, w 1980 roku. Wówczas sportowcy z tych państw nie pojawili się podczas IO w Moskwie w odpowiedzi na agresję wojenną Rosji w Afganistanie.

Czytaj także: Rosja odpowiada ministrowi Bortniczukowi. Padły kuriozalne słowa >>