Kibice doczekali się inauguracji najważniejszej imprezy sportowej czterolecia. W piątkowy wieczór sportowcy z całego świata po raz pierwszy zaprezentowali się przed publicznością w stolicy Francji.
Szerokim echem odbił się gest algierskiej delegacji w trakcie ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich 2024. Sportowcy z afrykańskiego kraju na łódź płynącą po Sekwanie przynieśli czerwone róże.
Członkowie delegacji wznosili okrzyki: "Niech żyje Algieria!". Ku zaskoczeniu wielu widzów, reprezentanci kraju wrzucili róże do rzeki w Paryżu.
W ten sposób sportowcy oddali hołd ofiarom francuskich represji z czasów kolonialnych. Demonstracje na rzecz niepodległości Algierii od Francji odbyły się 17 października 1961 roku.
ZOBACZ WIDEO: "Pod Siatką". Nastroje dopisują. Zobacz ostatnie dni przed igrzyskami od kulis
12 tysięcy protestujących zostało wówczas aresztowanych. 120 osób zginęło, a wiele z nich miało zostać utopionych w Sekwanie przez francuską policję.
Wśród ofiar tragedii był algierski pracownik paryskiego systemu kanalizacyjnego Kaci Yahia, którego ciała nie odnaleziono. Jego wnuk skomentował gest sportowców.
- Dokonanie takiego gestu w dniu otwarcia igrzysk olimpijskich w Paryżu jest monumentalnym hołdem dla ofiar 17 października. To moment ogromnych emocji - skomentował 28-letni Yanis Yahia, cytowany przez agencję informacyjną AP News.
Czytaj więcej:
Nawet na nich nie patrzą. Ukraińcom trudno powstrzymać emocje