Do wypadku Charlesa Leclerca doszło na pięć minut przed zakończeniem drugiego treningu. Kierowca Ferrari stracił panowanie nad swoim bolidem w zakręcie numer 22, gdzie kierowcy jadą ze sporą prędkością. Biorąc pod uwagę, że tor w Dżuddzie jest niezwykle wąski, to 24-latek nie miał szans na uniknięcie wypadku.
Z modelu SF21 zostało niewiele, a sam kierowca zaraz po wypadku trafił do centrum medycznego. Na szczęście Ferrari przekazało dobre wieści. "Charles po rutynowych badaniach lekarskich wrócił do naszego domu gościnnego" - napisał zespół F1 z Maranello.
Kolejne dobre wieści Włosi przekazali po dokonaniu inspekcji zniszczonego bolidu. "W sobotę Charles będzie mógł jeździć tym samym podwoziem i korzystając z tego samego silnika" - dodała ekipa.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: fatalny karambol w Makao
Ogrom zniszczeń w samochodzie Ferrari wskazywał na możliwe uszkodzenia silnika i podwozia, co w przypadku mechaników włoskiego zespołu oznaczałoby niezwykle pracowitą noc, a dla Leclerca jazdę niemal nowym bolidem. Monakijczyk i tak sprawił spory kłopot ekipie, bo w końcówce sezonu 2021 wiele teamów cierpi już na brak części.
- Przykro mi z powodu zespołu, który czeka sporo pracy, aby odbudować bolid. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby dowieźć do mety jak najlepszy wynik i w ten sposób podziękować za ich pracę. Naprawdę podoba mi się ten tor. Właśnie sekcja za sporymi prędkościami jest najlepsza do jazdy - powiedział w rozmowie ze Sky Sports kierowca Ferrari.
- To miejsce jest jednak bezlitosne i nie możesz tu popełnić żadnego błędu - podsumował Leclerc.
Czytaj także:
Głośna afera w F1. Szef Mercedesa przeprasza
Jak doszło do okropnego wypadku w F1? To nagranie mrozi krew w żyłach