W pierwszy weekend lipca Formuła 1 ma wrócić do rywalizacji. Wtedy dojdzie do pierwszego z dwóch wyścigów na torze w Austrii. Odbędzie się on jednak bez udziału publiczności, aby zminimalizować ryzyko rozprzestrzenienia się koronawirusa. Tym samym po raz pierwszy w historii zobaczymy F1 przy pustych trybunach.
Idea "wyścigów duchów", jak w padoku F1 określa się takie zawody, nie spodobała się Lewisowi Hamiltonowi.
- Źle się z tym czuję, bo udział fanów chociażby w Grand Prix Wielkiej Brytanii ma dla mnie ogromne znaczenie. Na całym świecie, we wszystkich wyścigach, w których bierzemy udział, im więcej jest kibiców, tym lepiej dla nas. Dlatego takie miejsca jak Silverstone czy Monza mają swoją tradycję. Teraz będą puste - powiedział Hamilton na filmie, jaki opublikowano na YouTubie Mercedesa.
ZOBACZ WIDEO: #dziejsięwsporcie: co za przyjęcie piłki przez młodego Ukraińca! Nagranie podbija internet
35-latek ma jednak świadomość, że w obecnej sytuacji F1 nie może organizować wyścigów z kibicami na trybunach. - Dostaję wiadomości od ludzi z całego świata, którym brakuje F1, co jest wspaniałe. To pokazuje, jak ważny jest sport w ich życiu. Łączy nas wszystkich ta sama ekscytacja. Nie wiem czy przed telewizorem emocje będą takie same. Lepsze to jednak niż nic. Nawet jeśli dla nas kierowców taki wyścig będzie jak dzień testowy. A nawet coś gorszego - dodał Hamilton.
- W trakcie testów nie ma zbyt wielu ludzi na trybunach w Barcelonie, ale jednak jacyś są. Teraz nie będzie nikogo. Oglądanie pustych krzesełek w trakcie jazdy będzie dobijające - stwierdził aktualny mistrz świata F1.
Hamilton nie ukrywa jednak, że sam chciałby jak najszybciej usiąść za kierownicą swojego Mercedesa. - Wyścigi to wyścigi. Nie sądzę, aby ktokolwiek z nas miał dość czasu, by zdążyć uwolnić pełny potencjał z tegorocznych maszyn. Dlatego jestem podekscytowany wizją powrotu. Naprawdę mocno brakuje mi F1 - podsumował.
Czytaj także:
Robert Kubica i czarny scenariusz
F1 nie będzie ratować zespołów na siłę