W zeszłym roku Daniel Ricciardo zdecydował się na zaskakujący ruch. Australijczyk opuścił konkurencyjne środowisko Red Bull Racing na rzecz znacznie słabszej ekipy Renault. 30-latka miały skusić ogromne pieniądze, ale też wizja rozwoju stajni z Enstone. Francuzi w roku 2020 mieli się włączyć do walki o podia, a w kolejnym sezonie o tytuł mistrzowski.
Trudny początek sezonu 2019 pokazał, że niwelowanie strat do rywali może nie być łatwym zadaniem dla Renault. Dlatego w padoku F1 zaczyna się spekulować, że Ricciardo spędzi we francuskim teamie tylko dwa lata, bo na taki okres podpisał kontrakt.
Czytaj także: Zespół WRT zainteresowany Robertem Kubicą
- Jeżdżę sobie w kółko. Nie chcę powiedzieć, że jestem nieobecny w wyścigach, ale nie planuję być w środku stawki w nieskończoność - powiedział Ricciardo w BBC.
ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Druga młodość Peszki i Brożka. Weterani podbijają PKO Ekstraklasę
Mimo to, Ricciardo nie traci wiary w Renault. - Nie podjąłem jeszcze decyzji, jeśli chodzi o rok 2021. Nie rozmawiałem nawet z szefem zespołu na ten temat. Nie chcę, by ktoś powiedział, że go zawiodłem, ale na pewno też spodziewaliśmy się lepszych rezultatów - dodał australijski kierowca.
Ricciardo ma świadomość tego, że Renault będzie wymagało gruntownych zmian w samochodzie na rok 2020, jeśli ma spełnić obietnicę i walczyć regularnie o podia. - Czy chciałbym zostać? Myślę, że tak, bo wspólny awans na wyższy poziom byłby czymś świetnym. Gdy decydowałem się na transfer, nie chodziło mi o dwuletnie wakacje w innym zespole. Wiem, że ludzie mogą tak myśleć, ale tak nie jest - podsumował Ricciardo.
Czytaj także: Leclerc może być nowym Schumacherem
Obecna umowa Ricciardo z Renault opiewa na ok. 60 mln euro (30 mln euro za sezon). Australijczyk mógł tylko pomarzyć o takich pieniądzach w Red Bullu. Do tego jego kontrakt posiada klauzulę zezwalającą na odejście z ekipy w przypadku otrzymania oferty z Mercedesa czy Ferrari. U poprzedniego pracodawcy kierowca nie miał nawet co liczyć na takie warunki.