Powrót w trzech aktach. Kubica uwierzył w realizację marzenia wiosną 2017 roku

Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica za kierownicą Williamsa
Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica za kierownicą Williamsa

Powrót Roberta Kubicy do F1 stał się faktem. Polak swój ostatni wyścig odjechał w sezonie 2010. W to, że ponowna jazda w F1 jest w ogóle możliwa uwierzył wiosną 2017 roku. I gdyby nie Renault, to kontraktu z Williamsem by nie było.

W tym artykule dowiesz się o:

Był taki moment, gdy mało kto wierzył w powrót Roberta Kubicy do regularnego ścigania w Formule 1. Sytuacja Polaka nie była bowiem łatwa. Po przebyciu kilkunastu operacji dość szybko zobaczyliśmy go za kierownicą samochodu rajdowego. W pewnym momencie jego program rajdowy się jednak posypał. W roku 2016 stało się jasne, że dalsza rywalizacja w WRC nie ma sensu.

Było też widać, że Kubica szykuje się do powrotu na tor, bo Polak znacznie schudł. Ostatecznie krakowianin postawił na wyścigi długodystansowe i WEC. Projekt ten jednak szybko upadł, bo okazało się, że samochód przygotowany przez ByKolles Racing jest mocno niekonkurencyjny.

Od Renault się zaczęło

Gdy kibice zastanawiali się co dalej z Kubicą, nagle wyszło na jaw, że czeka go wspólny test z Renault. Doszło do niego 6 czerwca 2017 roku na torze w Walencji, po 2315 dniach przerwy Polak znów siedział za kierownicą F1. Fani przecierali oczy ze zdumienia. Szybko pojawiły się jednak pewne "ale". Kubica miał do dyspozycji model E20 z 2012 roku. Znacznie słabszy, łatwiejszy w prowadzeniu. Krytycy podnosili ten argument, bo obecna generacja samochodów F1 stała się mocniejsza i znacznie cięższa.

ZOBACZ WIDEO: Wspinaczka debiutuje na igrzyskach olimpijskich. "To ogromny krok do przodu"

Testy miały charakter prywatny, więc trzeba było bazować na przeciekach. Te były pozytywne dla Kubicy. Osoby z otoczenia Renault twierdziły, że Polak nie miał problemów z prowadzeniem, mimo ograniczeń wynikających ze swoich kontuzji. Efekt był taki, że szybko podjęto decyzję o zorganizowaniu kolejnego sprawdzianu (13 lipca). Tym razem odbył się on na torze Paul Ricard. Ciaśniejszym, bardziej technicznym. Kubica pokonał go w obie strony, czym tylko potwierdził brak ograniczeń w jeździe. - Czułem się lepiej niż w Walencji - mówił wtedy.

Punktem kulminacyjnym okazały się oficjalne testy F1 na węgierskim Hungaroringu. Wydarzenie bez precedensu. Kubica wrócił do padoku F1 po sześcioletniej przerwie. Zrobił tak, jak zapowiadał. Gdy leczył kontuzję mówił bowiem, że jeśli ma się w nim pojawić, to z kaskiem ręku. Polak udowodnił, że mocniejsze i cięższe pojazdy nie stanowią dla niego problemu. Był siódmy na koniec dwudniowych testów.

Wtedy też pojawiły się pogłoski, że Kubica może jeszcze w sezonie 2017 wrócić do Renault i zastąpić Jolyona Palmera. Do tego jednak nie doszło. Francuzi ociągali się z podjęciem decyzji, aż zobaczyli szansę na pozyskanie Carlosa Sainza. Ostatecznie to Hiszpan zajął miejsce Brytyjczyka.

Williams pozwolił wierzyć

Gdy upadła opcja z Renault, pojawił się Williams. Było to dzieło przypadku. Martini, główny sponsor zespołu, nalegał na zakontraktowanie kierowcy powyżej 25. roku życia, aby mógł on w pełni promować produkty alkoholowe. W niektórych krajach młodsze osoby nie mogą bowiem brać udziału w materiałach reklamowych związanych z alkoholem. Tymczasem Williams nie był w pełni zadowolony z wyników doświadczonego Felipe Massy, a drugie miejsce zajmował nastoletni Lance Stroll.

Brytyjczycy nie od początku wierzyli w umiejętności Polaka. Podobnie jak Renault, zorganizowali mu dwie sesje testowe. Krakowianin otrzymał samochód z 2014 roku i sprawdzał go na Silverstone (11 października) oraz Hungaroringu (17 października). Na Węgrzech był dodatkowo porównywany z Paulem di Restą, bo Williams chciał zobaczyć jak Kubica wypada na tle rywala w podobnych warunkach.

Polak wygrał z di Restą, górował też nad nim w kwestii pakietu sponsorskiego. Dlatego dostał zaproszenie na posezonowe testy opon Pirelli w Abu Zabi (28-29 listopada). Dla Kubicy było to drugie zetknięcie się z obecną generacją samochodów F1. Był najszybszy z grona kierowców Williamsa, ale... swój najlepszy czas wykręcił na najbardziej miękkiej mieszance. Nie brakuje opinii, że krakowianin udawał się na tor Yas Marina z kontraktem w dłoni, jednak nie wszystko potoczyło się po jego myśli.

W Abu Zabi zaskoczył bowiem Siergiej Sirotkin. Rosjanin na testach pojawił się niespodziewanie, a jego równe tempo w połączeniu z ogromną walizką pieniędzy sprawiło, że to on został etatowym kierowcą Williamsa w sezonie 2019.

Akt trzeci. Ostatni

Decyzja Williamsa sprawiła, że Kubicy pozostała rola kierowcy rezerwowego, występy w testach i trzech sesjach treningowych. Polak nigdy nie przyznał wprost, że jest rozczarowany tym, że został wystawiony do wiatru na ostatniej prostej. Rok 2018 zaczął traktować jako szansę na zdobycie nowego doświadczenia.

W ten sposób rozpoczęła się ostatni etap drogi, jeśli chodzi o powrót do F1. Wiódł on przez koszmarny sezon Williamsa. Kubica za kierownicą modelu FW41 usiadł po raz pierwszy podczas zimowych testów w Barcelonie (27-28 lutego, 8 marca) i już wtedy zrozumiał, że pojazd jest fatalny.

Brytyjczycy konsekwentnie powtarzali, że pracują nad zmianami i znają źródło swoich problemów. Nie było tego jednak widać na torze. Na kolejnych treningach w Hiszpanii (11 maja) oraz Austrii (29 czerwca) Kubicy przyszło szorować koniec stawki. Potrafił jednak być szybszy od kolegów z zespołu.

Z Grove coraz częściej docierały też informacje, że Kubica w symulatorze jest znacznie lepszy od Strolla i Sirotkina. To kolejny dowód na to, że zespół popełnił błąd przy kontraktowaniu kierowców na ten sezon. I postanowił wyciągnąć wnioski przed kolejną kampanią. Tym razem w Williamsie nie będziemy już widzieli dwóch żółtodziobów. Będzie za to mieszanka doświadczenia (Kubica) z młodością (George Russell). Oby była to mieszanka wybuchowa.

Źródło artykułu: