Rząd już na początku pandemii uznał, że na siłowniach czy w klubach fitness łatwo można zarazić się COVID-19. Dlatego też od wielu miesięcy obiekty te są zamknięte.
Korzystać z nich mogą jedynie zawodowi sportowcy czy osoby szykujące się do zawodów sportowych. Siłownie i centra fitness szybko znalazły więc furtkę, jak w miarę normalnie funkcjonować.
I to jednak się skończyło. Z końcem grudnia rząd podjął decyzję, że możliwość trenowania mają jedynie członkowie związków sportowych, a w ostatni piątek lista ta została jeszcze bardziej zawężona - trenować mogą jedynie członkowie związków sportowych dyscyplin olimpijskich.
Między innymi dlatego funkcjonariusze policji pojawili się w piątek w siłowniach i klubach we Wrocławiu. W dwóch z nich natrafili na osoby trenujące niezgodnie z obowiązującymi przepisami. To oznaczało poważne konsekwencje tak wobec trenujących, jak i wobec właścicieli obiektów.
- Wobec wszystkich osób podjęto stosowne czynności. Sporządzono 19 wniosków o ukaranie do sądu w związku z popełnieniem wykroczeń z art. 116 Kodeksu wkroczeń, a z osobami, które zarządzały obiektami, wykonano czynności mające na celu zebranie materiału dowodowego w związku z podejrzeniem popełnienia przestępstwa z art. 165 par. 1 Kodeksu karnego - powiedział Wirtualnej Polsce asp. szt. Łukasz Dutkowiak z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu.
Dodał również, że wysokość kar może sięgnąć nawet 30 000 złotych. Kara finansowa to nie wszystko. Właściciele otwartych siłowni mają poważne problemy, bo wszystko jest traktowane jako przestępstwo zagrożone karą pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
Zobacz także:
Radykalny krok polskiego rządu. Legalne ćwiczenie na siłowniach tylko dla nielicznych
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: głośno o 12-latku. Zwróć uwagę na jego technikę