W poniedziałek media obiegła informacja o śmierci Kingi Kęsik. Mistrzyni Polski, mistrzyni Europy i wicemistrzyni świata w fitness przegrała walkę z nieoperacyjną postacią raka żołądka, która trwała dwa lata. Polka odeszła w wieku 32 lat, pozostawiając dziesiątki pogrążonych w żałobie przyjaciół.
Jak wynika z ich słów, Kęsik była niezwykłą osobą. Pełną energii, determinacji, co było widać nie tylko podczas jej treningów. Także w pracy. Kęsik była bowiem młodszą aspirantką w Komendzie Powiatowej Policji w Tucholi. I to właśnie bycie policjantką było jej największym marzeniem.
- Zawsze chciałam to robić, to było moje pierwsze wielkie marzenie - mówiła kilka lat temu. Jak sama wyjaśniała, nie wie skąd wzięło się jej zamiłowanie do służby. - Naoglądałam się filmów i spodobała mi się ta praca. Zawsze chciałam mieć mundur i broń - dodawała w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Trafiła do policji w 2006 roku i szybko zyskała przychylność przełożonych. - Jest bardzo dobrym funkcjonariuszem, angażuje się w to, co robi - mówi mł. insp. Krzysztof Bodziński, który przyjmował ją do służby.
Co ciekawe, to właśnie praca w policji spowodowała, że zainteresowała się kulturystyką i fitness. Na siłownię trafiła za namową swojego ówczesnego chłopaka, Mikołaja. Ten szybko zauważył, że jego dziewczyna ma wielkie możliwości. - Całe swoje życie podporządkowaliśmy treningowi - mówił Kęsik. - Kinga w marcu 2012 r. zaczęła stosować dietę, co w połączeniu z wysiłkiem na siłowni dało jeszcze szybsze efekty.
Nadeszły one błyskawicznie. W marcu 2013 roku wystąpiła na Debiutach Kulturystycznych, które co roku rozgrywane są w Ostrowi Mazowieckiej. Chciała tylko oswoić się z atmosferą zawodów, a stanęła na najwyższym stopniu podium w kategorii OPEN. Kolejne miesiące były jeszcze lepsze.
Już w 2014 roku zdobyła tytuł mistrzyni Europy, dodała do tego także wicemistrzostwo świata. Została także dwukrotną absolutną mistrzynią Polski w fitness sylwetkowym. Wszystko było jednak okupione morderczymi treningami i ścisłą dietą. - Mogłam pić tylko wodę, czasami herbatę. Zero słodyczy, czekolady. Treningi, sześć posiłków dziennie. Wieczorami ze zmęczenia zasypiałam na siedząco - ujawniała. Dzięki wsparciu narzeczonego, a następnie męża udawało się jej trzymać formę.
Jej piękny sen przerwała jednak nieuleczalna choroba. W 2016 roku sportsmenka usłyszała, że ma zaawansowane stadium nieoperacyjnego raka żołądka. I choć długo nie poddawała się chorobie twardo stawiając jej czoło, w ostatnich miesiącach pogodziła się ze swoim odejściem. Piszą o tym jej najbliżsi.
- Kinia od dłuższego już czasu wiedziała, że nie ma najmniejszych szans by wyszła z tego. Kiedy starałem się zaszczepić w niej odrobinę optymizmu momentalnie sprowadzała mnie na ziemię tłumacząc jak rozległe są przerzuty, oraz to, że lekarze widząc ją są pełni zdumienia, iż ona jeszcze żyje - napisał na Facebooku jej przyjaciel, trener personalny Maciej Ropiak.
- Już dawno pogodziła się z tym, że niedługo odejdzie, przygotowując sprawy związane z własnym pogrzebem, wybierając zdjęcie, oraz przygotowując najbliższych na to co nieuniknione... Z racji dość częstego kontaktu wiedziałem w jakim jest stanie, ostatnie dwa miesiące były dla niej potworne... nie chcę pisać szczegółów, ale uwierzcie mi, że przeżyła horror na ziemi!!! - ujawnił.
Według jego relacji Kęsik nie chciała dłużej cierpieć i sprawiać bólu swojej rodzinie i najbliższym. - Powiedziała do mnie: "Maciek, każdego dnia kiedy otwieram oczy jestem wściekła, że jeszcze żyję! Tak bardzo chciałabym już odejść by się nie męczyć". Uwierzcie mi, że doświadczyła w ostatnim czasie niewyobrażalnego cierpienia, krzycząc z bólu i błagając na głos o odejście... Ona wprost błagała Boga w duszy, by ją zabrał... - dodał.
Jej przyjaciółka Sylwia Taczała napisała nam, że post Macieja Ropiaka (prywatnie jej narzeczonego) mówi wszystko. - Napisał post, który doskonale oddaje to, co przeżywała i jaka była - wyznała. A jaka była? Według jej przyjaciół osobą niezwykłą i ogromnie wartościową.
- To z pewnością jedna z bardziej wartościowych kobiet, jakie poznałem w swoim życiu. Pełna wrażliwości na ludzkie cierpienia, z prawdziwą dusza sportowca a nie pozerstwa, kobieta o niebywałej urodzie i uśmiechu, który zjednywał sobie wielu ludzi - dodał Ropiak.
W ostatnich miesiącach prowadzona była zbiórka na leczenie Kingi Kęsik w Niemczech. Terapia dawała pewne nadzieje. To, jaką była osobą spowodowało, że zebrano aż 173 tysiące złotych. Do potrzebnych 200 000 zabrakło bardzo niewiele. Śmierć nadeszła szybciej.