We Włoszech wyrobił sobie markę, cieszy się dużym szacunkiem w solidnym klubie Serie A. Jest w najlepszym dla piłkarza wieku. Wysoko zawiesza sobie poprzeczkę: na mistrzostwach Europy chce być jednym z filarów reprezentacji. Wszystko wskazuje na to, że w poniedziałkowym meczu ze Słowacją zagra od początku.
Konrad Witkowski, "Piłka Nożna": Jakie były pańskie pierwsze wrażenia z pracy pod okiem Paulo Sousy?
Bartosz Bereszyński, piłkarz UC Sampdoria i reprezentacji Polski: Mimo że wyniki meczów eliminacyjnych nie były najlepsze, czułem się zbudowany tym, co zobaczyłem. Każdy z nas dostrzegł sporo pozytywów, przekonał się, jak może wyglądać nasza gra, jeżeli poświęcimy więcej czasu na doszlifowanie taktyki. Podczas pierwszego zgrupowania było go bardzo mało. Przede wszystkim druga połowa na Wembley pokazała, że stać nas na grę jak równy z równym przeciwko topowym rywalom.
ZOBACZ WIDEO: Euro 2020. Michał Globisz żartuje z Grzegorza Krychowiaka
Z selekcjonerem porozumiewa się pan w języku włoskim?
To zależy od sytuacji. Trener generalnie mówi do nas po angielsku i czasami w trakcie treningu zwraca się do mnie w tym języku. Jednak w bezpośrednich rozmowach ze mną stara się używać włoskiego, ponieważ w nim czuje się swobodniej, łatwiej mu przekazywać zwłaszcza boiskowe wskazówki. Nie mam trudności ani z angielskim, ani z włoskim. Spokojnie rozmawiam w obu językach, więc nasza komunikacja stoi na niezłym poziomie.
W zespole narodowym jest pan wahadłowym czy bardziej półprawym stoperem?
Trener widzi mnie raczej jako jednego ze stoperów. W marcowych spotkaniach więcej minut rozegrałem na tej pozycji. Obecnie też trenuję w trójce. Mogę grać tu i tu, nie ma najmniejszego problemu. Natomiast rola półprawego stopera bardziej przypomina bok obrony i na tej pozycji czuję się najlepiej.
Dotychczasowe mecze pokazały, że chcecie płynnie przechodzić pomiędzy ustawieniami. Jak trudno jest przestawić się na inny system w trakcie gry?
Dużo nad tym pracujemy. Musimy robić to dobrze całym zespołem. Pierwszy gol stracony w Budapeszcie pokazał, że jeżeli kilku zawodników się spóźni, łatwo można nas zaskoczyć. Z kolei jeśli będziemy wykonywać ten element odpowiednio, rezultatem będą takie bramki, jak ta zdobyta przeciwko Anglii. To może stanowić naszą siłę. Na Euro będziemy właściwie funkcjonować, widoczne będą automatyzmy. Można być spokojnym, że pod tym względem będziemy przygotowani na sto procent.
Trzy lata temu jechał pan do Rosji jako zawodnik, który nie był typowany do wyjściowej jedenastki. Inaczej niż dzisiaj.
Przed mistrzostwami świata właściwie dopiero wchodziłem do reprezentacji. Był Łukasz Piszczek i z góry było wiadomo, że raczej nie pogram za dużo. Walczyłem o minuty, trochę udało się ich zebrać. W tej chwili moja pozycja w kadrze jest inna. Z doświadczeniem, które mam, mogę być jednym z liderów reprezentacji. Do tego dążę. Przede wszystkim chcę dać drużynie pewność w defensywie. Mam za sobą dobry sezon i zamierzam spuentować go udanym turniejem.
Bronić miejsca w składzie jest jednak trudniej niż je atakować.
Zawsze robiłem swoje i to się nie zmieniło. Zdaję sobie sprawę, że z każdym treningiem oraz meczem muszę pokazywać, że to ja zasługuję na grę. Nie przeszkadza mi to. Lubię wyzwania, konkurencję. To zawsze buduje i mobilizuje. Nie lubię być w strefie komfortu. Wręcz sam nakładam na siebie dodatkową presję, wtedy łatwiej wchodzę na wysokie obroty.
Pod względem liczby występów w narodowych barwach wyprzedza pana tylko ośmiu zawodników z obecnej kadry. Czuje się pan częścią reprezentacyjnej starszyzny?
Stanowię taki miks - najmłodszy już nie jestem, ale też nie nazwałbym siebie starym. Jest w kadrze sporo młodych graczy, którzy oswajają się z reprezentacją. Kiedy tylko mogę, próbuję dzielić się z nimi doświadczeniem. Pamiętam, jak było w moim przypadku: każde słowo od starszego piłkarza było budujące. Staram się rozmawiać ze wszystkimi, choć naturalnie są zawodnicy, z którymi spędzam więcej czasu. To normalne w grupie 26 ludzi. Jest siedmiu, ośmiu chłopaków, z którymi mam bardzo dobry kontakt. Z Karolem i Dawidem graliśmy razem w Sampdorii, z Mateuszem Klichem czy Tomkiem Kędziorą znamy się jeszcze z czasów młodzieżówki. Mamy na zgrupowaniach kadry swoją stałą paczkę.
W Opalenicy mieliście dużo więcej spokoju niż w Arłamowie przed mundialem?
Komfortowe było to, że cały ogromny ośrodek mieliśmy wyłącznie dla siebie. Mogliśmy korzystać z niego w pełni, wszystko zostało przygotowane w stu procentach pod nasz pobyt. W hotelu nie było osób trzecich. Brakowało nam kibiców, ale trzeba pamiętać, że zdarzają się różni ludzie. Niekoniecznie jest to przyjemne, gdy ktoś wieczorem w lobby wypije kilka piw i zaczyna być nachalny. Co innego, kiedy dzieci podchodzą z prośbą o autograf.
Pierwszy tydzień zgrupowania w jakimś stopniu przypominał obóz regeneracyjny w Juracie?
Od samego początku mocno działaliśmy, w nogach czuć było zmęczenie. Odpraw nie było wiele, ale intensywnie szlifowaliśmy taktykę na boisku. Mieliśmy grę wewnętrzną, podczas której ćwiczyliśmy wypracowane wcześniej warianty. Naszym głównym zadaniem była ciężka praca, trudno tu mówić o regeneracji. Przez parę dni towarzyszyły nam rodziny, był czas na integrację, a to także jest potrzebne zespołowi. Świetnie, że nasze dzieciaki mogły się razem pobawić, co siłą rzeczy zbliżyło również nas.
Czy z pańskiego punktu widzenia przesunięcie mistrzostw Europy o rok to korzystne rozwiązanie?
Trudno powiedzieć, bo od marca zeszłego roku przez długi czas siedziałem w domu. Obecnie czuję się bardzo dobrze, ale nie wiem, jak byłoby po sezonie 2019-20, gdyby przebiegał normalnie. Nie zastanawiam się nad tym, cieszę się, że turniej zostanie rozegrany teraz, kiedy jestem w dobrej dyspozycji.
Jakie ma pan oczekiwania względem nadchodzącej imprezy?
Do każdego meczu powinniśmy podchodzić jak do osobnego wyzwania. Celem minimum jest oczywiście wyjście z grupy. Chciałbym zajść jak najdalej, do fajnego etapu turnieju, ale nie zakładam, że musimy dotrzeć do półfinału czy finału.
Lubi pan podróżować samolotami?
W trakcie Euro będziemy przemieszczać się dużymi samolotami, podróże będą przebiegać w komfortowych warunkach. Kiedyś miałem problem z lataniem. Bałem się, nawet bardzo. Przywykłem jednak, mam już za sobą mnóstwo godzin spędzonych na pokładzie. W samolocie praktycznie nigdy nie śpię. Najczęściej z kimś rozmawiam, oglądam film lub serial, ewentualnie słucham muzyki. Zdarza się, że poświęcam czas na zrobienie porządku ze zdjęciami w telefonie, bo przy dwójce dzieci jest ich bardzo dużo.
Ma pan za sobą najbardziej udany sezon w Italii?
Najrówniejszy i najbardziej kompletny. Moja pozycja w Sampdorii w minionym sezonie była niepodważalna. Kiedy mogłem grać, wybiegałem na boisko w podstawowym składzie. W kilku spotkaniach byłem kapitanem, cieszyłem się zaufaniem trenera Claudio Ranieriego. Szkoleniowiec zawsze był zadowolony z tego, jak realizowałem jego założenia. Czułem się w tym sezonie bardzo dobrze. Nie zaliczyłem dwóch czy trzech udanych miesięcy, lecz trzymałem poziom cały czas. Zdarzały się gorsze momenty, ale poniżej pewnego pułapu nie schodziłem.
Pierwszego gola w Serie A świętował pan w szczególny sposób?
Byłem szczęśliwy, że w końcu się udało, jednak specjalnego świętowania nie było. Następnego dnia zjadłem dobrą włoską pizzę i wypiłem kieliszek białego wina. Zdobycie pierwszej bramki bądź debiut należy jakoś uczcić, więc kupiłem dla całej drużyny coś drobnego do jedzenia. Jak to w szatni, delikatna szyderka musiała się pojawić. Koledzy śmiali się, że skoro ja strzeliłem, bez gola został już tylko bramkarz.
W rozgrywkach 2019/20 obejrzał pan dziesięć żółtych kartek, podczas gdy w ubiegłym sezonie tylko dwie. Z czego wynika tak duża różnica?
Włoscy dziennikarze też zwrócili na to uwagę, otrzymałem kilka pytań, czy jak na obrońcę nie jest to przejaw zbyt miękkiej gry. Odpowiedź jest prosta: jeżeli mam odpowiedni timing i skutecznie odzyskuję piłkę, dlaczego miałbym faulować? To chyba dobrze o mnie świadczy. Żółta kartka zwykle jest efektem spóźnionej interwencji. A ja w tym sezonie docierałem na czas, dobrze się przesuwałem, statystyki odbiorów miałem na wysokim poziomie.
W jakikolwiek sposób wpłynął na pana fakt, że został pan jedynym Polakiem w klubie?
Z Karolem Linettym czy wcześniej także z Dawidem Kownackim było nam raźniej, a to ważne, szczególnie na początku pobytu w zespole. Dobrze byłoby mieć ich nadal w drużynie, natomiast moja pozycja w szatni jest już ugruntowana. Należę do najdłużej grających w Sampdorii zawodników. Poznałem wszystkich, wszyscy znają mnie. Jestem osobą otwartą, nie mam żadnych problemów, żeby dogadać się z kimkolwiek.
Przez cztery i pół roku wypracował pan sobie status jednej z ważniejszych postaci w drużynie?
Będąc w zachodnim klubie tak długo, stajesz się istotną częścią zespołu. Wiążą się z tym pewne obowiązki, choćby wprowadzania nowych piłkarzy. Moje słowo coś znaczy w szatni, częściej zabieram głos, a przede wszystkim jestem jedną z ważniejszych postaci na murawie – to dla mnie nowa rola, której ciągle się uczę. W Legii Warszawa spędziłem wprawdzie parę lat, ale w drużynie zawsze byli zawodnicy dużo starsi i bardziej doświadczeni. W Sampdorii mamy kilku liderów, szatnia jest odpowiednio zbalansowana, każdy może się udzielać, nie jest tak, że jeśli ktoś ma 19 czy 20 lat, to nie ma prawa głosu. Wręcz przeciwnie.
Czy rozegranie w sezonie 75 procent możliwych minut to optymalny wymiar przed turniejem?
Gdyby nie kontuzja, która wykluczyła mnie z kilku spotkań, minut byłoby jeszcze więcej. To były długie rozgrywki, ponadto dało się odczuć wyjątkowo krótką przerwę pomiędzy sezonami. Trzeba było nieustannie utrzymywać gotowość do wysiłku, tym bardziej w kontekście mistrzostw Europy. Pod względem motorycznym czuję się bardzo dobrze.
Poczuł się pan doceniony, otrzymując propozycję prolongaty umowy?
To bardzo miła informacja, że klub, z którym ma się jeszcze dwa lata kontraktu, zaczyna rozmawiać o jego przedłużeniu. Takie decyzje zobowiązują na kilka lat, trzeba do nich podejść rozsądnie. Na razie koncentruję się na Euro, nie chcę myśleć o nowej umowie czy negocjowaniu warunków. Skupiłem się na optymalnym przygotowaniu do imprezy, rozmowy z Sampdorią cały czas są prowadzone, ale ja przystąpię do nich w najbliższej przyszłości. Dałem sobie czas na spokojne przeanalizowanie sprawy. Nie wiadomo, co wydarzy się na mistrzostwach. Turniej takiej rangi może tylko pomóc, nie ma sensu podejmować decyzji przed nim. W lipcu odpowiem sobie na wiele pytań.