W sobotę na Stadionie Olimpijskim w Baku rozegrany zostanie mecz grupy A Euro 2020 Walia - Szwajcaria (g. 15), a jeszcze kilka miesięcy temu Azerbejdżan był w stanie wojny z Armenią, którą sam wywołał. Pytania o to, czy przyznanie prawa gospodarza Euro 2020 państwu, w którym łamane są prawa człowieka, ma sens, wracają jak bumerang. Europejska unia piłkarska (UEFA) uparcie jednak broni swojego wyboru.
Z jednej strony Azerbejdżan chce być postrzegany jako kraj postępowy, rozwojowy, który może mieć perspektywy na przyszłość, a ludzie są zafascynowani sportem i pragną go na najwyższym poziomie. Będące stolicą kraju Baku nie raz pokazało, że jest w stanie organizować duże imprezy sportowe. Z drugiej strony napięcia na tle politycznym i społecznym, czyli wspomniana wojna, reżim i naruszanie swobód obywatelskich wywołują burzliwą dyskusję.
Masa mocnych kontrowersji
Spór o to, czy Baku i Azerbejdżan powinni gościć mistrzostwa Europy, spowodowany jest przez sam Azerbejdżan. Wojna o Górski Karabach, jaka miała miejsce jesienią 2020 r., podsyciła ponownie spekulacje nt. słuszności organizacji Euro przez Baku.
ZOBACZ WIDEO: Euro 2020. Michał Globisz żartuje z Grzegorza Krychowiaka
Wojska azerskie jako pierwsze zaatakowały w regionie. Doczekały się szybkiej odpowiedzi z Armenii. W obu krajach wprowadzono stan wojenny, regularna wymiana ognia trwała przez prawie trzy miesiące. Zginęło kilka tysięcy osób, w tym cywile.
Prawie wszystkie kraje świata wzywały do zawarcia pokoju. W Warszawie zorganizowano marsz wsparcia dla Ormian. Stronę azerską poparły Węgry, Turcja, Kazachstan, Uzbekistan, Kirgistan, Afganistan i Pakistan. Pokój zawarto w listopadzie, ale jego warunki były bardzo korzystne dla Azerbejdżanu. Armenia czuła się zmuszona do podpisania traktatu, co nie spodobało się obywatelom. Doszło do serii protestów. Manifestanci wdarli się do siedziby parlamentu. Premier Nikol Paszynian podał się do dymisji. Przedterminowe wybory 20 czerwca.
Azerbejdżan od lat oskarżany jest o nagminne naruszanie swobód obywatelskich. Przeprowadzane tam wybory nigdy jeszcze nie zostały uznane za uczciwe i wolne. Opozycjoniści i dziennikarze są prześladowani.
- Nie nagradzajcie dyktatorów igrzyskami, bo biorą to za akceptację swoich rządów - mówiła PAP w 2014 r. azerska opozycjonistka Lejla Junus. Rok później trafiła do więzienia.
Organizacje praw człowieka wskazują, że więźniów politycznych w Azerbejdżanie można już liczyć w tysiącach. Amnesty International uznało rząd w Baku za jeden z jeden z najbardziej represyjnych na świecie.
- Światowe igrzyska mają przekonać ludzi, że ich przywódcy są przez świat akceptowani, podziwiani i nagradzani. Wielkie igrzyska przedstawiane są jako dar władcy dla ludu, a także dowód wspaniałości państwa. Mają zjednoczyć lud wokół igrzysk, państwa i przywódcy, dać mu poczucie dumy. Wszyscy ci, którzy występują przeciwko igrzyskom, czyli w istocie przeciwko władzom, przedstawiani są więc jako wrogowie państwa i narodu. Igrzyska są potrzebne przywódcom wyłącznie na potrzeby krajowe, mają umocnić ich panowanie. To, co mówi się o nich na świecie, ma dla nich znaczenie drugorzędne - komentował kilka lat temu dla PAP Wojciech Górecki, pisarz, znawca Kaukazu i Azji Środkowej.
W 2015 r. dziennikarz Rasim Alijew został śmiertelnie pobity za krytykę prasową pomocnika reprezentacji Azerbejdżanu Javida Husejnowa. Zabójców nasłał sam piłkarz. Co prawda trafił do więzienia, ale odsiedział tylko część wyroku. Wypuszczono go wcześniej i od razu wrócił do futbolu.
W 2019 r. Henrich Mchitarjan (piłkarz Arsenalu) nie mógł zagrać w finale LE. Wpuszczenie Ormianina już na lotnisko w Baku wymagałoby zastosowania nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa. Obawiano się też eskalacji konfliktu Armenii z Azerbejdżanem. UEFA i FIFA nie pozwalają, żeby obie reprezentacje na siebie wpadły w eliminacjach do Euro lub mundialu.
Głód wielkiego sportu?
Pierwsze w historii Igrzyska Europejskie, od 2016 r. organizowane Grand Prix Formuły 1 na wymagającym ulicznym torze w Baku, finał Ligi Europy 2019 (Chelsea FC pokonała Arsenal FC 4:1) - w ostatnich kilku latach stolica Azerbejdżanu gościła naprawdę wyjątkowe wydarzenia. Do tego azerska liga piłkarska notuje progres, kluby docierają już do fazy grupowej europejskich pucharów, odprawiając z kwitkiem w eliminacjach polskie zespoły.
Piłkarze odchodzili z ekstraklasy, by grać właśnie w Azerbejdżanie i faktycznie byli w stanie podnieść poziom ligi i zdobyć sympatię kibiców. Do takich zaliczają się m.in. Dani Quintana i Jakub Rzeźniczak. Zarobki tam też są dużo wyższe. Paweł Kapsa opowiadał swego czasu, że płace są nawet 2-3 razy większe.
- W Gabali na przykład jedna premia meczowa była większa niż miesięczne zarobki w Polsce. Wygrywasz jeden mecz z ostatnią drużyną w tabeli i masz lepiej niż za miesiąc grania w kraju. Jest różnica? Jest - ocenił w wywiadzie dla Weszło w 2016 r.
Azerbejdżan się rozwija, a przede wszystkim jego stolica. Pragnienie jak najczęstszej organizacji dużych wydarzeń sportowych panuje przede wszystkim u rządzących. Pompując miliony dolarów w organizację, chcą przykryć wizerunek nadszarpnięty przez oskarżenia o dyktaturę i odbieranie swobód obywatelskich. Społeczeństwo korzysta z okazji i tłumnie pojawia się na trybunach podczas wyścigów na torze ulicznym w Baku czy na meczach europejskich pucharów.
- Nie ma aż tak wielu fanatycznych kibiców. Jeśli już są, to ich interakcje z piłkarzami są wyłącznie pozytywne. Nie spotkałem się z aktami agresji. Generalnie kibice bardziej skupiają się na europejskich pucharach. Często spotykałem ich na mieście. Pytali wyłącznie, kiedy następny mecz w Lidze Europy czy Lidze Mistrzów. Praktycznie nie pytali o spotkania ligowe - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Jakub Rzeźniczak, który w latach 2017-2019 grał w Karabachu Agdam.
Wśród Azerów nie panuje kultura sportu, nie jest on tak chętnie i powszechnie uprawiany, a krąg ulubionych najpopularniejszych dyscyplin jest dość wąski. - Bardzo mało ludzi biega po mieście, nie ma zbyt wielu siłowni plenerowych. Oprócz piłki nożnej najbardziej popularne są sporty walki, sporty siłowe, np. zapasy - opisuje Rzeźniczak.
Ogromna, wielofunkcyjna arena
Mecze Euro 2020 będzie gościć Stadion Olimpijski w Baku. Obiekt został otwarty w marcu 2015 r. i może pomieścić prawie 70 tys. widzów. Tak liczna publika zaspokaja wysokie aspiracje władz państwowych. Stadion powstał w miejscu części osuszonego Jeziora Boyuk Sor. Projekt powstawał aż siedem lat.
Co ciekawe, nie wszystkie miejsca są zadaszone - część z nich w najniższych rzędach jest odkryta. W czasie finału LE w 2019 r. narzekano na odległość trybun od boiska ze względu na lekkoatletyczną bieżnię. Mimo to sam rozmach obiektu robi piorunujące wrażenie. Szczególnie gdy trybuny są wypełnione, co mógł podziwiać Rzeźniczak.
- Bardzo fajny, duży, na mecze w europejskich pucharach się zapełniał. Atmosfera była naprawdę świetna. Dla takich meczów się trenowało i grało. Na mecze ligowe przychodziło po tysiąc osób, a na mecze w pucharach po 70 tys. Kibice mieli głód, żeby zobaczyć gwiazdy światowej piłki na żywo - przyznaje.
Na stadionie można też organizować koncerty. Władze azerskie dwukrotnie ubiegały się o organizację igrzysk olimpijskich - w 2016 i 2020 r. Główną areną zmagań miała być arena w Baku, ale miasto nie zostało wybrane organizatorem imprezy.
W Baku odbędą się w sumie cztery spotkania mistrzostw - trzy w ramach grupy A oraz jeden ćwierćfinał. Dla kibiców będzie dostępne 50 proc. miejsc, czyli wejdzie na trybuny ok. 35 tys. osób. Zdaniem Rzeźniczaka stolica Azerbejdżanu mimo wszystko zasłużyła na zyskanie praw gospodarza Euro 2020.
- Samo miasto jest bardzo ciekawe. Bardzo dużo turystów przyjeżdża. Wielkie imprezy nie odbywają się tam przez przypadek. Dla wszystkich kibiców, którzy tam przyjadą, to będzie fajny czas. Azerbejdżan jest różnie postrzegany na świecie, a takie imprezy mogą mu tylko pomóc - komentuje dla WP SportoweFakty.
Na Stadionie Olimpijskim w Baku rozegrane zostaną trzy mecze grupy A z udziałem Walii, Szwajcarii i Turcji oraz ćwierćfinał.
Czytaj też:
Szczęsny tryska optymizmem
Fabiański mówi o decyzji Sousy