W tym artykule dowiesz się o:
[b]
Odrzucona oferta Arsenalu[/b]
Już w 2004 roku mógł zostać piłkarzem Arsenalu. Jako młody chłopak, zaledwie 19-letni, poleciał do Anglii, ale ostatecznie odrzucił propozycję Kanonierów. Zdecydował się na Lecha Poznań, ale tam był tylko rezerwowym. Szybko sięgnęła po niego Legia Warszawa i gdy Artur Boruc odszedł do Celtiku Glasgow, to Łukasz Fabiański został pierwszym golkiperem Wojskowych.
Tutaj zaczął pracować na swoją markę. Kanonierzy jednak nie zapomnieli o nim. Cały czas obserwowali go, a Arsene Wenger był pod wrażeniem Fabiańskiego. Nadal chciał mieć go w swoim zespole i 2007 roku dopiął swego. Ściągnął Polaka za 2,1 mln funtów.
- Myślę, że Fabiański będzie wielkim bramkarzem. Moim zdaniem będzie najlepszy w reprezentacji. W futbolu jest tylko miejsce dla jednego bramkarza. On jeszcze dostanie swoją szansę, ponieważ jest młody. Do tej pory jestem z niego bardzo zadowolony - mówił Wenger kilka miesięcy po transferze. Fabiański miał wówczas zaledwie 22 lata.
"Flappyhandski"
Początkowo Fabiański otrzymywał niewiele szans. Grał głównie w angielskich pucharach, gdzie miał zbierać cenne doświadczenie. Między słupkami stał Manuel Almunia, który nie należał do czołówki golkiperów w Premier League. Hiszpan miał być tylko okresem przejściowym dla "Fabiana" aż ten wdroży się do ligi angielskiej.
ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Jan Nowicki o Cristiano Ronaldo. "Nie cierpię Krystyny, oni są do ogrania"
Tymczasem kiedy miała następować aklimatyzacja, to Polak zawodził. Nie radził sobie z presją w decydujących momentach. Widać, że spotkania o wielką stawkę paraliżują Fabiańskiego. Na treningach był nie do zastąpienia, bronił w sytuacjach niemożliwych, a podczas meczu był zupełnie innym bramkarzem.
Katastrofalne błędy z FC Porto w Lidze Mistrzów w lutym 2010 roku dosłownie zmiotły Fabiańskiego z powierzchni ziemi. Otrzymał pseudonim "Flappyhandski", co w wolnym tłumaczeniu można nazwać "fajtłapa" bądź "roztrzepany". Każdy błąd kosztował Polaka jeszcze więcej pewności siebie, której i tak za grosz nie miał wówczas.
Sytuację próbował ratować sam Wenger, który mówił, że Fabiański może być jednym z najlepszych golkiperów w Premier League. Wierzył w Polaka czy próbował dodać mu pewności siebie? Możliwe, że jedno i drugie, ale gdy kontuzji doznał Manuel Almunia, postawił na młokosa Wojciecha Szczęsnego. Fabiańskiego odstawił na rezerwę.
Reaktywacja
Do Fabiańskiego zaczęło jednak dochodzić, że musi zrobić coś ze swoją karierą. Od wielu lat był rezerwowym Kanonierów i zmienił zupełnie swoje podejście do piłki. Sezon 2013/2014 był już przełomowy. Najpierw wszedł na boisko w meczu Ligi Mistrzów z Bayernem Monachium po tym jak Szczęsny otrzymał czerwoną kartkę i zatrzymał w tym spotkaniu strzał z rzutu karnego autorstwa Thomasa Muellera. Niedługo potem obronił dwie "jedenastki" w pojedynku półfinału Pucharu Anglii z Wigan Athletic i został bohaterem Arsenalu.
W finale Wenger nie dokonał zmiany i Polak był jedną z głównych postaci w zwycięstwie w FA Cup. Było to pierwsze trofeum od ośmiu lat. Kibice mogli zobaczyć zupełnie innego Fabiańskiego: zero presji, luz i pewność siebie. To był już totalnie inny bramkarz niż ten co oglądali przez lata. Mało kto spodziewał się takiej przemiany.
Arsenal zaproponował mu nowy kontrakt, ale Fabiański odrzucił go. Chciał regularnie grać i dlatego wybrał propozycję Swansea City. Po raz pierwszy od transferu na Wyspy stał się podstawowym golkiperem. W błędzie byli ci co myśleli, że wrócą koszmary z fatalnych pomyłek Fabiańskiego.
Był ostoją spokoju, pewności siebie, świetne interwencje przeplatał jeszcze lepszymi. Grając w przeciętnym zespole walczył do samego końca o Złote Rękawice. Zachował aż 13 czystych kont, co jak na występy w Swansea City, to wynik genialny.
Swoją formę przeniósł do reprezentacji. Kiedy Adam Nawałka postawił na Wojciecha Szczęsnego jako numer 1 na Euro 2016, po Fabiańskim nie było widać złości. W spotkaniu z Niemcami emanował dokładnie wszystkimi tymi cechami, do których zdążył przyzwyczaić w ostatnich miesiącach. Nie popełnił najmniejszego błędu - tak jak z Ukrainą.
Ze Szwajcarią wzniósł się na najwyższy poziom. Fantastycznie obronił strzał z rzutu wolnego czy główkę Erena Derdiyoka. To była klasa światowa. Fabiański swoimi interwencjami dał nam ćwierćfinał.
Bohater, który jeszcze kilka lat temu upadł bardzo nisko, żeby wstać z kolan i zapisać się w historii polskiej piłki.