Euro 2016: Łukasz Fabiański - od fajtłapy po bohatera narodowego

Łukasz Fabiański był jednym z bohaterów zwycięskiego meczu Polski ze Szwajcarią. Jednak golkiper Swansea City miał wiele lat temu swoje trudne chwile, które w pewnym momencie wydawały się dla niego nie do przeskoczenia.

Bartosz Zimkowski
Bartosz Zimkowski

Odrzucona oferta Arsenalu

Już w 2004 roku mógł zostać piłkarzem Arsenalu. Jako młody chłopak, zaledwie 19-letni, poleciał do Anglii, ale ostatecznie odrzucił propozycję Kanonierów. Zdecydował się na Lecha Poznań, ale tam był tylko rezerwowym. Szybko sięgnęła po niego Legia Warszawa i gdy Artur Boruc odszedł do Celtiku Glasgow, to Łukasz Fabiański został pierwszym golkiperem Wojskowych.

Tutaj zaczął pracować na swoją markę. Kanonierzy jednak nie zapomnieli o nim. Cały czas obserwowali go, a Arsene Wenger był pod wrażeniem Fabiańskiego. Nadal chciał mieć go w swoim zespole i 2007 roku dopiął swego. Ściągnął Polaka za 2,1 mln funtów. 

- Myślę, że Fabiański będzie wielkim bramkarzem. Moim zdaniem będzie najlepszy w reprezentacji. W futbolu jest tylko miejsce dla jednego bramkarza. On jeszcze dostanie swoją szansę, ponieważ jest młody. Do tej pory jestem z niego bardzo zadowolony - mówił Wenger kilka miesięcy po transferze. Fabiański miał wówczas zaledwie 22 lata.

"Flappyhandski"

Początkowo Fabiański otrzymywał niewiele szans. Grał głównie w angielskich pucharach, gdzie miał zbierać cenne doświadczenie. Między słupkami stał Manuel Almunia, który nie należał do czołówki golkiperów w Premier League. Hiszpan miał być tylko okresem przejściowym dla "Fabiana" aż ten wdroży się do ligi angielskiej.

ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Jan Nowicki o Cristiano Ronaldo. "Nie cierpię Krystyny, oni są do ogrania"

Tymczasem kiedy miała następować aklimatyzacja, to Polak zawodził. Nie radził sobie z presją w decydujących momentach. Widać, że spotkania o wielką stawkę paraliżują Fabiańskiego. Na treningach był nie do zastąpienia, bronił w sytuacjach niemożliwych, a podczas meczu był zupełnie innym bramkarzem.

Katastrofalne błędy z FC Porto w Lidze Mistrzów w lutym 2010 roku dosłownie zmiotły Fabiańskiego z powierzchni ziemi. Otrzymał pseudonim "Flappyhandski", co w wolnym tłumaczeniu można nazwać "fajtłapa" bądź "roztrzepany". Każdy błąd kosztował Polaka jeszcze więcej pewności siebie, której i tak za grosz nie miał wówczas. 

Sytuację próbował ratować sam Wenger, który mówił, że Fabiański może być jednym z najlepszych golkiperów w Premier League. Wierzył w Polaka czy próbował dodać mu pewności siebie? Możliwe, że jedno i drugie, ale gdy kontuzji doznał Manuel Almunia, postawił na młokosa Wojciecha Szczęsnego. Fabiańskiego odstawił na rezerwę.

Czy Szczęsny powinien wrócić do bramki na mecz z Portugalią?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Polub Piłkę Nożną na Facebooku
inf. własna
Zgłoś błąd
Komentarze (2)
  • Kibol Kolejorza z Czech Zgłoś komentarz
    ,,jajajaj,,jestes glupi jak but gdyby nie Lewy to reszta wogole nie miala by szans na dojscie do bramki ten chlopak absorbuje minimalnie 2 obroncow ale Ty jestes fachowiec od PILKI NOZNEJ a
    Czytaj całość
    teraz biegnij do mamy aby Ci dala pieniazki na dropsy
    • jajajaj Zgłoś komentarz
      najważniejsze w tym artykule są dwa ostatnie zdania. Ja dodałbym jeszcze, że Lewy i Milik to przereklamowani gwiazdorzy dosłownie i w przenośni. Najlepiej wychodzi im gra ale w reklamach.