Robert Lewandowski otrzymał od Adama Nawałki rolę zbliżoną do tej, jaką w Walii pełni Gareth Bale. Snajper Bayernu Monachium był wolnym elektronem. Szukał przestrzeni. Bywał na szpicy, ale często schodził też do boków.
Powroty "Lewego" wyglądały naprawdę imponująco. Zdarzało mu się wyprowadzać piłkę 30 metrów od własnej bramki. Często pomagał kolegom w defensywie, by potem biec tam, gdzie urzędowali Jerome Boateng oraz Mats Hummels. Właśnie tak skupiał na sobie uwagę rywali, tworząc miejsce dla Arkadiusza Milika.
- Najgorsze co może być, to stateczność. Wtedy łatwo cię wykluczyć - tłumaczy były napastnik VfB Stuttgart, Radosław Gilewicz. - Musisz być w ciągłym ruchu. Robert wykonuje tytaniczną pracę, jeśli nie strzela goli. Lubi być pod grą, jest trudny do upilnowania i nie traci piłek. Przeciwnik wytwarzał ogromne ciśnienie, a on oddalał zagrożenie. - dodaje.
ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Polacy w znakomitej sytuacji po meczu z Niemcami. "To fantastyczne uczucie"
Lewandowski był niewidoczny właściwie tylko przez pierwsze 10 minut. W tym fragmencie gry Niemcy zdecydowanie zdominowali naszych. Później wyglądało to znacznie lepiej.
- Podczas spotkania pomyślałem sobie, że fantastycznie byłoby mieć w pomocy Marka Hamsika, który jest równie wszechstronny, co Robert. Wówczas siła rażenia naszej ofensywy byłaby ogromna - śmieje się Gilewicz.
W grze "Lewego" widać było sporo pazerności, ale - co najważniejsze - nie tracił głowy. Chciał koniecznie udowodnić kolegom z Bayernu, że wcale nie pokonają Polski tak łatwo, jak spodziewał się tego Joachim Loew (podczas jednej z odpraw selekcjoner Niemców sugerował taki scenariusz).
Lewandowski dla swojej reprezentacji znaczy mniej więcej tyle, ile Thomas Mueller. - I wypadł zdecydowanie lepiej. Miał mnóstwo chęci - uważa Andrzej Kobylański, skrzydłowy mający za sobą grę między innymi dla Hannoveru 96 czy Energie Cottbus.
- Robert poruszał się po boisku, jakby był naładowany. Walczył, napierał obrońców i atakował ich bardzo ostro. Po Muellerze natomiast spodziewałem się więcej. Widziałem go na skrzydle i prawej obronie, w ataku oraz środku. Ewidentnie szukał sobie miejsca, ale nie umiał go znaleźć - twierdzi Kobylański.
Mueller rzeczywiście - podobnie jak Lewandowski - nie trzymał się kurczowo swojej pozycji (prawoskrzydłowy). Zdaniem Gilewicza zagrał jednak dobre spotkanie. - Dużo pracował w defensywie. Wypadł słabiej niż "Lewy", ale też nieźle. Jeszcze strzeli swoje bramki podczas tego turnieju - uważa.
- Cierpiał za to, że jest tak uniwersalny. Najlepiej wygląda jako podwieszony pod Roberta Lewandowskiego napastnik. Wówczas dogrywa, trafia do siatki, daje się sfaulować na polu karnym. Z drugiej strony: Loew chciał gdzieś umieścić Mario Goetze, który był zupełnie niewidoczny. Odnoszę wrażenie, że jest ciągnięty za uszy - kończy Gilewicz.
Mateusz Karoń