Szymon Mierzyński: Kapustka zyskał więcej niż reprezentacja (komentarz)

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP/EPA / ALI HAIDER
PAP/EPA / ALI HAIDER
zdjęcie autora artykułu

Nie reprezentacja Polski jako całość, a Bartosz Kapustka to największy wygrany meczu z Irlandią Północną. Pokonanie tego rywala stanowiło obowiązek, jednak to, co zrobił zawodnik Cracovii, było już zjawiskowe.

O tym, że Adam Nawałka może posłać 19-latka do boju mówiło się od kilku dni, więc jego obecność w pierwszym składzie nie była wielkim zaskoczeniem. Szansę natomiast wykorzystał fantastycznie. Grał z lekkością charakterystyczną dla młodych i niedoświadczonych piłkarzy, wyzbył się przy tym wszelkiej kalkulacji i efekty były znakomite.

Forma Bartosza Kapustki, który zachwycił nawet Gary'ego Linekera, to zdecydowanie największy pozytyw niedzielnego meczu. Tak rodzą się gwiazdy, tak przechodzi się do historii, tak wreszcie robi się milowy krok w rozwoju kariery. Dawno już w polskiej kadrze nie byliśmy świadkami podobnego przełomu. Oby młody pomocnik nie zdjął nogi z gazu, bo turniej dopiero się zaczyna.

ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Tomasz Zubilewicz - prognoza pogody dla polskich piłkarzy. "Negatywny biomet nas nie czeka"

Zachwyty nad Kapustką tonować powinno tylko jedno - wątpliwa klasa rywala. Polacy niedzielny mecz po prostu musieli wygrać, bo Irlandię Północną pokonają prawdopodobnie także Ukraińcy i Niemcy. Baliśmy się przed meczem Kyle'a Lafferty'ego, tymczasem cała ofensywa w ekipie Michaela O'Neilla istniała tylko na papierze.

Wrażenie robiła na nas świetna dotąd obrona Irlandczyków (sześć straconych goli w dwunastu meczach), ale tu też nie było się czego obawiać, bo gdyby w pierwszej połowie Arkadiusz Milik nie zmarnował stuprocentowej sytuacji, wynik zostałby otwarty znacznie szybciej.

Nie wypada się pastwić nad przeciwnikiem, bo ten przecież wygrał swoją grupę eliminacyjną (przed Rumunią i Węgrami), więc nie jest raczej beneficjentem powiększenia stawki uczestników Euro. Jeśli jednak spojrzymy na przebieg meczu i zatrważające dla Irlandii Północnej statystyki, to wniosek jest prosty - sięgając po trzy punkty, Biało-Czerwoni wykonali obowiązek. Dość powiedzieć - po raz pierwszy od 16 lat zdarzyło się, że w turnieju finałowym mistrzostw Europy jakaś drużyna nie oddała w pierwszej połowie ani jednego strzału w kierunku bramki.

Cieszy fakt, że tuż po spotkaniu - zamiast tradycyjnego pompowania balonu - wiele osób tonowało nastroje, bo właśnie chłodnych głów potrzeba nam teraz najbardziej. Wejście jest udane, mamy trzy punkty, wzmocniliśmy się psychicznie, ale prawdziwe wyzwania dopiero nadejdą. Pierwsze, czyli starcie z Niemcami już w czwartek.

Źródło artykułu: