- W końcu miałem okazję zadebiutować w mistrzostwach Europy. Cieszę się, że trener Smuda dał mi szansę. Wszedłem na boisko przy wyniku remisowym i to był moment, w którym mogłem się pokazać. Wystąpiłem przez ok. 20 minut i myślę, że to optymalna ilość - ani za dużo, ani za mało. Szkoda tylko, że nie udało się zmienić wyniku na lepszy. Ważne jest jednak to, że nie straciliśmy drugiego gola i wywalczyliśmy remis - powiedział Adrian Mierzejewski.
W przeciwieństwie do pojedynku z Grecją, tym razem biało-czerwoni zaliczyli dobrą drugą połowę. Odrobili straty, a momentami pachniało nawet bramką na 2:1. - Nie wiem co się działo w przerwie w szatni, bo przebywałem akurat na rozgrzewce. Spodziewam się jednak, że padły mocne słowa. W przekroju całego meczu założenia taktyczne wykonywaliśmy dość dobrze. Rosjanie stworzyli kilka sytuacji, ale nie były one zbyt klarowne. Jedyny gol dla nich padł po stałym fragmencie. Na przyszłość powinniśmy unikać takich błędów. W drugiej połowie musieliśmy się nieco odkryć. Zaatakowaliśmy i to przyniosło pożądany efekt - dodał.
Mierzejewski wyraził negatywną opinię na temat kibiców. - Nie pomagali nam tak bardzo jakby mogli. Było dużo momentów ciszy. Wiadomo, że przegrywaliśmy, ale trzeba pamiętać, że naszych fanów było pięciokrotnie więcej. Tymczasem często słyszałem śpiewy Rosjan, na które nasi odpowiadali tylko gwizdami. Szkoda, że momentami atmosfera na trybunach przypominała teatr. Dopiero bramka wyrównująca sprawiła, że zarówno my, jak i kibice podnieśliśmy się. Wierzę, że w pojedynku z Czechami będzie głośno przez 90 minut. Bardzo tego potrzebujemy.
Wejście na boisko Mierzejewskiego przy stanie 1:1 było pewnym zaskoczeniem. Czy selekcjoner dał w ten sposób sygnał do ataku? - Teoretycznie była to ofensywna roszada, lecz w przeszłości grywałem już w kadrze jako defensywny pomocnik. Dlatego wypełnianie tych zadań nie stanowiło dla mnie problemu. Miałem przede wszystkim powstrzymać Jurija Żyrkowa, by nie podłączał się tak często do akcji zaczepnych - stwierdził.
Za biało-czerwonymi dwa spotkania na Stadionie Narodowym. Na pojedynek z Czechami pojadą już do Wrocławia. - Trudno ocenić jak to na nas wpłynie. Nie można mówić, żeby obiekt w Warszawie był dla nas nieszczęśliwy. Przecież nie przegraliśmy na nim ani jednego meczu. Szkoda, że przeciwko Rosji nie udało się zainkasować trzech punktów. Cieszy jednak to, że spotkaniem o wszystko jest to ostatnie w grupie. Do tej pory tak nie było, na dużych turniejach emocje kończyły się dla nas po dwóch potyczkach - zaznaczył Mierzejewski.
Starcie z Czechami wywołuje w ekipie Franciszka Smudy sporo emocji. - Mamy los w swoich rękach. Jeśli uda nam się wygrać, to przejdziemy do ćwierćfinału. Bardzo byśmy sobie tego życzyli - zakończył 26-letni pomocnik.
Z Warszawy dla portalu SportoweFakty.pl, Szymon Mierzyński