Zaczęło się chyba każdy widział jak. Na nic gwarancje i zapewnienia naszego kapitana Jacka Bąka, że nie powtórzą się błędy ze spotkania z Niemcami. Choć może faktycznie się nie powtórzyły, a jedynym błędem należy uznać wyjście w podstawowej jedenastce Mariusza Jopa vel. Katastrofa. Gospodarze, podkreślam gospodarze turnieju robili w pierwszej połowie z nami co chcieli. My jednak mieliśmy Artura Boruca, Rogera Gurreiro i jednego z panów z chorągiewką po swojej stronie, bo czy ktokolwiek zwrócił uwagę, że nasi strzelili ze spalonego? Arbiter główny najwyraźniej dostrzegł to dopiero na powtórce i… się zaczęło.
Ten Webb to ma łeb. Nieźle to wszystko sobie wykombinował. Czysta dedukcja – popełniłem błąd, muszę go naprawić, więc popełnię drugi błąd na korzyść wcześniej poszkodowanych. Czy tak też było? Tego prócz niego samego nie wie chyba nikt. Hipoteza wydaje się być mimo wszystko bardzo prawdopodobna i wierzy w nią nawet Jacek Bąk. Kapitan biało - czerwonych stojąc z nami (dziennikarzami) w Mix Zone po meczu, stwierdził jednak, że to są jaja i w ten sposób nie można postępować.
Co racja to racja. Racją jest też, że prowadząc jedną bramką i grając z gospodarzem turnieju, ba z gospodarzem, który miał realne szanse jeszcze na wyjście z grupy trzeba liczyć się z pewnymi "zbiegami okoliczności". Najbezpieczniej było strzelić jeszcze jednego gola, ale jakoś naszym się nie chciało albo nie potrafili. Sędzia to też człowiek i swoje emocje ma. Po meczu z Niemcami znajomy arbiter opowiadał mi historię jak to kiedyś niemiło przywitano go, a co więcej pożegnano w jednym z III–ligowych klubów. Od tamtej pory, kiedy tylko im sędziował odgrywał się sędziując pod przeciwnika. Korupcja? Skądże znowu! Taki zwykły ludzki odruch. Na Webbie ciążyła pewna presja i też uległ emocjom. Na 10 podobnych przypadków 9 sędziów, by najnormalniej w świecie puściło grę dalej. Jestem nawet przekonany, że jeśli byłoby to 10 angielskich arbitrów, wówczas wszyscy by nie zwrócili na to uwagi. Ten mecz miał jednak inną stawkę, różnych bohaterów, a nasi chłopcy doskonale wiedzieli co wolno robić, a co nie wolno w polu karnym. Webbski sędzia tylko czekał na potknięcie Polaków i co by nie mówić rzut karny tak naprawdę nie był z kapelusza. Lewandowski szarpał za koszulkę tego nieszczęsnego Austriaka.
Żal i uczucie, że zostaliśmy oszukani mimo to pozostaje, bo Webbowi zabrakło konsekwencji w działaniu. Jeszcze wcześniej mógł odgwizdać jedenastki zarówno dla jednych jak i dla drugich. Tak profilaktycznie, by każdy wiedział, że tego dnia nie ma żartów. Orły opowiadały nam także, że przed mistrzostwami specjalny delegat UEFA ds. sędziowskich zapewniał ich, że symulowanie będzie surowo karane kartkami. Tego również w czwartek zabrakło, bo nasi rywale kładli się gdy tylko mieli na to ochotę i to bez konsekwencji. Efekt jest taki, że nie będziemy pamiętać tego meczu jako zwycięskiego mimo fatalnej gry i to bodajże najgorszej od dawien dawna, a jako przegrany przez niezrozumiałą i kontrowersyjną decyzję arbitra – Webba, Howarda Webba.
Z Zurychu – Michał Szydlik