Zawody, które odbywały się w Seulu, w Korei Południowej, były pełne niespodzianek. Największą był oczywiście skład finału, w którym na próżno szukać reprezentantów gospodarzy, co do tej pory było regułą.
Wszystkie cuda, które działy się we wcześniejszych fazach turnieju, były przez nas na bieżąco komentowane: "Elazer czarnym koniem", "Elazer pokonał faworyta gospodarzy".
Ostatecznie, w niedzielnym finale mogliśmy podziwiać Mikołaja "Elazera" Ogonowskiego, który po dobrej grze musiał uznać jednak wyższość mistrza świata "Serrala" 2:4. Fin obecnie jest w tak dobrej formie, że w kolejnych pojedynkach specjaliści zadawali raczej pytanie jedynie o rozmiar jego zwycięstwa.
Wszystkie mapy były grane dość standardowo, a przewaga "Serrala" uwidaczniała się dosłownie w pojedynczych, dodatkowych akcjach dywersyjnych, gdy przemycał w linie wydobywcze naszego zawodnika małe oddziały niszczące kilku kolejnych robotników.
Przypomnijmy jednak, że "Elazer" w drodze do finału miał na rozkładzie kolejno: mistrza koreańskiej proligi GSL - zerga "Dark", najlepszego Chińczyka - terana "TIME", oraz mistrza Ameryki - protosa "Neeb".
Mikołaj Ogonowski wygrał w turnieju 10 tys. dolarów (25 tys. dla zwycięzcy). Najważniejsze jednak, że znowu powrócił do absolutnej czołówki światowej.
ZOBACZ WIDEO VfB Stuttgart nadal niepokonane! Planem szybki powrót do Bundesligi? [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]