Apel Krzysztofa Ratajskiego do polskich kibiców. "Nie jestem tego zwolennikiem"

Materiały prasowe / Simon O’Connor/PDC / Na zdjęciu: Krzysztof Ratajski
Materiały prasowe / Simon O’Connor/PDC / Na zdjęciu: Krzysztof Ratajski

- Nie czułem presji, że 19. zawodnik rankingu musi wygrać ze światową "4", ale - z drugiej strony - bardzo chciałem wygrać, bo to pierwszy tak duży turniej w Polsce - podkreślił Krzysztof Ratajski po wygranej w Poland Darts Masters z Robem Crossem.

Dla wszystkich Polaków turniej na warszawskim Torwarze jest swoistym debiutem - zarówno dla kibiców, mediów, jak i samych zawodników. Polska dopiero poznaje darta na światowym poziomie i się go uczy. Publiczność zrobiła ogromne wrażenie na najlepszym polskim zawodniku - Krzysztofie Ratajskim.

- Już teraz możemy powiedzieć, że to wielki sukces PDC. Pierwszy dzień i już komplet publiczności. Ja się tego nie spodziewałem. Myślałem, że - szczególnie na piątek - sprzeda się raczej jakiś tysiąc czy dwa tysiące biletów. A tu proszę. Widać, że jest potencjał, są fani, którzy chcą oglądać darta - powiedział nam "Polski Orzeł".

Polak w 1/8 finału turnieju pokonał byłego mistrza świata Roba Crossa 6-3. Choć nie rzucił żadnego maxa (180 punktów w jednej kolejce), grał na wyższej średniej od Anglika. Od początku do końca meczu Ratajski mógł liczyć na żywiołowy doping kilku tysięcy kibiców. Niestety, z drugiej strony, podczas kolejek Crossa pojawiły się buczenia i gwizdy, co raczej nie ma miejsca na światowych arenach darta.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: "Bezczelny". Jest głośno o golu w Norwegii

- Na moją grę za bardzo to nie wpływało, ale według mnie na występ Roba Crossa - już tak. Widać było, że coś mu nie pasuje. Być może właśnie reakcja publiczności. Ja nie jestem zwolennikiem takiego kibicowania. Próbowałem na początku nieco uspokoić kibiców i poprosić, by nie gwizdali i nie buczeli, ale nie miałem siły przebicia. Według mnie przez to Rob zagrał słaby mecz - uważa Ratajski.

Co ciekawe, spore obawy były o nieprzychylne przyjęcie Walijczyka Gerwyna Price'a, który lubi bawić się z publicznością, a czasem nawet ją prowokować. Lecz tu taka sytuacja nie miała miejsca.

- W tych pierwszych meczach fani byli stonowani, nawet przy meczu Gerwyna, ale myślę że skradł sympatię publiczności próbą na dziewiątą lotkę już na samym początku. Ja też za tę dziewiątą lotkę trzymałem kciuki, nawet pomimo tego, że grał przeciwko naszemu koledze i rodakowi - Łukaszowi Wacławskiemu. Jeden leg nie miałby większego znaczenia, a dziewiąta lotka przeszłaby do historii - przyznał najlepszy polski darter.

I właśnie ta świadomość, że Krzysztof Ratajski to najwyżej sklasyfikowany Polak, a także postać z top 20 światowego rankingu mogła go nieco sparaliżować. Ale tak się nie stało. 46-latek wykazał się odpornością psychiczną. Wszak słychać było, że polscy kibice przyszli w dużej mierze dla niego, a sam Polak widniał na plakacie zapraszającym na imprezę.

- Odpowiedzialność i presja były, choć muszę przyznać, że nie brałem tego mocno do siebie, żeby się nie dekoncentrować. Dzięki temu nawet gdybym to "zawalił", nie przejąłbym się. Może właśnie dlatego było mi łatwiej? Nie czułem presji, że 19. w rankingu Ratajski musi wygrać ze światową "czwórką", ale - z drugiej strony - bardzo chciałem wygrać, bo to pierwszy tak duży turniej w Polsce. I tak samo będzie w ćwierćfinale. Faworytem jest przecież Dimitri Van den Bergh - mówi Ratajski.

W sobotę druga część rywalizacji w Superbet Poland Darts Masters. Jako się rzekło, Ratajski zmierzy się z półfinalistą poprzednich mistrzostw świata Dimitrim Van Den Berghiem. To spotkanie odbędzie się jako drugie w kolejności w sesji rozpoczynającej się o godzinie 19:00. Transmisja w Viaplay.


Z Warszawy - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty
Czytaj też: Polacy ustanowili nowy rekord! Nie mieli sobie równych

Komentarze (0)