Operacja "Pustynna Burza" - podejście trzecie
Pacquiao lubi długie seriale, choć nie są to opery mydlane ze scenariuszem pisanym na kolanie. Trzykrotnie rywalizował z Erikiem Moralesem, do historii przeszły cztery batalie z Juanem Manuelem Marquezem, dwukrotnie między liny wchodził z Marco Antonio Barrerą. Teraz pora dopisać trzeci rozdział "Pustynnej Burzy" - tak brzmi przydomek Tima Bradleya.
Po raz pierwszy z Amerykaninem krzyżował rękawice w czerwcu 2012 roku. Bronił tytułu WBO w wadze półśredniej, pojedynek nie wzbudzał olbrzymiego zainteresowania, bowiem każdy myślał, że wynik jest z góry znany. Rzeczywistość to potwierdzała - azjata kontrolował poczynania młodszego oponenta, choć ten naprawdę dzielnie odgryzał się legendzie, urywając kilka rund. Werdykt był jednak szokujący, niejednogłośnie na punkty zwyciężył Bradley, co było zwykłym rabunkiem i jednym z wielkich nieporozumień zawodowego boksu.
- W pierwszej walce była wielka kontrowersja. Pacquiao został oszukany przez sędziów. Natychmiast dążył do rewanżu, później otrzymał szansę i ją wykorzystał - komentuje w rozmowie z WP SportoweFakty Albert Sosnowski.
Wyrównanie porachunków stało się obowiązkiem, ale wcześniej zdecydował się na kolejną potyczkę z Juanem Manuelem Marquezem. Jak się okazało, był to dla niego wybór wprost tragiczny, w grudniu 2012 roku w MGM Grand rozgorzała straszliwa wojna, "El Dinamita" sprawił jedną z największych niespodzianek dekady i ciężko znokautował odwiecznego oponenta w szóstej rundzie. Bohater narodowy Filipin padł twarzą na matę ringu i nie był w stanie podnieść się o własnych siłach.
Rewanż z Bradleyem nastąpił dopiero w kwietniu 2014 roku, nie było żadnej dyskusji, sędziowie się nie pomylili i wskazali triumf "Pac Mana".
Równia pochyła
Dla "Pac Mana" będzie to pierwszy występ po blisko rocznej przerwie i "walce stulecia" z Floydem Mayweatherem Juniorem. W rywalizacji z "Pięknisiem" stracił wiele w oczach kibiców, wyraźną porażkę tłumacząc kontuzją barku. Przez ten czas trzymał się z dala od ringu, ale wciąż było o nim głośno. Wyjątkowo zawrzało w lutym, gdy Pacquiao dla kanału TV5 powiedział, że osoby żyjące w związkach jednopłciowych są "gorsze od zwierząt".
- To podpowiada zdrowy rozsądek. Widzieliście kiedyś u zwierząt, żeby samiec odczuwał pociąg seksualny do samca, a samica miała relację seksualną z samicą? Kiedy więc dochodzi do stosunku mężczyzny z mężczyzną bądź kobiety z kobietą, ci ludzie są gorsi niż zwierzęta - twierdził sportowiec.
Po tej wypowiedzi na głowę Pacquiao nie spadały jak w ringu ciosy, ale lawina krytyki. Firma Nike, jeden z głównych sponsorów wielokrotnego mistrza świata, zerwała umowę sponsorską. – Jego komentarz był odrażający – czytaliśmy w oficjalnym komunikacie prasowym.
To nie koniec perturbacji. W poniedziałek 37-latek z General Santos City, przebywający w Los Angeles, został zaatakowany przez jednego z niezidentyfikowanych sprawców. Mężczyzna chciał uderzyć boksera, ale napastnika w ostatniej chwili powstrzymali ochroniarze. Pacquiao ponoć uspokajał ochronę, by nie robiła krzywdy agresorowi i prosił o niewzywanie policji.
[nextpage] Strażak Teddy
We wrześniu 2015 roku Teddy Atlas został nowym trenerem Bradleya. Amerykanin to wielka postać pięściarskich salonów, boksu uczył się od legendarnego Cusa D’Amato. O szkoleniowcu od lat krąży anegdota z lat osiemdziesiątych, gdy młodziutki Mike Tyson w wulgarny sposób zaczepiał krewną żony Atlasa, za co ten ze wściekłością rzucił się na "Bestię", przyłożył mu pistolet do skroni i zagroził, że kolejny taki występek skończy się dla niego tragicznie.
Atlas to również jeden z największych motywatorów w tej dyscyplinie. Jego przemowy do zawodników obrosły legendą, a charyzmą mógłby obdzielić tuzin innych coachów. Do historii przeszła dyskusja z Bradleyem w narożniku po siódmej rundzie potyczki z Brandonem Riosem. Ekspresja wprost kipiała z charyzmatycznego trenera. W dodatku słowa poskutkowały, bo jego podopieczny w dziewiątej rundzie znokautował "Bam Bama".
- Masz jeszcze siłę na 15 minut? Masz?! Kontroluj dystans. Nadchodzi ogień. Jesteś gotowy na pożar? Jesteś strażakiem! JESTEŚMY STRAŻAKAMI! Ciepło nam nie przeszkadza. Żyjemy w żarze. Trenujemy w piekle. Jesteśmy gotowi, jesteśmy w domu, w tym miejscu, w którym powinniśmy być. Płomienie nam niestraszne. Co robimy?! Kontrolujemy płomień, a potem go gasimy! – mówił.
Bradley inspiracją w nowym "Rockym"
Nie do końca świadomie Bradley miał współudział w filmowej produkcji "Creed", która jest kontynuacją sagi "Rocky Balboa". Aktor Michael B. Jordan, tytułowy Creed, który w filmie zmierza po tytuł mistrzowski inspirował się Timothym Bradleyem, kiedy uczył się stylu walki. Odegrał rolę Adonisa Creeda, syna Apollo.
- W pewien sposób wzorował się na Bradleyu. On pochodzi z południowej Kalifornii, ma niezwykle wściekły i niekonwencjonalny styl, wyjątkowo wizualny. W ringu jest typem pięściarza-awanturnika. Chcieliśmy, by Adonis był właśnie taki - komentował w rozmowie z gq.com scenarzysta Ryan Coogler.
Ekspert przestrzega
Manny Pacquiao dla wielu to pięściarskie niebo, ale jeden z polskich pięściarzy miał okazję boksować na gali wielkiego wojownika. W 2005 roku Albert Sosnowski był częścią gali w MGM Grand w Las Vegas, gdzie w głównej walce Filipińczyk uległ na punkty Erikowi Moralesowi. Mało kto wtedy przypuszczał, jak mocną pozycję uzyska w kolejnych latach przegrany.
- Powiem szczerze, wtedy nie spodziewałem się, że jedenaście lat później Pacquiao będzie legendą tego sportu. Byłem zapatrzony w Erika Moralesa, meksykański pięściarz zrobił na mnie ogromne wrażenie - wspomina "Dragon".
Bukmacherzy w sobotnią noc widzą przede wszystkim jeden scenariusz - triumf Pacquiao, najpewniej na punkty. Były mistrz Europy wagi ciężkiej jest ostrożniejszy w ferowaniu wyroków.
- Pacquiao to niesamowita dynamika, szybkość na nogach, ataki na różnych płaszczyznach. Prawie roczna przerwa może mieć wpływ na jego postawę, ale jednak miał tego świadomość i zapewne nadrobił braki na sparingach. Bradley zmienił trenera, w jego narożniku jest Teddy Atlas, wieloletni analityk i komentator telewizji ESPN. Potrafi rozkładać rywali na czynniki pierwsze. Amerykanin nie ma nic do stracenia. Bardzo ciekawe zestawienie sportowe, walka bez wyraźnego faworyta, ale skłaniałbym się ku zwycięstwu Filipińczyka - dodaje ekspert.
Zobacz wideo: Sektor Gości 36. Krzysztof Włodarczyk: niech Szpilka się rozpędzi i uderzy głową w mur [4/4]
Źródło: WP SportoweFakty