Arkadiusz Pawłowski: W jaki sposób zainteresowałeś się boksem?
Maciej Miszkiń: Pierwszy kontakt ze sportami walki miałem kiedy w moim rodzinnym mieście utworzono sekcję bokserską. Był to okres kiedy chodziłem jeszcze do liceum. Boks uprawiałem rekreacyjnie, więcej czasu poświęcałem na kulturystykę oraz koszykówkę. Ponowiłem moje doskonalenie się w kickboxingu kiedy na studiach zapisałem się do sekcji kopanych sztuk walki AW. Dorywczo pracowałem wtedy jako ochroniarz w nocnych klubach i sztuki walki traktowałem jako uzupełnienie potrzebne do mojej pracy.
Kogo w świecie sportów walki uważasz za swojego idola?
- Jeśli chodzi o boks, to na pewno Miguela Cotto, jeśli o K-1 to japońskiego mistrza Masato, natomiast w MMA podziwiam znanego ze swojej agresji w ringu Wanderlei'a Silvę.
Jakie są pana ambicje i cele do osiągnięcia w boksie?
- Chciałbym oczywiście sprawdzić kres moich możliwości. Celuję oczywiście w najwyższe tytuły, ale skupiam się na tym, aby osiągnąć szczyt wchodząc tam szczebel po szczeblu i sam jestem ciekaw jak daleko zajdę. Każda kolejna walka jest dla mnie wyzwaniem i celem samym w sobie bo zaprowadzi mnie o krok dalej od miejsca w którym byłem.
Zanim zacząłeś zajmować się boksem, osiągałeś spore sukcesy w kickboxingu. Skąd pomysł na zmianę dyscypliny?
- Boks to moja prawdziwa miłość i wzorowałem się zawsze na pięściarzach. Przyznam, że poziom rywalizacji w boksie jest dużo wyższy od innych sportów walki ze względu na to, że tu mistrzostwo olimpijskie, które dla wielu dyscyplin jest najważniejszym celem do osiągnięcia, jest dopiero początkiem drogi do tytułu w boksie zawodowym. Przyznam, że MMA poczyniło ogromne postępy i rywalizacja tych dyscyplin staje się interesująca, ale za pięściarstwem przemawia jego długa historia, która daje mu sporą przewagę.
Jak dotąd jesteś niepokonany. W czym tkwi tajemnica twojego sukcesu?
- Duża w tym zasługa moich promotorów i sztabu szkoleniowego, którzy umiejętnie dobierają mi przeciwników, natomiast po mojej stronie jest determinacja żeby nie zawieść ani ich ani samego siebie.
Jaka jest twoja najmocniejsza strona, a nad czym musisz jeszcze popracować?
- Moją mocną stroną jest zawsze świetne przygotowanie fizyczne zarówno siłowe jak i wytrzymałościowe, za to swoistą kulą u nogi jest technika i małe doświadczenie w walkach bokserskich. W innych sztukach walki stoczyłem około 70 pojedynków.
Spośród wszystkich zwycięskich walk cztery zakończyłeś nokautem. Cenisz taktykę wyżej niż pojedyncze nokautujące uderzenie?
- Ciężko powiedzieć. Dobrze jest mieć mocny cios, który może rozstrzygnąć walkę gdy wszystko inne zawodzi, natomiast taktyka i dobre umiejętności obronne często pozwalają wygrywać z tzw. puncherami.
Jakie są twoje marzenia i ambicje poza ringiem?
- Chciałbym założyć rodzinę i mieć duży dom z małym gospodarstwem gdzieś w cichym i spokojnym miejscu na łonie natury.
Kto byłby twoim wymarzonym przeciwnikiem w ringu?
- Myślę, że jest nawet więcej niż jeden mistrz świata w mojej kategorii wagowej, którego umiejętności nie wykraczają znacznie ponad miano solidnych zawodników, dlatego w przyszłości mam zamiar podjąć z nimi rywalizację w ringu.
Zazwyczaj walczysz z obcokrajowcami. Czy doping publiczności pomaga ci w trakcie walki, czy też próbujesz się skoncentrować i "wyłączyć"?
- Raczej pomaga. Nigdy nie potrafiłem skupić się tak, żeby całkowicie się wyłączyć, ale pracuję również nad koncentracją.