80. rocznica wyzwolenia więźniów Oświęcimia. Polak nokautował Niemców. Walczył o chleb i prawdę o Auschwitz

Materiały prasowe / Na zdjęciu: kadr z filmu "Mistrz" o Tadeuszu Pietrzykowskim
Materiały prasowe / Na zdjęciu: kadr z filmu "Mistrz" o Tadeuszu Pietrzykowskim

Tadeusz Pietrzykowski to słynny mistrz pięściarski obozu zagłady w Oświęcimiu. Trafił tam już w pierwszym transporcie więźniów. Nie tylko przetrwał, ale stał się legendą. Powstał o nim film.

W tym artykule dowiesz się o:

"Teddy" - bo taką miał ksywkę Tadeusz Pietrzykowski - walczył z silniejszymi, cięższymi, wyższymi i zawsze zwyciężał. Był legendą Auschwitz. W 2020 r. powstał o nim film fabularny, do którego scenariusz napisał Maciej Barczewski. To prawnik z Uniwersytetu Gdańskiego, zafascynowany kinem, to on także "Mistrza" wyreżyserował. W stylu amerykańskim.

- Wiadomo, jak to w filmie, nie wszystko jest tam dokładnie tak, jak było - mówi nam Eleonora Szafran, córka Pietrzykowskiego. - Ale dzięki temu ojciec stał się nieśmiertelny - nie ma wątpliwości.

Zapewne także dlatego, że "Mistrz" nadal jest dostępny na Netflixie, a ponadto jest pierwszym filmem na świecie, w którym przy pomocy sztucznej inteligencji wygenerowano anglojęzyczny dubbing (dwa lata temu - przyp. red.).

Wielka ucieczka z Warszawy

"Teddy" urodził się w Warszawie 8 kwietnia 1917 roku. Gdy miał 10 lat, po ciężkiej chorobie zmarł jego ojciec. Matka samotnie wychowywała jego i pięć lat młodszego brata. Najbardziej zależało jej na dobrej edukacji. Tadeusz miał dwa wielkie talenty i oba rozwijał. Świetnie rysował i był dobry w sporcie.

ZOBACZ WIDEO: Tomasz Majewski dostał dziwną propozycję. "To zupełnie nie moja bajka"

Rysował tak dobrze, że już później w dorosłym życiu zarabiał, wykonując kolegom z Akademii Sztuk Pięknych prace na zaliczenie. Zarabiał też na sporcie: uczył jazdy figurowej na lodzie. Świetnie biegał na nartach. Zaczynał od gry w piłkę, ale szybko trafił do sekcji bokserskiej Legii pod skrzydła słynnego pięściarza i trenera Feliksa Stamma.

Tam właśnie dostał pseudonim "Teddy" - chodziło o to też, żeby na plakatach tak właśnie go podpisywano, bo w gimnazjum Batorego niechętnie patrzono na pasję Pietrzykowskiego. Tadeusz tłumaczył, że to nie on, tylko brat - "Teddy". Jakimś cudem nauczyciele przyjęli to pokrętne tłumaczenie. Zanim wybuchła wojna, zdobył w wadze koguciej wicemistrzostwo Polski i mistrzostwo Warszawy.

Latem 1939 roku dostał się na studia do Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego. Ale zamiast na wykłady, trafił do Auschwitz. Najpierw jednak walczył w obronie stolicy, a po kapitulacji ruszył na południe, chciał dostać się do powstającej we Francji armii polskiej. Niektóre źródła podają, że jechał pociągami przebrany w tyrolski strój, z niemieckimi gazetami pod pachą, udawał, że jest Niemcem. Niestety, wpadł tuż przed przekroczeniem granicy węgiersko - rumuńskiej.

W czerwcu 1940 z pierwszym transportem wysiadł na peronie obozu zagłady w Oświęcimiu. "Kiedy otworzono drzwi, wykrzykiwano w języku niemieckim: Wy, przeklęci Polacy, bandyci… - Alles raus! Abtreten! Obok rampy spostrzegliśmy dziwnie ubranych mężczyzn, ubranych w coś, co przypominało niby mundury marynarskie, noszących na rękawach opaski z napisem Capo. W rękach trzymali kije, więc zorientowaliśmy się, że nie są do nas nastawieni przyjaźnie" - można przeczytać we wspomnieniach Tadeusza Pietrzykowskiego, przechowywanych w Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Bierkenau.

Za chleb i margarynę

Pierwsze wagony przywiozły do Oświęcimia ponad siedmiuset więźniów (szacuje się, że przez czas trwania obozu trafiło tam 1,3 mln osób - przyp.red.). "Teddy" dostał numer 77. Spał w baraku nr 24. Na początku pracował przy zakopywaniu dziur na terenie obozu oraz koszeniu i zbieraniu żyta.

Po żniwach przenieśli go do stolarni, ale został z niej szybko wyrzucony, gdy przyłapano go na kradzieży ziemniaków. W końcu w marcu 1941 roku doszło do pierwszej walki. Współwięźniowie wiedzieli już, co "Teddy" potrafi, dlatego gdy okrutny kapo Walter Dunning rzucił mu wyzwanie, wszyscy w napięciu czekali na niedzielne popołudnie.

Rywal Pietrzykowskiego trenował przed wojną pięściarstwo, był wyższy i cięższy od Polaka. Generalnie nastroje były takie, że tylko wariat mógł zgodzić się na walkę z kapo.

Prowizoryczny ring został zorganizowany na placu w pobliżu kuchni. Pojedynek oglądali kapo oraz odsunięci na większą odległość więźniowie.

Czytaj także: "Jeśli tylko mieli siłę, chcieli walczyć". 80. rocznica wyzwolenia więźniów Auschwitz

"Rozpoczęła się walka. Zanim to nastąpiło, w umyśle jak błyskawica przewinęła się moja uprzednia kariera bokserska: sylwetka trenera Stamma, pierwsza i ostatnia walka. Wiedziałem jedno - że muszę walkę wygrać. […] Był to dobrej klasy bokser zawodowy. Nie wiem, kto z nas był lepszym bokserem. Ale wiem jedno, że są takie chwile, gdy rzeczy niemożliwe stają się rzeczywistością" - można przeczytać w relacji Pietrzykowskiego.

Pietrzykowski zwyciężył, Dunning zabrał go do kuchni, dał chleb i margarynę. I coś jeszcze: lżejszą pracę. Odtąd "Teddy" karmił cielęta, zajmował się końmi i trenował w stajniach.

Było już wiadomo, że kapo podoba się taka rozrywka, w której można było obstawiać pieniądze. Zapowiedzieli, że wkrótce będą kolejne walki.

Zamach na Hoessa 

Sława i szacunek dla Pietrzykowskiego szybko rosły w obozowej hierarchii. Bokser zwyciężał, zdobywał jedzenie, którym się dzielił, gdy mógł, pomagał słabszym. Tak poznał między innymi Maksymiliana Kolbę, w którego obronie stanął, gdy franciszkanin, który później oddał życie za innego więźnia, był bity.

Jego znajomym był też szef obozowej konspiracji Tomasz Serafiński, który - jak później się okazało - tak naprawdę nazywał się Witold Pilecki. To słynny rotmistrz, dzięki działalności którego z obozu Auschwitz wydostawały się na Zachód raporty o tym, co tam się dzieje.

"Teddy" kilkukrotnie także pomagał w przekazywaniu informacji na zewnątrz. Przemycał też dla chorujących więźniów lekarstwa od zaprzyjaźnionych pielęgniarek.

Kiedyś o mało nie wpadł, ale z innego powodu. Wspólnie z kolegą ze stajni postanowili, że spróbują zlikwidować komendanta obozu, który po dłuższej nieobecności zapowiedział, że chce pojeździć na koniu. "Teddy" wsunął pomiędzy siodło a grzbiet Fulvii guzik. Gdy Rudolf Hoess dosiał klaczy, ta zaczęła się kręcić w koło, a uderzona batem pognała na oślep, stanęła dęba i zrzuciła z grzbietu hitlerowca.

Polacy szybko usunęli guzik i uniknęli konsekwencji. Niemiec przeżył, ale złamał nogę.

Bił się, żeby mogli zwiać

Jedną z walk, na prośbę obozowej konspiracji, celowo przeciągał, żeby pomóc w ucieczce. Wiosną 1942 wyzwał na pojedynek Ericha, kryminalistę, kapo z rzeźni, nazywanego "Polakobójcą". "Teddy" walczył jak najdłużej, nie nokautował rywala przy pierwszej nadarzającej się okazji, ale trzymał na deskach. Ostatecznie powalił zwalistego Niemca, który przypominał kulturystę.

W tym czasie, co było wielką aferą i spowodowało nawet przysłanie komisji z Berlina, z obozu uciekło czterech więźniów. Zwiali samochodem Hoessa, w mundurach SS. Po drodze mijali się z autem jednego z podkomendantów. Zasalutowali mu i odjechali. Ucieczka się udała.

W marcu rok później "Teddy" zakończył oświęcimską karierę. Do Auschwitz przyjechał komendant obozu Neuengamme spod Hamburga. Pietrzykowski nagle osłupiał, gdy zorientował się, że przecież to były sędzia bokserski, który kiedyś prowadził jego walkę w Poznaniu. Szybko się dogadali i Niemiec załatwił Polakowi przeniesienie.

Pietrzykowski w obozach jenieckich w sumie stoczył około 60 walk (40 w Oświęcimiu), raz przegrał, raz zremisował. Już tam, pod Hamburgiem, pokonał przedwojennego mistrza świata wagi półciężkiej Schally'ego Hottenbacha.

Po zakończeniu wojny został na Zachodzie, trochę walczył, nazywano go "Polską panterą" z uwagi na jego zwinne ruchy podczas starć. Ostatecznie wrócił do Polski i po jednej walce zakończył karierę.

Miał dwa nieudane małżeństwa, a z trzecią żoną mieszkał do końca życia w Bielsku-Białej. Eleonora Szafran jest ich córką: - Dziś często mam spotkania, na których opowiadam o ojcu, jego przeżyciach i później działalności trenerskiej. Naszego sąsiada trenował do blisko swoich siedemdziesiątych urodzin - wspomina.

Po wojnie, gdy już był nauczycielem, spisał wspomnienia, które są w obozowym muzeum. - To, że mogłem walczyć, dawało mi poczucie, że jestem jeszcze człowiekiem, a nie tylko numerem.

Zmarł w kwietniu 1991 roku.

Źródła:
1. Podcast naTematyka nr 26. Gladiatorzy z obozów śmierci. Książka która potrafi znokautować
2. Wspomnienia Tadeusza Pietrzykowskiego, Archiwum Państwowe Muzeum Auschwitz-Bierkenau
3. W Auschwitz toczył walki o chleb. Nokautował Niemców. Polski bokser stał się legendą; Przemysła Sibera, WP Sportowe Fakty
4. Tadeusz Pietrzykowski walczył z Niemcami w obozie Auschwitz. "Mistrz": Marek Bobakowski, WP Sportowe Fakty
6. Tajemnicza walizka pełna zdjęć: Przemysław Gajzler, Przegląd Sportowy
7. Gladiatorzy z obozów śmierci; Andrzej Fedorowicz

Komentarze (5)
avatar
kowal kowalew
11 h temu
Zgłoś do moderacji
4
4
Odpowiedz
Niby fajnie...tylko czy to wszystko prawda? Cos mi sie w to nie chce wierzyc 
avatar
morison77
13 h temu
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Salamo Arouch triumf ducha 
avatar
roman usyk
15 h temu
Zgłoś do moderacji
8
0
Odpowiedz
Prawdziwy mistrz.