Waldemar Ossowski: 2 miliony dolarów za minutę w ringu z Lewisem. Nikt teraz nie zarabia tak jak "Andrew"

AFP / Na zdjęciu: Andrzej Gołota (z lewej)
AFP / Na zdjęciu: Andrzej Gołota (z lewej)

Andrzej Gołota, jeden z najlepszych polskich pięściarz w historii, znany przede wszystkim z wielkich klęsk w walkach o tytuły w wadze ciężkiej, zarabiał w ringu takie pieniądze, o jakich obecnie nasza czołówka można pomarzyć. Jak mu dorównać?

Gołota, który po wyemigrowaniu do Stanów Zjednoczonych stał się bohaterem Polonii, zrobił na swojej długoletniej karierze wielki biznes. Za przeważnie szybkie klęski w walkach ze światową czołówką "Andrew" otrzymywał milionowe kwoty. Gdy teraz spojrzymy na sumy, które oferuje się Polakom za mistrzowskie starcia, aż trudno w to uwierzyć.

Za dwie rundy z Mike'em Tysonem na konto Gołoty miały wpłynąć aż 3 miliony dolarów, za nieco ponad minutę w ringu z Lennoxem Lewisem - 2 miliony. Z kolei za wyrównane pojedynki z Johnem Ruizem i Chrisem Byrdem oraz za nokaut w 53. sekundzie pojedynku z rąk Lamona Brewstera miał on otrzymać już tylko, albo aż, po milionie "zielonych".

Dlaczego wiec teraz Szpilce czy Wawrzykowi oferuje się kwoty kilkukrotnie razy mniejsze? Pewnie dlatego, że Gołota, który zapisał się w historii boksu zawodowego ringowymi wojnami z Riddickiem Bowe'em, był postacią, która przyciągała fanów do hal. Kibice kochali go nie tylko w Polsce, był nieprzewidywalny. Nie musiał przezywać, prowokować rywali na konferencjach, aby zaciekawić innych swoją osobą. Jego fenomenem była po prostu autentyczność. Jego największe walki w Madison Square Garden oglądało po 20 tysięcy kibiców, a już wówczas, nieznane jeszcze w Polsce pay-per view, sprzedawało się jak świeże bułeczki.

O kwotach, które na przełomie XX i XXI wieku zarabiał "Andrew", mogą obecnie tylko pomarzyć czołowi polscy bokserzy królewskiej wagi. Artur Szpilka za walkę o najbardziej prestiżowy pas w wadze ciężkiej federacji WBC miał otrzymać 250 tysięcy dolarów. To dużo, ale przecież stawką walki nie był pas Unii Europejskiej, a ten, który na swoich biodrach nosili najwięksi tego sportu - Muhammad Ali, Lennox Lewis, Mike Tyson czy Witalij Kliczko. "Szpila" to nie wyjątek, niemal 10 razy mniej od Gołoty miał za lutowy pojedynek w Birmingham otrzymać Andrzej Wawrzyk, ale po wpadce dopingowej wiemy już, że z jego "wypłaty życia" nici. A Gołota po 200 tysięcy dolarów otrzymywał nawet nie za walki mistrzowskie, a starcia w Polsce. Walcząc jeszcze w Hali Ludowej we Wrocławiu on i pokonany Tim Witherspoon otrzymali niemal tyle dolarów, za ile do starcia z niepokonanym "Brązowym Bombardierem" miał wyjść podopieczny trenera Fiodora Łapina.

ZOBACZ WIDEO Maciej Kot: Kamil Stoch znowu pokazał klasę. Czapki z głów i oby tak dalej!

Po Gołocie był jeszcze jeden polski pięściarz, który w wadze ciężkiej zarabiał naprawdę godziwie. Tomasz Adamek, kolejny dobrze wypromowany w USA pięściarz z odległej dla Amerykanów Polski, otrzymał za walkę z Witalijem Kliczką ponad 10 milionów złotych. Kiedy "Góral" wspinał się po drabince do starcia z Ukraińcem, również otrzymywał godne wynagrodzenia - w granicach 200 tysięcy dolarów.

Czego więc obecnie brakuje Polakom z wagi ciężkiej, aby za starcia o pas zarabiać tyle co Andrzej Gołota? Przede wszystkim dobrej, rozpoznawalnej marki w USA. O taką stara się już Artur Szpilka, który za Oceanem zadomowił się, trenuję z Ronnie'em Shieldsem i jest aktywny medialnie. Dobrze też pokazał się w walce z Deontayem Wilderem, co z pewnością zaowocuje na wysokość jego kolejnych honorariów. Podobną drogą od dłuższego czasu idzie też - tyle że w wadze półciężkiej - Andrzej Fonfara, który po Gołocie i Adamku sprawia dużo radości Polonii skupionej głównie w okolicach Chicago.

Zresztą wydaje mi się, że obecnie walki o prestiżowe pasy w wadze ciężkiej to już nie to samo co kiedyś. Często dobieranie rywali przypomina mi sceny z filmu "Rocky", gdzie tytułowy bohater dostaje wielką szansę od losu na starcie z mistrzem. Tak też jest poniekąd w przypadku minionych szans Sosnowskiego, Szpilki i Wawrzyka.

Obecnie z trudem przychodzi wypełnić przecież Legacy Arena w Birmingham, gdzie bronić tytułu będzie Deontay Wilder. Pojedynki nie ciekawią już tak kibiców, kiedy wiedzą oni, że walka toczyć się będzie głównie do jednej bramki. Nie oszukujmy się, starcia Wildera z Joahnnem Duhaupasem, Ericem Moliną czy Chrisem Arreolą to z pewnością nie ten sam poziom, który w kwietniu w ringu zaprezentują Anthony Joshua i Władimir Kliczko. Takie zestawienia, które generują prawdziwe pieniądze, to w dzisiejszym boksie rzadkość. Szermierka na pięści została dziś zdominowana przez promotorów i ich interesy.

Waldemar Ossowski
Inne teksty autora>>>

Źródło artykułu: