Fani boksu na taki pojedynek czekali 25 lat. Jeszcze w latach 90. ostatni raz w wadze ciężkiej mieliśmy przypadek, w którym stawką była unifikacja wszystkich czterech najważniejszych federacji na świecie. Nic więc dziwnego, że było ogromne oczekiwanie starcia Tysona Fury'ego z Ołeksandrem Usykiem.
Co więcej, w tym pojedynku emocje wzbudzają nie tylko tytuły. Obaj należą do ścisłej czołówki najlepszych pięściarzy bez podziału na kategorie wagowe i od lat zachwycają swoim niecodziennym stylem. Ponadto, wiele kontrowersji wzbudzały ich niedoszłe starcia. Należy pamiętać, że Fury i Usyk mieli mierzyć się kilkukrotnie, a stało się to dopiero w sobotę, 18 maja 2024 roku.
Już od pierwszych sekund pojedynku dało się zauważyć, że obaj pięściarze są mocno zdeterminowani. Byli bardzo eksplozywni i prowokowali się do popełnienia błędów. Wystarczy powiedzieć, że Tyson Fury w pewnym momencie oparł się o narożnik i zaczął swój popis, który miał na celu zdekoncentrować Usyka. Ukrainiec jednak nie nabrał się na takie sztuczki.
Druga runda była już bardzo ciekawa. Usyk był zdecydowanie bardziej nastawiony na ofensywę, ale Fury polował na kontry, a w szczególności obijał korpus Ukraińca. To jednak był dopiero wstęp do tego, co oglądaliśmy w kolejnych rundach.
Od czwartej rundy obaj pięściarze stworzyli niesamowite widowisko. Z jednej strony był Ołeksandr Usyk, który konsekwentnie realizował plan na walkę i popisywał się niesamowitą techniką. Natomiast z drugiej strony był Tyson Fury, który walczył niby od niechcenia, ale raz po raz obijał rywala. Do tego nieustannie starał się wyprowadzić Usyka z równowagi swoim niestandardowym zachowaniem.
ZOBACZ WIDEO: 14 sekund i... koniec. Szpilka komentuje przerwanie walki
Taktyka Brytyjczyka była coraz bardziej skuteczna. W szóstej rundzie wręcz zdominował rywala i obijał go w każdej płaszczyźnie. Do tego zmieniał swoją pozycję i wywierał na Ukraińcu dużą presję. Usyk musiał desperacko walczyć o to, aby dotrwać do gongu.
Wszystko odmieniło się w ósmej rundzie. Ukrainiec wyszedł do tego starcia zmotywowany i atakował, jakby wstąpiły w niego nowe siły. To przyniosło mu pozytywne efekty, bowiem Fury otrzymał kilka bardzo mocnych ciosów, w tym jeden, który rozbił mu nos. Brytyjczyk zaczął mocno krwawić.
W dziewiątej rundzie wydarzyło się coś niesamowitego. W pierwszej części tego starcia obaj postawili na wymianę ciosów i nie kalkulowali. To źle skończyło się dla Fury'ego, który po lewym sierpowym został zamroczony na 30 sekund przed końcem rundy. Wówczas Ukrainiec zasypał go gradem ciosów, co doprowadziło do liczenia na stojąco. Brytyjczyk był kompletnie zamroczony, ale uratował go gong kończący rundę.
Tyson Fury jednak bardzo szybko wrócił do siebie. Od dziesiątej rundy już nie było widać po nim, że ledwie chwilę wcześniej był liczony. Natomiast ewidentnie zaczął tracić kondycję, ponieważ nie był już tak szybki i elastyczny jak wcześniej. W przypadku Usyka było odwrotnie. Ostatnie trzy rundy to popis w jego wykonaniu, kiedy to nieustannie atakował i wywierał presję na rywalu.
Dwanaście rund nie wystarczyło, aby któryś z gigantów pięściarstwa zakończył starcie przed czasem. To oznaczało że o wszystkim zadecydują sędziowie. Ostatecznie niejednogłośną decyzją arbitrów wygrał Ołeksander Usyk. Jednak mimo tego rezultatu rewanż wydaje się być obowiązkowy, bowiem obaj stoczyli niesamowity pojedynek, który był pełen zwrotów akcji. Takie wydarzenia aż chce się oglądać.
Na gali Ring of Fire w Rijadzie nie zabrakło również innych emocji związanych z wagą ciężką. W eliminatorze o pas WBC doszło do sporej sensacji, bowiem Agit Kabayel wygrał z faworyzowanym Frankiem Sanchezem. Natomiast we wcześniejszych starciach dwóch młodych prospektów potwierdziło ogromny talent. Mowa o Mosesie Itaumie i Davidzie Nyice.
Zobacz także: Sensacja w Rijadzie. Eksperci go skreślali, a on zdemolował rywala
Zobacz także: 19-latek znów zachwycił