Obraz nędzy i rozpaczy - nie można inaczej podsumować startu naszych zawodników w biegu 4x10 km w szwedzkim Falun. Nasz mistrz świata sprzed 37 lat obawia się, że nie doczeka swojego następcy. Męskie narciarstwo biegowe w Polsce nie istnieje.
W czwartek przeżywaliśmy piękne chwile podczas biegu sztafetowego naszych zawodniczek. Justyna Kowalczyk, Kornelia Kubińska, Ewelina Marcisz, Sylwia Jaśkowiec przybiegły na piątej pozycji. To najlepszy wynik biało-czerwonych od prawie pół wieku.
[ad=rectangle]
Dzisiaj, niestety, już tak pięknie nie było. Nasi biegacze po prostu się skompromitowali. Już na drugiej zmianie Sebastian Gazurek został zdublowany przez Norwega (Didrika Toensetha), co automatycznie oznaczało koniec występu polskiej reprezentacji. Zostaliśmy sklasyfikowani na 15. miejscu.
- Rany Boskie, ale wstyd! Liczyłem się z tym, że Norwegowie nas ośmieszą, ale nie sądziłem, iż to się stanie już na drugiej zmianie. Bardziej stawiałem na czwartą. Tak de facto nie dobiegliśmy do półmetka. Dramat - rozpoczął rozmowę ze Sportowymi Faktami Józef Łuszczek, mistrz świata w biegach narciarskich z Lahti (1978).
Czy narciarstwo biegowe mężczyzn w Polsce osiągnęło dno? - Nie jestem aż tak blisko związku, nie wiem dokładnie, co tam się dzieje, ale tylko ślepy by nie zauważył, że nie dzieje się dobrze. Nie ma klubów, dzieciaki nie mają, gdzie trenować, a na dodatek nie wysyłamy ani jednej zawodniczki na mistrzostwa świata juniorek. Nie ma się więc co dziwić, że Gazurek leży w śniegu, nie może złapać oddechu, jest wykończony. A wszystko po fatalnym, wolnym biegu. Nawet nie biegu, człapaniu - przyznał Łuszczek.
- Tak sobie myślę, że mogę już nie doczekać swojego następcy - dodał Łuszczek. - Od mojego złota w Lahti mija właśnie 37 lat, sam mam już 60 lat na karku, nie jest wesoło. Jeszcze, żeby była jakaś iskierka nadziei, utalentowany junior. Nie ma!
Na koniec Łuszczek zwrócił uwagę na nasze starania o zimowe igrzyska olimpijskie. - Dajcie spokój! - zirytował się. - [i]My ubiegaliśmy się o olimpiadę. Dobrze, że nam jej nie dali. To byłby dopiero wstyd. Nie dość, że do Zakopanego nie dałoby się dojechać, nie byłoby obiektów, aby rozgrywać zawody, to jeszcze wystawilibyśmy zespół, który zostałby zdublowany jeszcze przed półmetkiem. Piękny obraz Polski poszedłby w świat. Nie ma co.
[/i]