- Wspinam się, ale nie za wszelką cenę. Żeby minimalizować ryzyko, biorę agencje ubezpieczeniową z pierwszej piątki. Wchodzę też z tlenem, Tomek wchodził bez. Na wejście na górę można przeznaczyć każde pieniądze. Później najwyżej będzie się spłacać kredyt czy przepraszać sponsora. Ale dla mnie priorytetem jest wrócić do syna i go przytulić - mówi Miłka Raulin, alpinistka.