Ligowy rzemieślnik, który lubił zaskoczyć w Grand Prix. Stefan Dannoe starty w cyklu zakończył jednak po skandalu

Newspix / Pawel Hoffman / Na zdjęciu: Stefan Dannoe
Newspix / Pawel Hoffman / Na zdjęciu: Stefan Dannoe

Dość rzadko można spotkać żużlowca, który prędzej błysnął w Grand Prix niż w lidze polskiej. Stefan Dannoe w naszym kraju jeździł mało i jak już to przeciętnie, z kolei niekiedy namieszał w światowym cyklu. Jazdę w nim zakończył jednak wstydliwie.

W tym artykule dowiesz się o:

W czwartek 10 lutego Stefan Dannoe kończy 53 lata. Żużlowiec z Oestersund, trochę już zapomniany, przestał się ścigać po sezonie 2008. Warto wiedzieć, że speedway wybrał również jego starszy o trzy lata brat, Roland. To on zaczynał przecierać szlaki, był m.in. srebrnym medalistą Indywidualnych Mistrzostw Szwecji (1988), ale jego kariera została przerwana przez kontuzję, jakiej doznał w Grudziądzu podczas meczu międzypaństwowego z Polską, gdy miał zaledwie 23 lata.

Młodszy z braci Dannoe dziesięć lat później właśnie w barwach klubu z Hallera zadebiutował w polskiej lidze. Jedyne dwa mecze dla GKM-u w tamtym sezonie odjechał we Wrocławiu i Bydgoszczy. Debiut wypadł okazale, bo Szwed zdobył na Dolnym Śląsku 12 punktów, lecz zbawcą grudziądzan nie był. Na koniec i tak spadli oni z najwyższej ligi.

Ligowa kariera w Polsce zawodnika ze Skandynawii była zresztą przeciętna i do tego krótka. W 2000 roku startował na zapleczu elity w Opolu, gdzie spisywał się dobrze, ale już powrót do najlepszych wypadł słabo. Ani w Gorzowie (2001) ani w Toruniu (2002) oczekiwań nie spełnił, choć przecież dopiero co zebrał doświadczenie z jazdy w Grand Prix.

A przecież mimo wszystko dość niespodziewanie Dannoe awansował do światowego cyklu w roku 1997 po świetnym występie w GP Challenge w Wiener Neustadt. W Austrii był drugi, tuż za Piotrem Protasiewiczem. Szwed spuentował udany rok (wysoka średnia w lidze szwedzkiej) i zrobił to, co nie udało się m.in. jego wyżej notowanemu koledze Peterowi Karlssonowi czy amerykańskiej legendzie Samowi Ermolence, którzy nie wywalczyli przepustki do jazdy w cyklu.

Na zdjęciu: Stefan Dannoe w kasku niebieskim
Na zdjęciu: Stefan Dannoe w kasku niebieskim

Dannoe był solidnym ligowcem na krajowym podwórku i w Wielkiej Brytanii. Nigdy nie był zawodnikiem wybitnym, w swoim kraju raczej niewymienianym w pierwszym szeregu, choć dla przykładu miał na swoim koncie występ w ostatnim jednodniowym finale IMŚ w 1994 w Vojens.

Spośród uczestników GP 1998 mógł być niejako skazywanym na pożarcie, tymczasem przez cały okres spędzony tam radził sobie przyzwoicie. Już debiut w Pradze był udany (6. miejsce), potem do finału pocieszenia dojechał jeszcze w Coventry (8.). Zawsze wystąpił w fazie głównej turniejów, które odbywały się w systemie tzw. eliminatorów. Miejsce 13. na koniec i następnie znów udany Challenge przedłużyły jego obecność w stawce.

W latach 1999-2000 zajmował kolejno 11. i 12. miejsce w klasyfikacji generalnej, czyli także były to udane występy. Zanotował przy tym dwa miejsca na podium. W pierwszym z tych sezonów był trzeci we Wrocławiu, gdzie pamiętny bój w finale stoczyli Tomasz Gollob i Jimmy Nilsen. Drugie "pudło" i znów na trzecim stopniu to zawody w Vojens w następnym roku.

Okazało się, że runda w Danii był jego ostatnią w karierze w GP. Finał sezonu miał miejsce w Bydgoszczy. Przed treningiem zbadano Szweda alkomatem. Okazało się, że wykazało ono 0,51 promila w jego organizmie, a to oznaczało dyskwalifikację. Zawieszono go na miesiąc, przez co wkrótce nie mógł pojechać w Challenge'u. Kariera Dannoe powoli zaczęła wyhamowywać, choć jeszcze w 2003 roku sprawił dużą sensację w IM Szwecji, sięgając po tytuł pod nieobecność Tony'ego Rickardssona na bardzo dobrze sobie znanym torze w Hagfors.

CZYTAJ WIĘCEJ:
W przyszłym tygodniu rusza pierwsza europejska liga!
Miał papiery na mistrza. Skończył w więzieniu

ZOBACZ WIDEO Artiom Łaguta podpowiada siostrzeńcowi jak jeździć w Grudziądzu! "On to robi inaczej"

Źródło artykułu: