[tag=21744]
Ronnie Correy[/tag] był na przełomie lat 80-tych i 90-tych jednym z najlepszych żużlowców wywodzących się z USA. Filigranowy zawodnik cztery razy brał udział w finale Indywidualnych Mistrzostw Świata. Z reprezentacją Stanów Zjednoczonych sięgnął w 1992 roku po Drużynowe Mistrzostwo Świata. W rywalizacji par również zdobył złoto.
Wstęp do polskiej ligi
Rok 1992 zbiega się również z debiutem Correya w polskiej lidze. Jego pierwszym klubem była drugoligowa wówczas Unia Leszno (wtedy drugi poziom rozgrywkowy w Polsce - dop.red.). Correy w sześciu spotkaniach wykręcił średnią 2,5 pkt/bieg. Jego zadziorność i waleczność pokazuje fakt, że w jednym z biegów się wywrócił, by później wyprzedzić jednego z zawodników i dojechać do mety na trzecim miejscu.
W późniejszych latach Amerykanin reprezentował Stal Rzeszów, Unię Tarnów, a później na dwa lata zniknął z naszej ligi. Powrócił w 1997 roku i to do klubu w którym rozpoczynał przygodę z polską ligą.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Mocne słowa Cegielskiego. Jest odpowiedź Przewodniczącego GKSŻ
- Ronnie Correy to chłopak, który ma charakter do rany przyłóż. Był zawodnikiem, który jeździł widowiskowo, choć za mojej kadencji prezesa klubu zdobywał średnio 7-8 punktów. Wtedy w latach 1997-1998 Amerykanin wielu spotkań nie pojechał, bo w składzie mógł być tylko jeden obcokrajowiec. Correy był więc zmiennikiem Leigh Adamsa - mówi nam Rufin Sokołowski były prezes Unii Leszno .
Problem z oponami i "lewe" papiery
Correy może nie miał zbyt wielu szans do jazdy w barwach leszczyńskiego klubu, ale na pewno w meczach, w których wystąpił miał do czynienia z kilkoma przygodami.
- Z Correyem kojarzy mi się pewna kwestia, której bardzo nie mógł zrozumieć. Jechaliśmy mecz w Gorzowie i było sprawdzanie opon. Obie drużyny nawzajem sobie je oznaczały. Ronnie miał taką oponę, która miała homologację w Wielkiej Brytanii, ale w Polsce już nie. On o tym nie wiedział. Gorzowianie zgłosili protest do sędziego po dwóch biegach, w których nasz zawodnik pojechał. Arbiter przyjął protest i podczas meczu odjął punkty Amerykaninowi, które w tych wyścigach wywalczył - wspomina Sokołowski.
- Ronnie nie mógł wówczas zrozumieć polskiej mentalności. Powiedział gospodarzom meczu, że mogli zgłosić nieregulaminowość przed spotkaniem, to wówczas użyłby innej opony. Tym czasem Correy pojechał, a później nie mógł otrzymać pieniędzy, bo sędzia zabrał mu punkty. Correyowi zachowanie gorzowian nie mieściło się w głowie, nie było w tym żadnych zasad fair-play - dodaje.
Ciekawie było także podczas jednej z inauguracji sezonu. Wówczas wszyscy w Unii Leszno drżeli o to, czy Correy będzie mógł wystąpić w meczu. Pierwsze skrzypce odegrał wówczas Rufin Sokołowski.
- Mogę zdradzić pewną ciekawostkę, która jest już przedawniona. Był taki sezon, w którym do rozgrywek polskiej ligi przystąpiło trzech Amerykanów: Greg Hancock reprezentujący Start Gniezno, Billy Hamill jeżdżący w Grudziądzu i Ronnie Correy w Unii Leszno. Nadeszła inauguracyjna kolejka i cała trójka powinna mieć kserokopię amerykańskiej licencji na jazdę w Polsce. Hamill i Hancock nie zostali dopuszczeni do meczów. Tłumaczyli to faktem, że licencje zostały wysłane do FIM-u, ale do Polski z FIM-u na czas nie doszły. Tymczasem Ronnie Correy został dopuszczony do startu - mówi Sokołowski.
- Zawodnik Unii Leszno miał licencję. Tylko sędzia nie zauważył, że miała ona herb australijski. Nikt nie pomyślał o tym, że dwóch Amerykanów nie zostało dopuszczonych, a trzeci już tak. Licencję Correyowi zrobiłem sam, a sędzia uznał, że wszystko jest w porządku - wspomina z uśmiechem na twarzy były prezes leszczyńskiego klubu.
Gigant w Wolverhampton
Ronnie Correy po przygodzie z Unią Leszno trafił do TŻ Łódź. Jednak i w tym klubie nie pojeździł zbyt wiele. W latach 1999-2000 zaliczył na swoim koncie łącznie pięć meczów. W sezonie 2000 doznał poważnej kontuzji kręgosłupa i zakończył karierę, lecz kilka lat później wrócił do żużla. Nie zapomniał, jak się jeździ i potrafił być skuteczny w lidze angielskiej.
Amerykanin szczególnie miło jest wspominany w klubie Wolverhampton Wolves. Przez całą karierę łącznie w jego barwach pojechał 466 spotkań i zdobył 4152 punkty. Z kolei w polskiej lidze może i nie mógł w pełni rozwinąć skrzydeł, ale na pewno nikt mu nie zarzuci, że nie przeżywał przygód. Czasem bywały one rozczarowujące, a czasem radosne.
Czytaj także:
Falubaz chciał rozbić bank dla Dudka. Miałby jak w elicie
Mistrz wraca po rocznym zawieszeniu. To jego być albo nie być