Wspomnienia byłego reprezentanta Polski: Obiad na słynnym statku i jazda z kontuzjowaną nogą, umocowaną do kierownicy

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Bogusław Nowak (z lewej)
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Bogusław Nowak (z lewej)

Bogusław Nowak był przez wiele lat członkiem żużlowej reprezentacji Polski. W kadrze startował w latach 1971-1982. Ostatnio opowiedział on o kilku ciekawych wydarzeniach z okresu występów z orzełkiem na piersi.

W tym artykule dowiesz się o:

Zagraniczne wyjazdy kadrowiczów w latach 70. nie odbywały się z taką łatwością, jak obecnie. Wszystko należało odpowiednio przygotować, a wielokrotnie pojawiały się problemy. Gdy już jednak udało się wyjechać, czasami dochodziło do sytuacji, które na dłużej utkwiły w pamięci. Jedną z nich była z pewnością wizyta na słynnym statku do przewożenia węgla, który kursował między Polską a Wielką Brytanią, a dzisiaj można go podziwiać w jednym z nadmorskich muzeów.

- Mieliśmy przygodę w Hull. To nadmorska miejscowość w Anglii z portem, gdzie cumował "Sołdek". W latach 70. przewoził on jeszcze węgiel do Anglii. Okazało się, że kapitan "Sołdka" zaprosił na statek ekipę reprezentacji Polski. Zwiedziliśmy go całego i oczywiście później zaproszono nas na kapitański obiad, gdzie była np. polska golonka. Był to bardzo bogaty posiłek w czasie, gdy my nawet obiady i pewne wyżywienie, jak konserwy, mieliśmy własne. Praktycznie żywiliśmy się sami. W tej sytuacji natomiast mieliśmy "królewskie" przyjęcie na historycznym już "Sołdku", który w tej chwili znajduje się w muzeum w Gdańsku. To wydarzenie miało miejsce w roku 1972, a statek ten przewoził wtedy węgiel z Polski do Anglii. To był jego stały kurs – tam i z powrotem. Tak się wówczas złożyło, że zaprosili nas na ten statek. To miłe przeżycie i pamiętam je do dzisiaj - opowiada Bogusław Nowak.

Wychowanek Stali Gorzów, który karierę zakończył po upadku, gdy reprezentował Unię Tarnów, przypomniał również starty na dosyć nietypowym torze. Owal ten bowiem był przerobiony z... toru kolarskiego. Początkowo sprawiało to problemy, ostatecznie udało się jednak z nim "dogadać".

ZOBACZ WIDEO Jest objawieniem PGE Ekstraligi, ale ma problem ze zrobieniem... pompki. Wszystko przez jeden upadek

- Interesująca sytuacja miała miejsce w miejscowości Crew, gdzie tor żużlowy był zrobiony z kolarskiego. Ciekawostką było to, że jeździło się najpierw pod górę na łuku i potem "heja" w dół. Na początku trochę obawialiśmy się, ale później opanowaliśmy tę jazdę i rzeczywiście to była niezła zabawa – rozpędzanie się z góry w dół. Następnie osiągaliśmy już spore szybkości i wydawało się, że na pewno się nie wyrobimy. Gdy jednak zaczęliśmy wyłamywać się pod górę, to oczywiście ten łuk był przejezdny. Tam również dobrze wypadłem. Po pierwszym biegu, który miałem słaby, później chyba wszystko wygrałem. Takie właśnie przeróżne sytuacje miały miejsce. Mieliśmy okazję przetestować ciekawe tory i sprawdzić się w tych warunkach - mówi.

Szacunek do jazdy w kadrze i niekorzystnie przeliczane zarobki

Były reprezentant Polski podkreślił również oczywiście, jak ważna dla każdego zawodnika była jazda w kadrze. Po ok. 30 latach od tamtego czasu nadal odnosi się do tej sprawy z należytym szacunkiem. – (…) To zawsze było, jest i na pewno będzie takie wyróżnienie, które trzeba docenić, ale również umieć się z tego jak najlepiej wywiązać. Należy być przygotowanym i absolutnie nie można takiej rzeczy jakkolwiek lekceważyć. (…) Wszystko idzie do przodu, wiele rzeczy się zmienia. Myślę jednak, że te powołania i odpowiedzialność, czyli ta satysfakcja i honor bycia kadrowiczem, to są rzeczy prawie duchowe, więc one w ogóle nie ulegają zmianie. Tylko fizyczne i cielesne się zmieniają, duchowe nie - podkreślił Nowak.

Indywidualny Mistrz Polski z 1977 roku opowiedział również dosyć ciekawą historię o sposobie wynagradzania zawodników kadry. Teoretycznie bowiem na wyjazdach zagranicznych zarabiali oni w walucie obcej, ostatecznie po przeliczeniu wypłacano im jednak znacznie mniejsze ekwiwalenty.

- W kadrze punkty były liczone nam w walucie zachodniej, np. w Anglii czy Szwecji, ale to zabierał kierownik drużyny. Polski Związek Motorowy przeliczał to po swojemu na złotówki (śmiech). One później były przekazywane zawodnikom. Nie mieliśmy za punkty stawek wypłacanych w dolarach, ani w funtach. Kurs tego przeliczenia był wówczas fatalny (śmiech). Trochę się wtedy "burzyliśmy", itd., ale co zrobić? Takie były czasy. Mieliśmy jednak diety, które wtedy wypłacano nam już w tamtej walucie, ponieważ musieliśmy się utrzymać. Trzeba było się wyżywić, dlatego wypłacano to na miejscu. Reszta była natomiast przeliczana na złotówki - przypomniał.

Kiedyś za komplet otrzymywano tyle, ile wynosiła minimalna płaca, a dzisiaj…

A jak wyglądała sprawa samych zarobków? W porównaniu do kwot, które dzisiaj zawodnicy otrzymują za starty i w całkowitym przeliczeniu, różnice są ogromne. - (…) Przez całą swoją karierę zarabiałem 80 zł za punkt, jak wszyscy, a w drugiej lidze chyba nawet 60 zł za punkt. To było wszystko. Dzisiaj to od 5 tysięcy za punkt idzie się w górę i to jest po prostu już inny świat. (…) Za komplet 15 punktów otrzymywało się wówczas 1200 zł. Dzisiaj natomiast przy komplecie zawodnik może zarobić ok. 100 tysięcy. Tak mniej więcej to wygląda. Wtedy 1200 zł to była chyba taka minimalna płaca, a normalnie wynosiły one może 1500-1600 zł. My mogliśmy zarobić 1200, robiąc komplet. Dzisiaj 100 tysięcy, przy nawet 5 tysiącach dobrej pensji, to nie ma porównania i nie ma jak tego liczyć - ocenił Nowak.

Srebrny medalista Drużynowych Mistrzostw Świata z Wrocławia (1977) opowiedział jeszcze o dwóch sytuacjach, które w dzisiejszych czasach nie mogłyby mieć miejsca. Pierwsza z nich to okoliczności występów z kontuzjowaną nogą, a sposób w jaki udało mu się jechać, można z całą pewnością określić mianem nietuzinkowego.

- Zapamiętałem eliminacje do mistrzostw świata w Miszkolcu, w latach 70. Byłem wtedy kontuzjowany. Miałem wcześniej wypadek i zbite biodro lewej nogi, przez co nie za bardzo mogłem ją unosić, ale nic mnie nie bolało. Mój mechanik Maciejewicz coś wymyślił i pociął z tylnej dętki takie kawałki. Później połączył to w całość i tą moją nogę przywiązał do kierownicy. Ta guma podciągała ją do góry, a na dół to ja już miałem siłę. W takich okolicznościach, w tym Miszkolcu zająłem drugie miejsce. Wygrał Mauger i to chyba dlatego, że startował później z pierwszego i drugiego toru, a tam zrobił się taki pas. W Miszkolcu był czerwony tor, tak twardy, że od krawężnika robił się taki czarny pas, gdzie zostawała "guma" i to robiło się bardzo przyczepne. (…) Rzeczywiście zająłem tam drugie miejsce, w takich okolicznościach, z kontuzją.

Kolejna jazda z przywiązaną nogą i niebezpieczna sytuacja z motocyklem

W kolejnych zawodach w Polsce doszło natomiast do sytuacji, która dzisiaj bez wątpienia byłaby uznana za bardzo niebezpieczną. Zawodnik nadal startował wówczas z kontuzjowaną nogą, przymocowaną w taki sam sposób, jak w Miszkolcu.

- Dwa dni później jeszcze jeździłem z tą moją nogą we Wrocławiu, w Złotym Kasku. Właśnie wtedy też ratowałem się "gumkami", żeby mi podnosiły ją do góry (uśmiech). Dodatkowo miała tam miejsce sytuacja, gdy pierwszy raz w życiu wyleciała mi linka od suwaka w gaźniku. Kończyłem bieg i mój motocykl pełnym gazem jechał dalej. Przejechałem jeszcze jedno okrążenie i widziałem, że nie było możliwości zatrzymania go. Wpadłem na murawę i przewróciłem się z tym motocyklem. Ja byłem umocowany na tej gumie. Ten motocykl zerwał się, dwa razy obrócił i ta guma pękła. On później "szedł" prosto w parking, tam gdzie stali ludzie, uderzył w bandę i w zasadzie zakończył swoją jazdę.

Ta groźna sytuacja była na tyle niespotykana, że świadkowie oglądali ją ze zdumieniem. Na szczęście wówczas wszystko skończyło się szczęśliwie. Obecnie motocykle są tak skonstruowane, że nie mogłoby dojść do takiego zdarzenia.

- Heniu Żyto gdy to widział, to mówił, że pięćdziesiąt lat oglądał żużel i wcześniej nie spotkał się z czymś takim. To było coś niesamowitego. Wtedy jeszcze nie było wyłączników, więc dzisiaj również jest ten plus, że gdy zawodnik rozłącza się z motocyklem, to on praktycznie gaśnie. Po prostu nie ma iskry, a wtedy nie było wyłączników i gdy działo się coś takiego, jak w moim przypadku, to motocykl "szedł", aż mu się paliwo skończyło - opowiedział były kadrowicz.

Całość obszernego artykułu na temat występów Bogusława Nowaka w reprezentacji Polski można znaleźć na stronie polskizuzel.pl.

Czytaj także:
Żużel według Jacka. Jeden dostawca opon może rozwiązać problem. Nie patrzmy tylko na FIM
Zespoły zagraniczne w Polsce muszą dawać jakość. Bez tego traci każdy

Komentarze (1)
avatar
Guercu
4.07.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Były jeszcze inne przypadki ale są milczeniem jak p. Bogusław nie mówi to jego wola..............