Wczytuję się w wasze komentarze pod artykułami dotyczącymi kolejnej zmiany menedżera w ROW-ie i dominuje coraz większe zdegustowanie tym, co dzieje się w Rybniku. W ostatnich latach trenerzy przychodzą na kilka miesięcy i "następny proszę". Nikt nie może zagrzać tutaj miejsca na dłużej.
Każdy już chyba nawet średnio orientujący się w realiach rybnickiego czarnego sportu, po wielu latach obserwacji prezesa Krzysztofa Mrozka i jego skrajnych zachowań wyrobił sobie o nim opinię. Że to człowiek trudny we współpracy, u którego próżno znaleźć pośrednie stany emocjonalne.
Gdyby przełożyć to na język torowy, albo ładowałby konkurentów po płotach, albo był misterem elegancji uznającym, że rywal jest szybszy i trzeba go jednak przepuścić. W parku maszyn potrafi nieźle huknąć, ale być też do rany przyłóż, rozładować gęstą atmosferę niewybrednym żartem. Mnóstwo sytuacji jest do odtworzenia z przekazów telewizyjnych lub ciekawych materiałów telewizji klubowej ROW-u.
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a
Tam nierzadko gra pierwsze skrzypce, jest frontmanem. Fani, ale i ja też zastanawiam się, czy to już nie odpowiedni czas, aby samemu chwycić za lejce i spróbować się w nie tak do końca obcej roli. Tak chce lud, ale i los. Bo po braku porozumienia z Piotrem Świderskim ROW jest z trenerską ręką w nocniku na nieco ponad miesiąc przed startem PGE Ekstraligi.
O tym, że Mrozek ustala skład, robi w trakcie zawodów zmiany krążą przecież legendy. Teraz mógłby już działać "na legalu". Nie wskoczy do nowego środowiska, nie byłby stażystą przysłanym przez Urząd Miasta zmuszonym uczyć się czegoś od zera. Zna wszyściutko od podszewki, a co za tym idzie przygotowanie do zawodu opanowane na poziomie co najmniej przyzwoitym.
Szlaki przetarli w Polonii Bydgoszcz. Jerzy Kanclerz jest tam niczym kobieta pracująca, żadnej roboty się nie boi. Pełni najważniejsze funkcje, od właściciela, przez prezesa po prowadzenie zespołu w lidze. Widać, że sprawia mu to przyjemność i wystarczy mu wykwalifikowany kierownik, który zadzwoni do sędziego w razie potrzeby.
Po co zatem panie Krzysztofie dalej się siłować z kolejnym szkoleniowcem. Rynek ubogi, opcji brakuje, widać, że park maszyn jest dla pana niczym drugi dom, może to dobry moment na przetestowanie modelu bydgoskiego. Życie prezesa też nie jest wieczne. Zazwyczaj po odejściu z klubu nie ma już dla niego miejsca w żużlu. Ale dla menedżera, jeszcze takiego, który się sprawdzi, owszem.
Naprawdę chciałbym zobaczyć pana biegającego nie do zepsutej taśmy startowej, ale próbującego rozwikłać zagadkę nowej tabeli biegowej, dyrygującego toromistrzem. To pan powiedział, że manetka ma się pocić pod dłońmi zawodników ROW-u, a utrzymanie w najlepszej lidze świata porównał pan do mistrzostwa Polski. Z tego wynika prosty rachunek. Do stracenia nic nie ma. Można tylko zyskać.
CZYTAJ TAKŻE: Kanclerz: W Bydgoszczy sukces goni sukces
CZYTAJ TAKŻE: Frątczak: Motor będzie poza play-offami