Do fatalnego wypadku Sama Norrisa doszło przy okazji finału młodzieżowych mistrzostwach Wielkiej Brytanii o pojemności 250 cm3 w Glasgow. Żużlowiec początkowo musiał korzystać z aparatury podtrzymującej życie, nie było z nim żadnego kontaktu.
- Spotkaliśmy się ze specjalistą od urazów głowy i zostaliśmy poinformowani o trudnej sytuacji, że powrót Sama do zdrowia zajmie sporo czasu. Prosimy o dalszą modlitwę - apelowali pod koniec czerwca rodzice Sama (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Czytaj także: Mikkel Michelsen skomentował upadek Patryka Dudka
Tragedia Norrisa wstrząsnęła brytyjskim środowiskiem żużlowym. O wsparcie dla młodego zawodnika apelowali m.in. Tai Woffinden oraz Craig Cook. Ruszyła też internetowa zbiórka, w ramach której kibice wpłacili kilka tysięcy funtów. Szpital, w którym znajdował się Brytyjczyk, zasypywany był kartkami i listami od fanów. Część z nich powieszono przy jego łóżku, aby dodać mu otuchy.
ZOBACZ WIDEO Kobieta przeciwko rywalizacji pań z panami w żużlu
Tymczasem wydarzył się cud, bo jeszcze w lipcu Norris zaczął się kontaktować z otoczeniem. Pierwsze chwile po wybudzeniu ze śpiączki nie były jednak dla niego łatwe. Najmniejszy ruch był równoznaczny z ogromnym bólem i wyczerpaniem. Do tego wskutek urazu ucierpiała też pamięć nastolatka, który nie był w stanie przypomnieć sobie wszystkich wydarzeń sprzed wypadku.
Norris znalazł sobie jednak zajęcie w szpitalnym łóżku. Zaczął czytać listy i kartki od fanów, których było niemal sto. Ponieważ jego stan był stabilny, pod koniec lipca lekarze zgodzili się na jego powrót do domu. Uznali, że w takich warunkach będzie szybciej wracać do zdrowia.
Brytyjczyk zaczął uczęszczać na rehabilitację, ale też postanowił wystawić na sprzedaż swoje motocykle. "Sam zrozumiał, że nie będzie już w stanie jeździć na motocyklu o pojemności 250 cm3, bo gdy wróci do zdrowia, to będzie za stary jak na tę klasę wyścigową" - przekazali jego rodzice na Facebooku. Zysk ze sprzedaży maszyn zasili fundusz rehabilitacyjny Norrisa.
Rehabilitacja przynosi pierwsze efekty, bo Brytyjczyk potrafi już stawiać pierwsze kroki. Chociaż związane jest to z ogromnym bólem, to napędza go chęć powrotu na motocykl żużlowy o pojemności 500 cm3. "Jego determinacja, by znów jeździć na żużlu motywuje go do nadludzkiego wysiłku, podejmuje się wszelkich zleconych ćwiczeń. Bardzo szybko się męczy, ale nie zamierza się poddawać" - ogłosili rodzice Sama.
Żużlowiec korzysta z pomocy specjalnego ośrodka rehabilitacyjnego w Tadworth, gdzie trafiają młode osoby z obrażeniami mózgu. "Tereny wokół tej kliniki są piękne, personel fantastyczny. Smutne jest to, że wszystkie dzieci tutaj zmagają się z różnego rodzaju urazami mózgu. Sami jesteśmy rodzicami i trudno nam obserwować, jak inni przechodzą przez coś takiego" - stwierdzili opiekunowie Norrisa.
Czytaj także: Worynie upiekła się ostra jazda
Norris stara się też pojawiać na meczach żużlowych. Póki co, na wózku inwalidzkim, bo nie byłby w stanie ustać dłużej na własnych nogach. 15-latek nie ma jednak wątpliwości, że pewnego dnia pojawi się znów na stadionach w Wielkiej Brytanii na motocyklu.