Rafał Wilk proponuje stworzenie dodatkowego funduszu z kar za tory. Będzie na pomoc dla poszkodowanych

WP SportoweFakty / Marcin Inglot / Na zdjęciu: kraksa Josha Grajczonka i Patryka Wojdyło
WP SportoweFakty / Marcin Inglot / Na zdjęciu: kraksa Josha Grajczonka i Patryka Wojdyło

- Kluby są karane finansowo za złe przygotowanie torów, zawodnicy też dostają grzywny za przeróżne przewinienia. Może by z tych pieniędzy utworzyć fundusz pomocy żużlowcom, którzy stracili zdrowie i potrzebują pomocy - mówi Rafał Wilk.

Rafał Wilk po wypadku na torze w sezonie 2007 stracił władzę w nogach. Odnalazł się jednak w życiu. Porusza się co prawda na wózku, ale jest aktywny, jeździ na specjalnym rowerze, wywalczył już trzy złote medale na igrzyskach paraolimpijskich. Szykuje się do kolejnych. - Mnie pomoc nie jest potrzebna, ale wielu jest żużlowców, którzy nie dali sobie rady w życiu - mówi Wilk, apelując do PZM o utworzenie funduszu pomocowego z kar nakładanych na zawodników i kluby.

- Nie każdy jest Tomkiem Gollobem, nie każdy ma szansę na dużą zbiórkę, więc taki dodatkowy fundusz mógłby zrobić wiele dobrego - dodaje były żużlowiec, ale środowisko apel Wilka przyjmuje z mieszanymi uczuciami.

Czytaj także: Holta nie może latać, ale na tor wróci za 10 dni

W Ekstralidze Żużlowej mówią nam, że w sezonie 2018 nie było finansowych kar za przygotowanie torów, więc do funduszu pomocowego nie trafiłaby z PGE Ekstraligi żadna złotówka. - Poza wszystkim, znając klimat w Polsce, pewnie byśmy zaraz usłyszeli, że mnożymy kary, żeby zarobić na poszkodowanych i niepełnosprawnych - mówi nam jeden z działaczy.

ZOBACZ WIDEO Kacper Woryna: Zapełnić trybuny i będzie jeszcze lepsze show

Także w GKSŻ sceptycznie podchodzą do pomysłu. Rok temu kary za przygotowanie torów miały wynieść łącznie 10 tysięcy, więc i tu nie byłoby wielkiego przelewu na fundusz. Poza tym w centrali mówią nam, że Piotr Szymański, przewodniczący GKSŻ, co rok wypłaca około 2400 złotych specjalnego dodatku kilku byłym żużlowcom, którzy obecnie mają trudności w życiu.

GKSŻ chce też, by 3 procent dochodu z meczu Północ - Południe trafiło na rehabilitację zawodników, którzy na torze stracili zdrowie. Jest szansa, że procent będzie większy, jeśli działacze dogadają się z żużlowcami, którzy mają wystąpić w tym meczu. Jest plan, by dołożyli oni jakiś procent od swojego dochodu za występ w spotkaniu.

Co do zasady, w PZM zgadzają się jednak z tym, że potrzeba dodatkowego funduszu. - Fundacja PZM może liczyć na odpisy podatkowe w wysokości 1 procenta i to wszystko - mówi nam Cezary Droszcz, prezes fundacji. - Wpływy są niewielkie, a potrzeby ogromne. Oczywiście wszędzie, gdzie to jest możliwe, partycypujemy w kosztach leczenia i rehabilitacji. Trzeba jednak pamiętać, że na głowie mamy nie tylko żużel, bo PZM to wiele dyscyplin motorowych.

Z naszych informacji wynika, że o ile apel Wilka ma uzasadnienie, o tyle trzeba by poszukać innego sposobu na wsparcie funduszy niż środki z kar. Od pewnego czasu jest bowiem tak, że liczba grzywien nakładanych na żużlowców spada. Kluby coraz rzadziej korzystają z kary jako sposobu na pomniejszenie swoich wierzytelności wobec żużlowca.

Czytaj także: Zengota czuje się lepiej. Wkrótce powie, co u niego słychać

W stowarzyszeniu zawodników Metanol mówią nam z kolei, że problem poszkodowanych mogą rozwiązać wyłącznie ubezpieczenia. Jeśli chodzi o tych, którym już przytrafiło się nieszczęście, a nie byli ubezpieczeni, to nie ma innego wyjścia jak doraźne akcje i zbieranie do kasku.

Źródło artykułu: