Koniec z chowaniem się zawodników w busach. Szymon Woźniak prosi o wyrozumiałość

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Maciej Janowski, Vaclav Milik. Przed nimi Piotr Świderski.
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Maciej Janowski, Vaclav Milik. Przed nimi Piotr Świderski.

W sezonie 2019 zawodnik będzie musiał być do dyspozycji mediów do 30 minut po zakończeniu spotkania. Komisarze będą to sprawdzać. Skargi mogą skutkować karami. Przepisy powstały, bo reporterzy skarżyli się, że żużlowcy chowają się w busach.

Nowe regulacje medialne w PGE Ekstralidze wejdą w życie od sezonu 2019. Nie będzie obowiązkowych konferencji prasowych. W zamian będzie rozmowa z dwoma wybranymi zawodnikami, odpowiednio w nSport+ i Eleven Sports, bo te telewizje będą za rok transmitować mecze najlepszej żużlowej ligi świata. Natomiast wszyscy żużlowcy, bez wyjątku, będą mieli obowiązek przebywania w swoich boksach w parku maszyn, bądź też w mixed-zonie, do 30 minut po zakończeniu spotkania. Reporterzy obsługujący spotkania skarżyli się, że zawodnicy chowają się przed nimi w busach, dlatego od nowego roku komisarze będą sprawdzać, czy żużlowcy są dostępni dla mediów. W razie uzasadnionych skarg zawodnikom grożą kary za odmowę udzielenia wywiadu.

- Najważniejsze, żeby opierać się na zdrowym rozsądku i wzajemnym zrozumieniu - mówi Szymon Woźniak, zawodnik Cash Broker Stali Gorzów. - Pech polega na tym, że dziennikarze zaczynają pracę, kiedy my ją kończymy. Po meczu często jesteśmy źli, zmęczeni, często w ogóle nie mamy ochoty gadać, a z drugiej strony jest człowiek, z którym powinniśmy podzielić się swoimi spostrzeżeniami. Powinniśmy czuć ten obowiązek, bo dzięki prasie żużel jest medialnie sprzedawany. Liczę jednak na to, że nie będzie jakiegoś sztywnego podejścia na zasadzie, że ktoś odmówił rozmowy i dostał karę. Zdarza się, że zawodnik ma problem sprzętowy i jest tak zaangażowany, nawet po meczu, że woli nie rozmawiać. Uważam, że jeśli ktoś odmówi raz i przeprosi, to nie powinno być sankcji. A jeśli ktoś będzie nadużywał, to zgadzam się z tym, że trzeba pogrozić mu palcem - komentuje żużlowiec.

Woźniak, który akurat nie ma problemów w kontaktach z mediami, mówi też, co można by było zrobić, żeby to poprawić. - Z mojego punktu widzenia lepiej by było, jakby zawodnik zaraz po meczu mógł pobiec do szatni, żeby się wykąpać i ochłonąć - zauważa. - Dwadzieścia minut pozwoliłoby na ogarnięcie myśli, bo przecież po dużym wysiłku człowiek ma ciemno przed oczami, i na pewno chęć do rozmowy byłaby większa. Kiedy jedziemy w temperaturze ponad 20 stopni, to myśli się o tym, żeby ochraniacze i kevlar jak najszybciej zrzucić. To wszystko jest przepocone, brudne, nie są to komfortowe warunki do rozmowy. Myślę, że dużym ułatwieniem byłoby też i to gdyby rozmowy odbywały się w większych grupach dziennikarzy, bo mówienie tego samego trzy, cztery czy nawet pięć razy z rzędu jest uciążliwe. Z doświadczenia wiem, że z tego nie wychodzą ciekawe rozmowy. Najlepiej byłoby wypracować schemat, że wykąpani i przebrani zawodnicy przychodzą dwadzieścia minut po meczu do mixed-zony, a rzecznik ustala, kto z kim rozmawia - stwierdza Woźniak.

Żużlowiec Stali bardzo pozytywnie odnosi się do tematu usprawnień, mixed-zony i 30 minut dla mediów, bo jak mówi, im dłużej jest się w parku maszyn, tym coraz więcej przypadkowych osób tam trafi i zawodnik musi mieć wiele cierpliwości, by to wszystko przetrzymać. Zdaniem Woźniaka byłoby dobrze, gdyby tak jeszcze zrezygnować z nagrywania rozmów w parku maszyn. - W piłce nożnej tego nie ma. Kończy się połowa i jeden, dwóch zawodników schodzących do szatni staje przed kamerą. To jest dobre, bo podczas takiego podsłuchiwania w trakcie spotkania zdarza się, że ktoś coś powie i jest afera. Nagle okazuje się, że żużlowcy przeklinają. Ja jestem grzeczny, ale jakby na mnie padło, mnie by ktoś nagrał, to odsłuchując, mógłby się za głowę złapać - kończy żużlowiec.

Źródło artykułu: