Jedenaście operacji i mycie motocykla w wannie nie zgasiły w nim żużlowej pasji

Materiały prasowe / Od lewej: Tomasz Kowalski, Rafał Prokopiuk, Mariusz Mamala
Materiały prasowe / Od lewej: Tomasz Kowalski, Rafał Prokopiuk, Mariusz Mamala

Każdy z żużlowców amatorów przeszedł inną drogę, aby spełnić marzenie o spróbowaniu swoich sił na torze. Choć kosztuje to wiele wyrzeczeń, zawodnicy zgodnie twierdzą, że było warto.

W tym artykule dowiesz się o:

Rafał Prokopiuk swoją przygodę z żużlem amatorskim rozpoczął dość wcześnie, bo już w 2005 roku. - O możliwości przejechania się motocyklem żużlowym dowiedziałem się od mojego kuzyna, Pawła Prokopiuka, który wraz ze swoim kolegą, Pawłem Saniukiem, zakupili pierwszy motocykl od Andrzeja Huszczy - opowiada zawodnik.

Pierwsze jazdy zakończyły się dla amatora z Zielonej Góry bardzo pechowo. - Jeździliśmy w miejscowości Przylaski, 25 km od Zielonej Góry. Podczas pierwszego kontaktu z motocyklem uległem dość nieprzyjemnemu wypadkowy, wskutek którego uszkodziłem kręgosłup w odcinku lędźwiowym, po tym jak wjechałem w słynny dąb.

Wypadek nie zdołał zrazić Rafała do uprawiania żużla. Postanowił, że za wszelką cenę wróci na tor. - Po trzech zabiegach operacyjnych i powrocie do pełnej sprawności, postanowiłem, że się nauczę i trwa to do dnia dzisiejszego. Na początku musiałem jednak schudnąć. Ważyłem 123 kg, a zakupiłem kevlar od Krzysztofa Stojanowskiego, który ważył około 40 kg mniej - wspomina Prokopiuk.

Nie był to jedyny problem. Konieczne było również skompletowanie sprzętu, który, jak wiadomo, nie należy do najtańszych. - Po sześciu miesiącach ciężkiej pracy na siłowni udało się. Ledwo, bo ledwo, ale wskoczyłem w kombinezon. W międzyczasie pracowałem jako magazynier w hipermarkecie, biorąc wszystkie możliwe nadgodziny, aby odłożyć pieniądze na sprzęt. Nie było łatwo, bo jednocześnie kończyłem liceum.

ZOBACZ WIDEO Gollob planował start w Rajdzie Dakar. "Miałem pomysł na następne 10 lat funkcjonowania w sporcie"

Swój pierwszy motocykl zawodnik Chóraganu Zielona Góra kupił od Sebastiana Smotera, który startował w Zielonej Górze w latach 1997-2002, a następnie reprezentował Kolejarza Rawicz (2003). - Była to Jawa z historią, ponieważ brała udział w półfinale Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. Miało to dla mnie szczególną wartość. Resztę rzeczy, czyli cały osprzęt potrzebny do uprawiania czarnego sportu zakupiłem od Rafała Kurmańskiego, który nie dowierzał patrząc na to, co próbuję zrobić. A chodziło o dogadanie się z ówczesnymi władzami Falubazu w sprawie odbywania cyklicznych treningów.

Co ciekawe, udało się osiągnąć cel. Ówczesna ekipa "Chóraganu", amatorskiego klubu z Zielonej Góry, podpisała pierwszą umowę na korzystanie z toru. To jednak nie oznaczało końca trudności. - Kiedy kupowałem motocykl nie miałem ani garażu, ani transportu do wożenia sprzętu na treningi. Zdarzało się tak, że na stadion przy ul. Wrocławskiej szedłem pieszo z plecakiem i kaskiem przewieszonym przez rękę. Ludzie patrzyli trochę jak na dziwaka. Po zakończonym treningu natomiast, kiedy trzeba było umyć motocykl, korzystałem z wanny w mieszkaniu moich rodziców. Mieszkaliśmy na parterze, więc z tym nie było większych problemów - kontynuuje zawodnik.

W przeszłości w Polsce funkcjonowała liga dla żużlowców amatorów, w której startowali również byli zawodnicy. - Wraz z Pawłem Łukaszewskim i Tomaszem Guzowskim byliśmy przy tworzeniu rozgrywek pod patronatem PZMot.

- Od tamtego momentu czasy bardzo się zmieniły. 12 lat temu było ciężko z częściami i akcesoriami. Kwoty były zawrotne, a teraz otaczają nas ludzie, którzy chcą pomóc. Między innymi dzięki nim w tym roku uszyliśmy dla całej drużyny jednakowe kevlary u jednego z najlepszych producentów odzieży żużlowej.

Zawodnicy, którzy próbują swoich sił w żużlu amatorskim zgodnie twierdzą, że nie jeżdżą dla wyników, a dla przyjemności i integracji. - Jeśli chodzi o moje osiągnięcia na torze to nie ma o czym mówić, bo zazwyczaj kończyło się awarią lub kolejną kontuzją. W sumie miałem aż jedenaście operacji, które były następstwem chęci zostania żużlowcem. Za największy sukces uważam jednak, że udało się połączyć w jedną wielką rodzinę tak dużo wspaniałych osób, które mnie otaczają w klubie i nie pozwalają, aby komukolwiek stała się krzywda czy to na torze, czy w życiu codziennym.

Z kronikarskiego obowiązku należy dodać, że Rafał Prokopiuk wziął w sezonie 2017 udział w dwóch turniejach amatorskich. 2 września zwyciężył w rywalizacji w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie ścigał się w grupie Bronze (na dochodzenie), a dwa tygodnie później, wraz z kolegami z drużyny sięgnął po drugie miejsce w Chóragan Speedway Cup. - Moje statystyki należą do dość ciekawych. 11 operacji i jeden wygrany wyścig w zawodach ligowych we czwórkę spod taśmy - dodaje z uśmiechem na twarzy.

Żużlowcy amatorzy spełnianie swoich marzeń muszą godzić z pracą lub nauką. W większości przypadków nie stanowi to jednak większego problemu. - Od ośmiu lat jestem trenerem personalnym i staram się swoją wiedzę przekładać na formę moich podopiecznych czy to amatorów, czy żużlowców profesjonalnych. Od kilku lat współpracuję z Grzegorzem Walaskiem i Grzegorzem Zengotą. Pomagam im przygotować się do sezonu od strony fizycznej.

- Na co dzień prowadzę siłownię, w której tak mocno pracowałem na swój wynik i gdzie poznałem swoją wspaniałą żonę, z którą mam dwójkę dzieciaczków. Żużel dał mi miłość, pasję i pracę, a także przyjaciół z Chóraganu Zielona Góra, których chciałbym z tego miejsca pozdrowić - podsumowuje Rafał Prokopiuk.

Źródło artykułu: