Dawid Cieślewicz: Najważniejsze, że wreszcie wygraliśmy

8 punktów i 2 bonusy - to dorobek Dawida Cieślewicza w meczu III kolejki DM I Ligi pomiędzy Startem Gniezno a KM-em Ostrów Wlkp. "Cieluś" w pokonanym polu zostawił m.in. uczestnika cyklu Grand Prix Chrisa Harrisa.

- Mecz na pewno można zaliczyć do udanych. Nie ukrywam, że mogło być trochę lepiej, w tym czternastym biegu trochę za dużo było polane, a ja jechałem z trzeciego pola, trochę szkoda - powiedział 29-letni zawodnik w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl. - Najważniejsze jednak, ze wreszcie wygraliśmy i przerwaliśmy tę złą passę, teraz czeka nas mecz w Tarnowie. Mamy też dużo spotkań u siebie i w nich musimy nadrabiać punkty. Początek był zły, ale teraz będzie lepiej. Nasz nowy nabytek, Peter Ljung, spisał się bardzo dobrze, wspólnie dwukrotnie wygraliśmy biegi podwójnie. Zawiódł mnie trochę Harris, także pozostali zawodnicy z Ostrowa spisali się słabiej, ale tak już jest, że raz idzie nam, a raz komuś innemu. Mam nadzieję, że wszystkie mecze będą się tak rozstrzygały - dodał.

Wiele dyskusji po spotkaniu wywołało przygotowanie nawierzchni toru w Gnieźnie, która, szczególnie w opinii gości, była zbyt twarda. - Mi ta nawierzchnia niezbyt leżała, było zbyt twardo. W pierwszym biegu nie mogłem się rozpędzić, aby skutecznie zaatakować. Potem się lekko odsypało i było dużo lepiej, a w czternastym biegu trochę za dużo zostało polane, zrobiło się delikatne błoto, ale najważniejsze, że drużyna wygrała.

W II kolejce Start udał się do Grudziądza, gdzie uległ tamtemu GTŻ-owi. Wśród kibiców pojawiła się plotka, według której Cieślewicz miał odmówić występu w tamtym spotkaniu: - Nieprawdą jest, że nie chciałem tam pojechać - mówi żużlowiec. - We wtorek przed meczem było zebranie po przegranym spotkaniu z Rybnikiem. Trener Kowalik po prostu zawierzył Puszakowskiemu, który jeździł tam bardzo długo i musiał odstawić mnie albo Mirka (Jabłońskiego - przyp. red.). Mirek Kowalik nie zna mnie jeszcze w pełni jako zawodnika, więc zapewne postawił na zawodników, których zna dłużej. Nie ma co rozpaczać, nie wiadomo ile punktów bym zdobył, może 10 a może 0. Ten mecz już minął, a co będzie dalej musi wiedzieć już trener - dodaje.

Podczas przedsezonowych sparingów i treningów wychowanek Startu borykał się z problemami sprzętowymi. Ostatecznie udało mu się z nimi uporać: - Miałem sporo problemów z silnikami, które się rozleciały. Nie wspiera mnie już Piotr Bartz, który też odczuł kryzys finansowy i prawdopodobnie nie stać go po prostu na sponsoring. Przy okazji chciałbym podziękować Robertowi Łukasikowi z Trzemeszna, właścicielowi przedsiębiorstwa budowlanego. On postawił mnie na nogi, inaczej by pewnie mnie tu teraz nie było.

Teraz przed czerwono-czarnymi wyjazd do Tarnowa, gdzie zmierzą się z tamtejszą Unią, będącą murowanym faworytem do awansu. - Im trudniejszy przeciwnik, tym bardziej jestem zmotywowany do walki. Z tego co pamiętam to tylko raz miałem okazję jeździć na tamtejszym torze i to za czasów juniorskich. Widziałem ten tor w telewizji, jest on podobny do gnieźnieńskiego, takie tory lubię. Mam nadzieję, że dobrze tam się zaprezentujemy - kończy sympatyczny zawodnik.

Komentarze (0)