Przed sobotnim meczem Nice 1.LŻ w Łodzi, doszło do wymiany uprzejmości pomiędzy Witoldem Skrzydlewskim, a Jakubem Jamrogiem. Żużlowiec gości wręczył prezesowi Orła specjalną koszulkę, którą główny sponsor łodzian ochoczo założył. Wygląda na to, że zażegnuje to konflikt, jaki powstał po rozstaniu Jamroga z łódzkim klubem.
Zadowolony z takiego obrotu spraw jest wychowanek tarnowskiej Unii. - Pierwsze nasze spotkanie w Tarnowie było bardzo sympatyczne i podobnie było w sobotę w Łodzi. Cieszę się z tego, bo nie ma co za sobą palić mostów. Ja nie jestem pamiętliwy, zresztą prawda była po dwóch stronach. Trzeba zostawić to co było i żyć dalej - podkreśla Jamróg.
Po czterech latach spędzonych w Orle, urodzony w 1991 roku zawodnik, ma wiele przyjaciół w Łodzi. Powrót dla niego był bardzo emocjonalnym przeżyciem. - Łezka mi się w oku zakręciła. Kibice naprawdę bardzo mocno mnie dopingowali i skandowali moje nazwisko. To było coś wyjątkowego i raczej niespotykanego nigdzie indziej. W nocy nie mogłem zasnąć, bo wszystko przeżywałem. Cieszyłem się, że wracam, ale było to bardzo emocjonalne przeżycie dla mnie - mówi zawodnik Unii.
Co ciekawe Jamróg przed meczem także otrzymał z łódzkiego obozu upominek. Łodzianie w humorystyczny sposób postanowili nawiązać do jego nieporozumienia z Mariuszem Fierlejem, kiedy to Jamróg został porównany do żaby na konewce.
ZOBACZ WIDEO Maksym Drabik: Na świętowanie nadejdzie czas po sezonie (WIDEO)