Mistrz Polski jest pracusiem. Kiedy inni szli spać, to on czyścił motocykle

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Szymon Woźniak, Jarosław Hampel
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Szymon Woźniak, Jarosław Hampel

Zdobycie tytułu mistrza Polski przez Szymona Woźniaka pokazuje, że nie trzeba mieć daru od Boga i wielkiego talentu, by wygrywać ważne imprezy. Zawodnik Betardu Sparty do wszystkiego doszedł ciężką pracą. Żużel jest u niego na pierwszym miejscu.

- Pamiętam pierwszy wyjazd Szymona na obóz - wspomina Jacek Woźniak, były trener żużlowca w Polonii Bydgoszcz. - Miał wtedy trzynaście lat, ale już wiedział, czego chce. Stwierdziłem wówczas, że jak nie zmieni podejścia, to zajdzie daleko. Pamiętam, że po treningu, kiedy inni szli na kolację lub spać, on wyciągał motocykl crossowy z busa i dokładnie wszystko czyścił, żeby przygotować się do kolejnego treningu.

Szymon Woźniak pochodzi z 13-tysięcznej Tucholi pod Bydgoszczą. Jazdę na żużlu zaczynał w wieku 9 lat na prywatnym torze sąsiada. Stamtąd trafił do Polonii. - Pamiętam czasy, kiedy mieszkał w budynku klubowym na stadionie - mówi trener Woźniak. - Rano biegał, potem szedł ćwiczyć na halę, a potem leciał na zajęcia do technikum. Miał samozaparcie. Egzamin na certyfikat zdał dwa dni po mistrzostwach Polski w mini-żużlu, gdzie wygrał z Krystianem Pieszczkiem. Można go stawiać za wzór do naśladowania dla młodych.

Świat usłyszał o Woźniaku, kiedy w 2009 roku wygrał bieg z Darcy Wardem i Chrisem Holderem. - Po tym wyścigu stadion oszalał i pojawiło się większe zainteresowanie klubu i sponsorów - komentuje były szkoleniowiec Szymona. - A on był tak poukładany i solidny, że potrafił to wszystko przy sobie zatrzymać. Nie spodziewałem się, że wygra niedzielny finał IMP. Myślałem, że będzie na miejscach pięć, siedem. Jednak zwyciężył i można powiedzieć, zachowując odpowiednie proporcje, że to najlepszy zawodnik wywodzący się z Polonii od czasów Tomasza Golloba - wyrokuje trener Woźniak.

Po sezonie 2015 odszedł z Bydgoszczy. Z ciężkim sercem, bo było mu naprawdę przykro. Wiedział jednak, że musi się zdecydować na ten krok, bo w innym razie stanie w miejscu i już nie pójdzie do przodu. Zdecydował się na Betard Spartę. We wrocławskim klubie mówią dziś, że nigdy nie mieli tak konkretnych i miłych rozmów. Żużlowiec prawie w ogóle nie rozmawiał o pieniądzach. Interesowało go tylko, co przenosiny mogą mu dać w sensie sportowym.

ZOBACZ WIDEO MPPK jednak bez obcokrajowców?

Pierwszy sezon we Wrocławiu miał udany, ale ten rok rozpoczął na ławie. Było tak źle, że już nawet rozważał przenosiny do Włókniarza Vitroszlif CrossFit Częstochowa, który chciał go wypożyczyć. Ostatecznie trener Rafał Dobrucki dał mu szansę i Szymon ją wykorzystał. - Zawsze powtarzałem chłopakom, że mają być mocni na torze, a nie w pysku - mówi trener Woźniak. - Też kiedyś nie postawiłem na Szymona i on potem pokazał mi, jak bardzo się pomyliłem. To samo zrobił we Wrocławiu. Tam też odpowiedział trenerowi Dobruckiemu dobrą jazdą.

Nie ma wątpliwości, że wygrana Woźniaka w finale IMP w Gorzowie jest znakomitą wiadomością dla żużla. Pokazuje bowiem, że do osiągnięcia sukcesu potrzebny jest nie tylko talent i dar od Boga, ale przede wszystkim ciężka praca i zaangażowanie. - To jest chłopak, któremu będę zawsze kibicował, ale więcej nie powiem, bo nie chcę zapeszać - mówi Andrzej Rusko, przewodniczący rady nadzorczej WTS Wrocław i człowiek odpowiedzialny za transfer Woźniaka do Sparty.

- I bardzo się cieszę, że Szymon zdobył to złoto, bo sport bywa wredny i często nie wynagradza za pot wylany na treningu - kontynuuje Rusko. - A Woźniakowi, za to co dotąd zrobił, należał się ten sukces. Za wielką prace i za ogromny profesjonalizm - dodaje działacz.

Po gorzowskim finale Woźniak popłakał się jak dziecko, a potem dziękował wszystkim, którzy mu pomogli. O swoim zaangażowaniu nie powiedział ani słowa. Skromnością ujął kibiców, którzy wyrazili swój podziw dla zawodnika ogromną liczbą polubień w mediach społecznościowych.

- To prawda, że wiele osób podało Szymonowi rękę, ale ja twierdzę, że on sam sobie na to wszystko zapracował - stwierdza Jacek Woźniak. - Żużel zawsze był u niego na pierwszy miejscu, więc sukcesy musiały przyjść. A takie uderzenia z zaskoczenia robią wielkie wrażenie. Teraz zostawił za plecami całą stawkę Grand Prix, a trzy lata temu, także w Gorzowie, zdobył złoto MIMP i wtedy też pokonał faworytów, w tym Bartosza Zmarzlika czy Piotra Pawlickiego.

Źródło artykułu: