Niedawno o gdańskim żużlu było głośno z powodów, których nikt w Gdańsku by sobie nie życzył. Prowadzony przez Roberta Terleckiego klub popadł w olbrzymie tarapaty, a były prezes odszedł w trakcie sezonu 2014, nie poczuwając się do jakiejkolwiek odpowiedzialności. Po kompletnie nieudanym sezonie spółka straciła licencję na występy w lidze.
Jedynym ratunkiem dla gdańskiego żużla był start w lidze Stowarzyszenia GKŻ Wybrzeże, którego prezesem jest Tadeusz Zdunek. Zgodnie z wymogami licencyjnymi, nowy klub mógł jednak zostać dopuszczony do jazdy w II lidze tylko w przypadku zawarcia porozumień z zawodnikami swojego poprzednika. Na sytuacji straciły podmioty, wobec których GKŻ Wybrzeże nie musiało regulować długów zadłużanego przez poprzednie dwa lata GKS Wybrzeże S.A., by zostać dopuszczone do ligi.
Negocjacje nie były łatwe. Zarząd gdańskiego klubu początkowo proponował spłatę 30 procent zaległości z pozostałego zadłużenia (większość pieniędzy zawodnicy otrzymali podczas sezonu) rozłożoną na okres 3 lat. Ostatecznie spłacono średnio ponad 40 procent długu na żużlowca. W ostatnim czasie z klubu wyszedł ostatni przelew do Roberta Miśkowiaka. Łącznie, przez trzy lata spłacono 838 320,65 złotych brutto długu GKS Wybrzeże S.A., z czego sami zawodnicy dostali 742 564,65 złotych brutto. Tylko w 2017 roku, spłacono 192 207,70 złotych.
Za spłatę długu odpowiedzialny był sam Zdunek, który nie chciał obarczać budżetu klubu, by sponsorzy mieli pewność, że ich wpływy przeznaczane są na bieżącą działalność. - Zobowiązaliśmy się do spłaty i jak mówiłem, tego dotrzymaliśmy. Znacząca większość środków była spłacona z pieniędzy mojej firmy. To jednak łącznie nie jest pełna kwota, którą przeznaczałem na klub w ramach umowy sponsorskiej, tych funduszy było dużo więcej - powiedział prezes gdańskiego klubu.
Co warte podkreślenia, zawodnicy którzy startowali w gdańskim klubie w 2013 i 2014 roku, otrzymali łącznie więcej, niż obecni żużlowcy Zdunek Wybrzeża. - Umowy były podpisane bzdurnie przez byłego prezesa. Teraz zawodnicy podpisują umowy na 40 procent tego, co wtedy. Nie zgadzamy się więc z opiniami zawodników, którzy mówią że zrujnowaliśmy im kariery, kiedy dostali kontrakty życia - podkreślił Zdunek, któremu w spłacie długu nie pomógł Robert Terlecki, podpisujący ówczesne umowy. - Obecnie się nie kontaktujemy po tym co się stało. To nie jest ktoś, z kim rozważałbym jakąkolwiek współpracę - podsumował.
ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody