Bartłomiej Czekański - Bez hamulców: Znaczy, kapitan?

Tomasz Gollob, mój wielki sportowy idol, ikona i sztandar polskiego żużla, dał plamę i zgodził się na obniżenie własnych ligowych zarobków o minimum 30 procent.

Jak podały internetowe strony, bodaj za Radiem Zachód, mój wielki sportowy idol, Tomasz Gollob, ikona i sztandar polskiego żużla, dał plamę, zgiął kark niczym Mandingo jakiś i zdecydował się jednak być listkiem figowym dla wcześniejszej pewnej transferowej niefrasobliwości (braku realnej oceny sytuacji gospodarczej?) swego prezesa ze Stali Gorzów, pana Władysława "Dwa razy wpieprz sąsiadom" Komarnickiego, i ponoć zgodził się na obniżenie własnych ligowych zarobków o minimum o 30 procent. Gollob przez to nie zbiednieje, bo jest bogaty i to w niego za bardzo nie uderzy. Stać go na taki gest. Uważam, że w tej sytuacji, choć w mediach niby wychodzi na "mądrego zawodnika" (a może raczej niewolnika?) zdaniem prezesów klubowych, a zwłaszcza zdaniem - być może zagrożonego niewypłacalnością - imć Komarnickiego (który sam ostrzegał, że kluby popadają w sierpniu), to jednak ów wielki zawodnik zachowuje się obecnie bardzo egoistycznie wobec innych kolegów - biedniejszych polskich żużlowców, zarabiających od niego znacznie mniej i to w słabych złotówkach. Za to za motory i części płacących najczęściej w mocnym euro. I co? I teraz przez pana Tomka mają stracić jeszcze 30 procent swoich pieniędzy? A oni już i tak wiele stracili, bo od nich w kryzysie także odchodzą sponsorzy. Nie tylko od klubów. A jeżeli na torze doznają jakiejś ciężkiej kontuzji i trafią na wózek (tfu, tfu, odpukać!) to pies z kulawą nogą się o nich nie zatroszczy (nie licząc rodziny). I jak to u nas bywa, zostaną sami, zapomniani przez działaczy, bez grosza na leczenie, bo ich oszczędności kiedyś przecież się skończą. Life is brutal.

No cóż… skoro tak to wygląda, apeluję do Tomasza Golloba, który teraz tak zawiódł, by natychmiast się zrzekł funkcji kapitana biało-czerwonej reprezentacji. Bo to, co zrobił, to zdrada stowarzyszenia naszych żużlowców pn."Metanol". A ktoś, kto się dopuszcza czegoś takiego – według mnie - nie może być kapitanem narodowej drużyny. Wszak szef "Metanolu" Krzysiek Cegielski twardo nieco wcześniej powiedział: - Stanowisko zawodników jest jednoznaczne i nie zamierzają oni podejmować rozmów w sprawie zmian kontraktów.

Teraz te słowa "Cegły" brzmią żałośnie, bo lider Tomasz Gollob swoją decyzją właśnie uwalił stowarzyszenie żużlowców "Metanol" i solidarność naszych jeźdźców. Granatowomarynarkowi, choć zawinili najbardziej, znów górą. Trudno się z tym pogodzić. Zbyt wrażliwy chyba jestem.

Czy Pan, Panie Tomaszu, naprawdę myśli, że te Pańskie 30 procent zbawi polski żużel w kryzysie i jednocześnie uratuje gorzowską Stal? Oj, naiwny, naiwny... A poza tym, przecież Pan jest ikoną naszego speedwaya, jego medialną lokomotywą, napędza Pan ten cały interes pt. polski żużel i akurat Pan jest wart każdych pieniędzy!

Pamiętam, jak w latach 70. - 80. jeden z liderów żużlowej Sparty Wrocław w czasie naszego treningu w sali gimnastycznej stał w służalczym pokłonie pod koszem, do którego rzucał ówczesny prezes klubu i niczym wytresowany piesek podawał mu piłkę. Nie powiem Panu, Panie Tomaszu Gollob, jak wtedy nazwaliśmy tego zawodnika, żeby Pana nie załamywać. Sprawił Pan, że jestem smutny i zawiedziony, a tak w Pana wierzyłem. Owszem, tę swoją decyzję (o pozwoleniu na obniżenie własnych zarobków) miał Pan prawo podjąć, ale - według mnie - dopiero po konsultacjach z biedniejszymi i mniej przebojowymi polskimi żużlowcami, żeby nie ustawić ich na z góry straconej pozycji w negocjacjach z ich granatowomarynarkowymi klubowymi prezesami. No bo skoro sam wielki Gollob, którego opinia tak wiele znaczy, zgodził się na obniżkę płacy…

Wstyd mi za Pana, mój dotychczasowy idolu i już. Dał Pan teraz legitymację preziom, by znów pomiatali naszymi jeźdźcami. To po co ten Wasz cały "Metanol"? Nie czai Pan tego?

Rozumiem, że jest kryzys, że to sytuacja wyjątkowa, ale dlaczego renegocjować kontrakty chcą głównie akurat Gorzów, Czewa i Gdańsk, które – nie bacząc na wspomniany kryzys gospodarczy - w stylu "zastaw się, a postaw się" zakupiły (lub przedłużyły kontrakty) najdroższych jeźdźców ligi? I teraz za tę ich preziową transferową "fantazję", zapłacić mają zawodnicy po kolei, jak leci? No cóż, owi prezie - zdaje się – to tacy królowie transferowego polowania… od siedmiu boleści. Na wyrost, jakby. Bo żeby mieć fantazję, to trzeba też mieć pieniądze. I szkoda, że Gollob teraz stanął w pierwszym szeregu... owych "rozkosznych" preziów (bo jakoś inne kluby, przynajmniej na razie, nie zamierzają obniżać płac swym zawodnikom, gdyż podpisały z nimi realne kontrakty), jako ich wierny giermek. Tym samym jakby stanął przeciw swoim kolegom - znacznie biedniejszym od siebie polskim żużlowcom. I to ma być kapitan reprezentacji? W czasach honoru niechybnie czekałby go ostracyzm towarzyski ze strony innych zawodników. Tylko kto dziś kieruje się honorem, poczuciem solidarności i lojalności, gdy światem niepodzielnie rządzi mamona?

Bartłomiej Czekański

P.S. I na koniec podeprę się mądrym cytatem z prezesa mistrzowskiego Unibaksu Toruń, Wojciecha Stępniewskiego: - Ja także mogłem próbować podkupić np. Nicki Pedersena i Grega Hancocka, a teraz mówić, że chcę im obniżyć kontrakty. Jeśli ktoś psuł rynek i proponował zawodnikom nie wiadomo jakie pieniądze, to w tym momencie musi ponieść konsekwencje.

Cytat ów dedykuję zwłaszcza pewnym "trzem tenorom", czyli preziom Gorzowa, Czewy i Gdańska. Czyżby już wygrali w kategorii "Dętka 2009 roku"?

Komentarze (0)