Mirosław Jabłoński w Ostrowie wywalczył 6 punktów, co jak na mocną obsadę Turnieju o Łańcuch Herbowy było całkiem niezłym wynikiem. - Czułem się co prawda jak Kopciuszek na balu, ale mogę być zadowolony z wyniku. Nawet, kiedy przywoziłem do mety zera, nie przyjeżdżałem daleko z tyłu za rywalami. Cały czas walczyłem i dużo nie odstawałem od światowej czołówki, która ścigała się w Ostrowie - powiedział młodszy z braci Jabłońskich.
Niektórzy, widząc na liście startowej Łańcucha Herbowego nazwisko Mirosława Jabłońskiego, spekulowali, że są to przymiarki do przyszłorocznego składu Towarzystwa Żużlowego Ostrovia. Wszak firma Radosława Strzelczyka, prezesa ostrowskiego klubu jest jednym ze sponsorów żużlowca. - Owszem, widać nawet logotypy na kevlarze, ale to jeszcze niczego nie przesądza. Skończy się sezon, usiądziemy, porozmawiamy i zobaczymy, co się wydarzy - ucina spekulacje sam żużlowiec.
Jabłoński zadziwił przede wszystkim kibiców, wygrywając mocno obsadzony pierwszy wyścig, w którym pokazał plecy Tomaszowi Gollobowi, Matejowi Zagarowi i Troyowi Batchelorowi. - Zawodnicy, którzy nie startują zbyt często na torach klubów spoza PGE Ekstraligi mają problem z dopasowaniem się. Ja jeździłem tutaj częściej i od razu trafiłem z ustawieniami. Tak samo, jak ja miałem problemy w PGE Ekstralidze, tak gwiazdy zmagają się z kłopotami, kiedy przyjadą na tory, gdzie rzadko bywają. Ot, taki jest teraz speedway - podsumował Jabłoński.
ZOBACZ WIDEO: Stal - Wybrzeże: upadek rzeszowskich zawodników (źródło TVP)
{"id":"","title":""}