W trosce o "równouprawnienie" zwolenniczki zmian zwykły przywoływać przykłady zagranicznych turniejów, w których panie ścigają się z panami. W tym przypadku obce szablony są jednak zupełnie nieadekwatne do naszej rzeczywistości. Rodzimy speedway w odróżnieniu od swoich zagranicznych odpowiedników jest bezpardonowy, bardziej profesjonalny i stosunkowo zamożny. To przecież nasze rozgrywki zapełniają stadiony i przyciągają najlepszych żużlowców. Przekłada się to bezpośrednio na charakter rywalizacji na torze. Zawodnicy jeżdżą na granicy faulu, są nieustępliwi i nie unikają kontaktu bark w bark. Z żużlem o takiej specyfice panie nie miały jeszcze do czynienia. Rozgrywki i turnieje z państw, w których czarny sport ma marginalne znaczenie, a nazwiska zawodników brzmią egzotycznie nawet dla zagorzałych kibiców nie mogą być dla nas punktem odniesienia.
Oczywiście, nie można wykluczyć, że pojawi się zawodniczka, której cechy sportowe i mentalne pozwolą na skuteczną rywalizację z najlepszymi. Wtedy przed trudną sytuacją staną panowie. Żużel to przecież kontaktowy sport a walka na torze nie pozostawia marginesu na sentymenty. Nie sądzę, żeby wszyscy, jak jeden mąż, nauczyli się traktować rywalki na torze równie bezwzględnie jak rywali. Przecież żużlowcy, podobnie jak my, otrzymali od swoich mam lekcję szczególnego poszanowania kobiet. Kilka okrążeń toru nie wystarczy, żeby wyzbyć się przyzwyczajeń i mentalności, która buduje mężczyznę od maleńkości.
Szanuję i cenię odwagę pań, którym rywalizacja z mężczyznami nie jest straszna, ale w moim odczuciu przepychanka na łokcie Nanny Jorgensen z Robertem Kościechą byłaby równie niesmaczna jak pojedynek Andrzeja Gołoty z Iwoną Guzowską. To po prostu nie ta sama kategoria wagowa. Pomijając kwestie estetyczne, obawiam się że wymieszanie płci pociągnęłoby za sobą "zmiękczenie" rywalizacji na torze a co za tym idzie spadek adrenaliny i frekwencji na trybunach.
Damian Baliński powiedział, że nie potrafi sobie wyobrazić wyścigu, w którym stanąłby pod taśmą mając za przeciwników Pedersena, Crumpa i kobietę. Jego zdaniem żużel jest zbyt brutalny dla pań. Opinia Balińskiego i wielu jemu podobnych zawodników jest dla mnie co najmniej istotna, bo to właśnie oni od lat nadają tej dyscyplinie charakteru i wypowiadają się z perspektywy bogatych doświadczeń. Ich opinii nie można spychać do tej samej rangi co wypowiedzi przewodniczącej Partii Kobiet - Anny Kornackiej, która włączyła się do walki o równouprawnienie, ale jednocześnie nie ukrywa, że jej wiedza w temacie jest powierzchowna. Mam wrażenie, że media relacjonując kampanię na rzecz równouprawnienia w polskim żużlu przyjęły metodę sumowania argumentów zamiast ich ważenia.
Czy przykład Kingi Wachowskiej i Nanny Jorgensen przyciągnie do czarnego sportu panie, którym konwenanse nie pozwalały dotychczas nawet marzyć o jeździe na motocyklu żużlowym? Czas pokaże. Pewnym natomiast jest to, że mimo zmian regulaminowych rodzimy speedway nadal nie pozostawia wiele miejsca dla kobiet. W Polsce brakuje infrastruktury i zaplecza, które pozwoliłyby na swobodny rozwój dziewczęcej odmiany tej dyscypliny. Niewiele jest również zawodniczek cieszących się umiejętnością utrzymania maszyny żużlowej pomiędzy nogami (wątpliwe czy udałoby się obsadzić choćby turniej indywidualny).
Speedway nie jest "zarezerwowany" dla mężczyzn. To praktyka nadała mu taki a nie inny charakter. Rezygnacja z kryterium płci w dostępie do tej dyscypliny niewiele zmienia.
Zatrudnienie Nanny Jorgensen przez klub z Ostrowa to w mojej ocenie czysta kurtuazja, ukłon i próba dowartościowania pań, które z uporem walczyły o zmianę absurdalnych zapisów regulaminu.