Prezes klubu z Podkarpacia podczas rozmowy z Radiem Rzeszów przyznał, że szanse na poprawienie zaistniałej sytuacji stają się coraz mniejsze. - Od jakiegoś czasu próbowałem o tym jakoś delikatnie informować, ale w międzyczasie prowadziłem wiele rozmów. Tych rozmów zostało już coraz mniej. Te światełka powoli gasną i jest coraz gorzej. Na tę chwilę mamy pewne zadłużenie i trzeba to spłacić, inaczej w przyszły sezon nie będę wchodził. Jest jeszcze jedna możliwość - kredyt. Jednak my, jako spółka, nie mamy zbyt wielu rzeczy, które można by dać pod zastaw. Trzeba nam osoby, firmy bądź instytucji, która nam to poręczy - wyjaśnił Łabudzki.
Już od jakiegoś czasu mówi się, że zadłużenie "Żurawi" wynosi około dwóch milionów złotych. Jak do tych doniesień ustosunkował się Andrzej Łabudzki? - Tak, jest w tym trochę prawdy - powiedział. Warto odnotować, że jeżeli klub myśli o jeździe w przyszłorocznych rozgrywkach ligowych, to musi uporać się z problemami w przeciągu 2-3 tygodni. Ten okres będzie kluczowy.
Kibice zastanawiają się skąd wziął się ten dług, skoro na początku sezonu zapewniano, że wszystko jest dobrze poukładane. - Jak wszyscy wiemy, koszty wzrosły. Jeździliśmy bardzo dobrze na wyjazdach. To niestety kosztuje, bo zawodnicy otrzymują wynagrodzenie za punkty. Mieliśmy jeszcze baraże, które bardzo słono nas kosztowały - dodał Łabudzki. Okazało się, iż rzeszowianie na mecze barażowe przeznaczyli pół miliona złotych. - To prawda - skwitował krótko.
- Było wiele rozmów i wiele osób deklarowało się na pomoc finansową. Jednak na początku i w trakcie sezonu te osoby już nie odbierały telefonów. Tak się złożyło, że pieniądze, które planowaliśmy, niestety, nie wpłynęły do budżetu. Zatem ten dług można brać dwutorowo - wytłumaczył włodarz klubu z Podkarpacia.
Źródło: Radio Rzeszów