Grupa Azoty Unia Tarnów vs. Renault Zdunek Wybrzeże Gdańsk: pomeczowe Hop-Bęc

Mimo że Grupa Azoty Unia Tarnów rozgromiła w Lany Poniedziałek beniaminka z Gdańska 63:27, dało się wyłowić parę smaczków z tej jednostronnej batalii.

[bullet=hop.jpg]Hop:

Przeciwnik nie miał znaczenia

Działacze Jaskółek mogli zacierać ręce kiedy na krótko przed rozpoczęciem spotkania w kolejkach do kas stał sporej długości szpaler ludzi. A przecież rywalem tarnowian był uznawany za najsłabszy w całej stawce ekstraligowców beniaminek. Summa summarum w Jaskółczym Gnieździe zasiadło około dwunastu tysięcy osób. Złożyło się na to wiele czynników. Po pierwsze, święto i ładna pogoda zachęcała do odwiedzenia stadionu. Po drugie, duża rzesza fanów została rozochocona wyjazdowym, inauguracyjnym triumfem na obiekcie aktualnego DMP - SPAR Falubazu Zielona Góra. Po trzecie, był to jedyny mecz w drugiej kolejce, który nie załapał się na transmisję telewizyjną. Po czwarte, miejscowa publiczność miała przed startem rozgrywek tylko jedną okazję do oglądania swoich pupili. Po piąte, liczono, że być może ekipa znad morza postawi się faworyzowanym gospodarzom. Skoro skazywana na pożarcie potrafiła pokonać u siebie naszpikowany gwiazdami Unibax Toruń.

Debiut jak marzenie

Ernest Koza na długo zapamięta swój pierwszy mecz ligowy na dobrze znanej sobie nawierzchni. Nawet najwięksi optymiści nie spodziewali się bowiem, że po trzech zerach w Zielonej Górze, 19-latek jak gdyby nigdy nic tydzień później zwycięży w dwóch biegach. Największym atutem wychowanka tarnowskiego klubu jest świetna reakcja startowa. Później również dzięki pomocy bardziej doświadczonych kolegów mógł spokojnie podróżować na pierwszym miejscu. - Jestem dumny z Ernesta, bo brakowało mi tego, że miejscowy junior, chłopak stąd, wychowanek nie zdobywa punktów. A teraz coś drgnęło do przodu, te dwa wyścigi w jego wykonaniu były piękne i to jest optymistyczny prognostyk na przyszłość. Szczerze mówiąc wydaje mi się, że to nie liderzy dali najwięcej radości naszym kibicom, a właśnie Ernest - nie mógł się nachwalić swojego podopiecznego trener Marek Cieślak. Spore rezerwy Koza ma jeszcze w jeździe na dystansie. Tam też m.in. z braku objeżdżenia zdarzają mu się cytując klasyka "wielbłądy".

Kibice pamiętają o Madsenie

- Byłem przed spotkaniem trochę zestresowany. Nie wiedziałem jak kibice mnie przyjmą - przekazywał po zawodach. Jego bojaźń okazała się niepotrzebna. Tarnowscy fani doskonale pamiętali jakie Duńczyk miał zasługi w sukcesy drużyny na przestrzeni trzech sezonów (2011-13) w jaskółczych barwach. Jeszcze na prezentacji zawodnik z kraju Hamleta dostał solidną porcję braw. Taka sama była reakcja na każde zwycięstwo biegowe Madsena. A przecież takie rzeczy nie zdarzają się często. Natomiast już po zakończeniu tarnowsko-gdańskiej batalii, kiedy Leon przechadzał się wokół toru dziękując wszystkim za doping, już bez motocykla i kasku na głowie dostał na deser owację na stojąco, a większość najzagorzalszych sympatyków małopolskiego klubu skandowała imię i nazwisko sympatycznego 26-latka. - Łza mi się w oku zakręciła. To był piękny czas - wspominał. Z solidnej drugiej linii w Tarnowie Madsen z miejsca stał się liderem beniaminka, więc zmiana otoczenia mimo wszystko niekoniecznie musi mu wyjść na złe.
[event_poll=25169]

[bullet=bec.jpg]Bęc:

Silnikowy ból głowy Łaguty

Rosjanin zdobył w Lany Poniedziałek osiem punktów z dwoma bonusami. Na dodatek tylko w czterech odsłonach. Mimo tego jeździec biało-niebieskich był przygnębiony. Sen z powiek spędzał mu sprzęt, który w jego opinii nie pracował na odpowiednim poziomie. Z tego też powodu zrezygnował z uczestnictwa w wyścigu nominowanym. Nie chciał jeszcze bardziej zamęczać jednostek napędowych. - To nie jest bowiem kłopot z jednym silnikiem. Do tego doszedł drugi, a teraz jeszcze z trzecim mam zagwozdkę! To jest jakaś masakra. Mam straszny mętlik w głowie z tym związany. Muszę teraz udać się na Łotwę i je naprawić, żeby w następnym meczu pojechać jak najlepiej. Zespół potrzebuje mnie w wysokiej dyspozycji - oznajmił.

Nieobecny Pieszczek, fatalny Gafurow

Jeden z najzdolniejszych młodzieżowców w kraju przeszedł obok meczu. Był pasywny zarówno na starcie jak i trasie. A przecież jeszcze w październiku pokazał się na tym samym owalu z bardzo dobrej strony kiedy zajął w nieźle obsadzonym finale IMP pozycję w środku stawki. Czarę goryczy przelał jeszcze upadek "Krychy" w przedostatniej gonitwie, za który słusznie został wykluczony. Z kolei liczący trzydzieści dwie wiosny Renat nie łapał się nawet na szprycę rywali. Jedyne z czego go zapamiętamy to markowany defekt na ostatniej lokacie i punkt osiągnięty na niedoświadczonym koledze z ekipy.

Trener obserwator

Szanse na wywiezienie w miarę korzystnego wyniku prysły jak bańka mydlana już po trzech pierwszych przegranych podwójnie biegach. Mimo to można było potem posłać w bój w ramach rezerwy taktycznej np. Leona Madsena, czy powoli rozkręcającego się Thomasa H. Jonassona, a może jeszcze Artura Mroczkę. Spotkanie by się lekko wydłużyło, ale Stanisław Chomski swoimi potencjalnymi roszadami dałby tym samym możliwość do obejrzenia kliku więcej zaciętych wyścigów. A nuż udałoby się zrobić przysłowiową "wodę"?

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: