Jarosław Handke: Zacznę od gratulacji z okazji bardzo dobrego występu i niezwykle cennej wyjazdowej wygranej zespołu z Torunia. Jaki to był mecz dla ciebie?
Hans Andersen: Dzięki za gratulacje, naszym zadaniem na niedzielny wieczór było odniesienie zwycięstwa. Udało nam się to i z tego możemy się cieszyć, tym bardziej, że mamy osiem punktów zaliczki przed meczem u siebie. Nie możemy jeszcze mówić o sobie, jako o drużynowych mistrzach Polski, ale pierwszy krok ku temu, byśmy zdobyli złoto, został wykonany. Ale mecz za tydzień w Toruniu łatwy nie będzie, w związku z czym kwestia tytułu pozostanie jeszcze przez kilka dni nierozstrzygnięta.
Czy kiedy przyjechałeś do Leszna, to myślałeś, że uda wam się zwyciężyć na tym ciężkim terenie?
- Tak. Naszym zadaniem jest wygrywanie, niezależnie czy jedziemy u siebie czy na wyjeździe. Musimy myśleć o tym by wygrywać każdy bieg w każdym meczu.
Twój zespół jest naprawdę bardzo mocny. Możesz być chyba zadowolony z przedsezonowej decyzji o przejściu z Wrocławia do Torunia?
- Tak, z dzisiejszej perspektywy widzę, że decyzja o przeprowadzce była trafna. Jeżdżę obecnie w dobrym klubie, wśród dobrych kolegów ze zespołu. Na atmosferę nie można narzekać. Większość spotkań wygrywamy i praktycznie zawsze wszystko jest w porządku, kiedy wygrywasz.
Mówisz o klubie, zespole czy atmosferze, ale zapomniałeś chyba o kibicach z Torunia. W Lesznie zjawili się oni w pokaźnej grupie i cały mecz żywiołowo was wspierali.
- Do osiągnięcia sukcesu nie wystarczą tylko dobrzy zawodnicy, konieczne jest też wsparcie ze strony fanów. O kibicach z Torunia mogę się wypowiadać tylko w ciepłych słowach. Są oni po prostu fantastyczni, to coś niesamowitego. Jeżdżą oni za nami wszędzie , dopingują nas i jest to naprawdę odczuwalne. Wydaje mi się, że będą oni z klubem na zawsze i będą nas ciągle dopingować.
Wielu zawodników twierdzi, że najlepsi kibice żużla przychodzą na polskie stadiony. Czy zgadzasz się z tym stwierdzeniem? W którym ośrodku żużlowym w Polsce zawodnicy mogą według ciebie liczyć na największe wsparcie fanów?
- Bez wątpienia kibice w Polsce przychodzą na stadiony w sporych grupach i dopingują swych zawodników. Ale kiedy przyjeżdżam do Szwecji, to tam także nie jest z tym najgorzej, daje się również odczuć wsparcie.
Czyli w Polsce najlepsi kibice są według ciebie w Toruniu czy może na przykład we Wrocławiu, gdzie niegdyś jeździłeś?
- Oczywiście, że najlepsi są w Toruniu. Na kibiców z Wrocławia też narzekać nie mogłem, zawsze odczuwalne było wsparcie z ich strony. Jeździłem we Wrocławiu przecież przez trzy lata. Są oni naprawdę w porządku. Czasami w życiu potrzebne są zmiany. Teraz jestem zawodnikiem Torunia, cieszę się z tego, dobrze mi się tu układa, a na dodatek możemy liczyć na wsparcie naszych fanów.
W sobotę miała się odbyć ostatnia runda tegorocznego Grand Prix w Gelsenkirchen. Przeniesiono ją jednak na 18 października do Bydgoszczy. Co myślisz o tej decyzji BSI?
- To jest absolutnie robienie śmietnika z Grand Prix, jeśli mamy znowu ścigać się w Bydgoszczy (Hans wypowiada przysłuchując się pytaniu, ironicznie się uśmiecha – przyp.red.). Uważam, że dobrą i słuszną decyzją było odwołanie zawodów w Gelsenkirchen, ale dlaczego mamy jeździć akurat w Bydgoszczy? Przecież równie dobrze moglibyśmy się ścigać choćby w Lesznie, Gorzowie, Częstochowie czy we Wrocławiu. Ale nie w Bydgoszczy. Dwa razy w miesiącu zawody cyklu Grand Prix w jednym mieście to już jest przesada.
Wnioskuję z tego, że mówisz tak, bo nie najlepiej leży ci bydgoski tor?
- Nie, wcale nie dlatego. Na bydgoskim torze czuję się całkiem nieźle. Uważam jednak, że taka decyzja o przeniesieniu ostatniej rundy Grand Prix do Bydgoszczy jest po prostu nie fair.
Jak zapatrujesz się na takie sposoby rozwoju i promocji speedwaya jak organizowanie Grand Prix w Rosji czy w Australii? Jeżeli chodzi o Australię, to runda GP jest tam już niemal zaklepana, w Rosji jeszcze nie…
- Myślę, że te kierunki rozwoju żużla są wskazane, dzięki temu sport ten może się stawać coraz bardziej popularny w różnych krajach na świecie. Ale udział w cyklu Grand Prix pod względem finansowym jest niestety mało opłacalny. Jeżeli będziemy mieli wystartować w jednej z rund GP w Australii, to po prostu nie będzie nas na to stać. Przelot, zakwaterowanie i inne koszty związane z podróżą nas przerosną. Jeśli zawodnicy za jazdę w Grand Prix nie będą otrzymywać większych pieniędzy, to nie widzę za bardzo szans dla rozgrywania turniejów o indywidualne mistrzostwo świata gdzieś daleko od Europy.