Wandę oceniłbym na "5" - rozmowa z Rafałem Trojanowski, żużlowcem Wandy Instal Kraków

Rafał Trojanowski w trakcie sezonu został wypożyczony do Wandy Instal Kraków. Ten krok uznaje za słuszny. Mówi o przyszłym sezonie i propozycjach zmian w regulaminie.

Oliwer Kubus: Sezon 2013 rozpoczynał pan jako zawodnik Lubelskiego Węgla. Jako że nie otrzymywał pan wielu szans, zdecydował się pan na wypożyczenie do Speedway Wandy Instal Kraków. Z perspektywy czasu był to właściwy wybór?

Rafał Trojanowski: Mimo że przed przejściem do II ligi miałem pewne obawy, to okazało się, że wykonałem dobry krok. Wystąpiłem we wszystkich dziesięciu meczach, które pozostały do końca rozgrywek. Myślę, że spełniłem oczekiwania działaczy oraz kibiców Wandy, czego nie można powiedzieć odnośnie do Lublina, gdzie początek sezonu miałem trochę pechowy.

Krakowianie wywiązali się z kontraktowych obietnic?

- Nie mam nic do zarzucenia, jeśli chodzi o atmosferę i funkcjonowanie klubu. Wszystko układało się niemal od początku do końca bardzo dobrze i jestem tym pozytywnie zaskoczony. Prezes, menedżer, ludzie, którzy przygotowali tor czy pomagali w obsłudze meczów pracowali bardzo intensywnie. Po rocznej przygodzie odważę się stwierdzić, że klub po drobnych poprawkach jest przygotowany do startów w pierwszej lidze, zwłaszcza że mam porównanie do innych drużyn.

Zdania na temat klubów drugoligowych, do tego grona zalicza się też Wanda, są podzielone. Wielu żużlowców narzeka na małą liczbę startów i opóźnienia w wypłatach.

- Szczerze mówiąc długo zastanawiałem się nad jazdą w II lidze. Opinie były różne i dochodziły do mnie słuchy o problemach zespołów. Moje obawy okazały się jednak nieuzasadnione. Współpraca układała się bardzo poprawnie, może nie idealnie, ale w ciężkich czasach taki klub trudno znaleźć. Jestem zadowolony, Wandę mogę ocenić na piątkę. Chciałbym podziękować prezesowi, panu Jerzemu Pilchowi, menedżerowi, firmie Instal, pozostałym darczyńcom, wszystkim pracownikom klubu i kibicom za miłe przyjęcie oraz stworzenie dobrych warunków do startu. Dziękuję także swoim sponsorom: AMD Group i Polkemic.

Z pewnością zastanawiał się już pan nad swoją przyszłością i następnym sezonem. Do którego klubu panu najbliżej?

- Jestem w kontakcie z działaczami Wandy, którzy powiedzieli, że są zainteresowani przedłużeniem ze mną kontraktu. Biorę tę propozycję pod uwagę, tym bardziej że klub ma aspiracje do awansu i dobrze się tam czułem. Czekam jeszcze na oferty z pierwszej ligi. Pojawiają się już przymiarki, trwają wstępne rozmowy, ale na razie bez konkretów. Zobaczymy, co uda się wynegocjować.

Jak druga liga, to tylko Wanda?

- Nie zrobiłbym krakowianom tego i nie zasiliłbym szeregów jej rywala. Dlatego jeżeli zmienię klub, to tylko na ten z wyższej klasy.

Najniższa klasa rozgrywkowa czymś pana zaskoczyła? Startował pan po raz pierwszy na tym szczeblu.

- Niektórzy myślą, że jak przejdą do II ligi, to będą bawić się jazdą. Patrząc na wyniki gościnnie startujących zawodników, wiedziałem, że liga stoi na wysokim i wyrównanym poziomie. Na plus zaskoczyła mnie organizacja klubów, funkcjonujących nie gorzej niż ośrodki pierwszoligowe. Niespodziankę stanowiły dla mnie siłą rzeczy tory. Jeździłem na nich bardzo rzadko, wyłączając Krosno. W Opolu czy Pile miałem mało okazji do startów i pod tym względem inni zawodnicy posiadali nade mną przewagę. Musiałem dostosować się do nowych warunków.

Czego zabrakło w tym roku, to zrealizowania celu sportowego, jakim była promocja do I ligi.

- Szkoda, ponieważ wydawało się, że awans jest realny. Gdy przychodziłem do Krakowa, taki cel przed nami postawiono. Drużyna po dojściu Korneliussena miała duży potencjał i nie odstawała od ROW-u Rybnik. Dwa mecze z tym zespołem potoczyły się dla nas pechowo, ale widocznie szczęście sprzyjało lepszym.

O wyniku rewanżowego spotkania rundy finałowej z ROW-em decydował ostatni wyścig, w którym upadł pan po ataku Ilii Czałowa. Arbiter nie dopatrzył się winy Rosjanina, co wzbudziło w waszym obozie niezadowolenie.

- Sądzę, że zostałem niesłusznie wykluczone, podobnie jak w kolejnym meczu w Krośnie. Sędziowanie nie jest łatwą pracą, lecz arbitrzy przed podjęciem spornej decyzji powinni się dokładnie zastanowić. Jednym werdyktem mogą przekreślić naszą ciężką, całotygodniową pracę. Powtarzałem sędziom, że nie jestem Nicki Pedersenem i nie awanturuję się z byle powodu. Kiedy mam świadomość, że zrobiłem coś nie tak, to się nie odzywam. Taką zasadę wyznawałem przez całą karierę.

"Trojan" bierze pod uwagę dalsze starty w Krakowie
"Trojan" bierze pod uwagę dalsze starty w Krakowie

[nextpage]
Rozjemcom nie pomagają powtórki?

- Często sędziowie mają w głowie pewną wizję sytuacji i oglądając powtórkę, tylko utwierdzają się w swoim pierwotnym przekonaniu. Trzeba mieć świadomość, że każdy mecz poprzedzają ciężkie i kosztowne przygotowania. Jedna decyzja może nieść poważne konsekwencje finansowe, choćby z tego względu, że przez stratę oczek żużlowiec nie łapie się na najwyższy szczebel "drabinki" punktowej. Przez dwa moim zdaniem niesłuszne wykluczenia poniosłem spore straty zarówno pod względem pieniężnym, jak i sportowym, gdyż w klasyfikacji najskuteczniejszych spadłem nieco niżej, a dla mnie ma to duże znaczenie. Słowo "przepraszam" ze strony arbitra niestety nie wystarcza.

Sędziowanie to niełatwy kawałek chleba. W niektórych sytuacjach trudno wskazać winnego, a pamiętajmy o presji kibiców i mediów.

- Choć dużo jest wypadków, w których żaden z uczestników nie ponosi winy, sędzia zawsze musi kogoś wykluczyć. To dla mnie nieporozumienie i nie wiem, dlaczego nie wprowadzi się ulepszeń do regulaminu. Myślę, że brakuje dialogu z zawodnikami. Na spotkaniach działaczy klubów i organów zarządzających powinni pojawiać się przynajmniej kapitanowie drużyn. Być może wspólnie doszlibyśmy do ciekawszych, rozsądniejszych ustaleń. Obecnie stawia się nas przed faktem dokonanym.

Regulaminy w żużlu zmieniają się co roku i niewiele jest w Polsce osób, które znałaby je punkt po punkcie.

- To duży problem dla kibiców. My, zawodnicy, też czasami nie wiemy, co można, a czego nie. Ten sport ze względu na przepisy staje się coraz cięższy. W parkingu nie możemy się skupiać wyłącznie na sprzęcie, ale trzeba też ciągle kontrolować czas, bo jeśli przegapisz 5 minut, to już nie wejdziesz na tor. Zbyt dużo nowinek się wprowadza. Nie służą one poprawie, a tylko psują nam głowy. W dodatku nie można mówić o tym, co złe otwarcie, bo za każdą krytykę grozi kara. Czasy komunistyczne się skończyły. Panuje wolność słowa i każdy ma prawo wypowiedzenia się na tematy, które bezpośrednio nas dotyczą.

Można odnieść wrażenie, że władze przy modyfikacji przepisów skupiają się na błahostkach, pomijając kwestie naprawdę istotne.

- Najważniejsze powinno być widowisko. Należy dążyć, by tor stwarzał wszystkim jednakowe warunki do ścigania, nawet przyjezdnym juniorom, którzy muszą czuć się pewnie. Kibice uwielbiają mijanki. Ponadto dobrze byłoby zmienić postrzeganie na temat zawodnika jadącego z przodu. Panuje przekonanie, że może on dyktować warunki swoim rywalom. Prowadzący żużlowcy oglądają się na prawo i lewo, starając się zablokować atakującego przeciwnika. Gdyby ci jeźdźcy mieli świadomość, że za takie zachowanie można być wykluczonym, pewnie zostawiliby miejsce do wyprzedzenia. Atakujący zawodnik czułby z kolei, że może pozwolić sobie na brawurową akcję, bo jadący przed nim rywal nie zmieni nagle toru jazdy, nie zablokuje go. Regulamin przewiduje upomnienia za jazdę nie fair w postaci kartek. Przykładowo Grisza Łaguta mógłby być już kilkakrotnie ukarany za oglądanie się i dojeżdżanie do płotu. Zaostrzenie przepisów spowodowałoby, że obserwowalibyśmy mniej takich upadków, jak Emila w Toruniu, a więcej ścigania i mijanek. O to powinno w żużlu chodzić.

Przerwa zimowa to dla żużlowców często jedyna szansa na wygospodarowanie czasu na urlop. Zamierza pan odpocząć i naładować baterie czy skupi się pan już na przygotowaniach?

- Chyba nie mam po czym odpoczywać. Powoli koncentruję się na przyszłym sezonie i staram się wyciągnąć wnioski z tegorocznych błędów. Okazji do startów pojawiało się mimo wszystko mało. Niektórzy obcokrajowcy startują w miesiącu tyle, co ja przez cały rok. Być może doczekamy się czasów, gdy liczba meczów się zwiększy. Wielu z nas mogłoby jeździć za mniejsze pieniądze, byleby zachować ciągłość i regularność startów. Więcej meczów spowodowałoby bowiem, że nie musielibyśmy tak często trenować lub szukać imprez za granicą. Kibice i sponsorzy też nie będą chętnie utożsamiać się z drużyną, która na swoim torze jedzie w sezonie 7-8 razy. I co to za promocja miast przez sport?

Według Trojanowskiego, w regulaminach żużlowych jest sporo do poprawy
Według Trojanowskiego, w regulaminach żużlowych jest sporo do poprawy

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Źródło artykułu: